Pierwszy solowy album Wacława Zimpla jest moim zdaniem wręcz wzorowym odbiciem jego dotychczasowych doświadczeń i poszukiwań, a przy tym rezultatem bardzo świadomego, konkretnego pomysłu i klarowną, ale błyskotliwą jego realizacją, opartą na misternej, w pojedynkę zbudowanej polifonii. Może nie będzie z tego powodu opowieścią zaskakującą, może w większym stopniu jest podsumowaniem niż otwarciem, ale nie przeszkadza to w przyjemności czerpanej z odkrywania jego poszczególnych odsłon. Lines to tylko sześć utworów i czterdzieści minut muzyki, ale (o czym niżej) ze strukturą wybitnie sprzyjającą jej zapętleniu. Poszczególne kompozycje w zasadzie dość wyraźnie różnią się od siebie, ale świetnie skleja je wyjątkowa wrażliwość na dźwięk, jego brzmienie i melodyjność, które bardzo u Zimpla cenię. Ślady koncepcji i sposobów myślenia znane z płyt Saagary, To Tu Orchestry czy nawet Hery są tu mniej lub bardziej czytelne, najbardziej wyraźny będzie pewnie duch minimalizmu, towarzyszący Lines niemal w każdym punkcie tego niejednorodnego pejzażu, ale nie będący na szczęście powtórką z rozrywki, jednorodnym hołdem dla minimal music, bardziej za to punktem wyjścia, wyściółką dla harmonijnie ułożonego i precyzyjnie przemyślanego drugiego oblicza tej muzyki - własnej ekspresji, melodyki, budowania narracji. Nie ma tu przypadków, ale do pewnego stopnia brakuje wyraźniejszego pierwiastka dramaturgicznego, przez co słucha się Lines zdecydowanie z przyjemnością, angażującą uwagę, choć bez szczególnie porywającego napięcia. Precyzyjną klamrą są utwory pierwszy i ostatni, oparte na cierpliwych klawiszowych repetycjach i będących dość wyraźnym odwołaniem do tradycji rileyowskiej. W "Breathing Etude" odbija się nieco Young, ale nawet kolejny na liście piętnastowieczny kanon "Deo Gratias" ma tutaj sens i nie jest w tym zestawieniu przypadkowym wyborem. W kompozycji tytułowej odnajdziemy ślady hinduskich motywów, jakie eksploruje Saagara, razem z następnym na liście, niemal roztańczonym "Five clarinets" chyba najwyraźniej eksponuje melodyczny wymiar tego albumu, jednocześnie najpełniejszym tu zmaterializowaniem idei polifonii. Dobra, wciągająca płyta.
[Marcin Marchwiński]