polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Sisters (Rogiński / Lenar) The Mono

Sisters (Rogiński / Lenar)
The Mono

Od pierwszego wspólnego koncertu Raphaela Rogińskiego i dj Lenara czasu upłynęło sporo, bodaj już prawie pięć lat. W międzyczasie spotykali się na scenie mocno sporadycznie, pozwalając nieco o sobie zapomnieć i sprawić, by Sisters stali się tylko okazjonalnie przypominającym o sobie efemerycznym projektem. Cieszy więc, że namacalny efekt tej wyjątkowej współpracy dostajemy właśnie teraz, a radość tym większa, że płyta dowiodła, iż czekać było warto. Duet to wyjątkowy nie tylko z powodu niecodziennego połączenia instrumentów – obaj muzycy odnaleźli się w takiej konstelacji wybornie, znajdując przy tym niemal idealną równowagę w pełnoprawnym prowadzeniu narracji. Wpływ Lenara na końcowy efekt jest bowiem nie mniejszy niż Rogińskiego i na odwrót. Nie są dla siebie tłem, bo choć gramofony mogą jawić się naturalną sekcją rytmiczną dla gitary Raphaela, suwerennie – choć z oczywistych względów innymi metodami – stanowią o charakterze tej wypowiedzi. Ta wiedzie nas drogą, na której spotykają się zgoła odmienne tradycje: gitarowe partie Rogińskiego przywołują skojarzenia z estetyką bluesową, czy amerykańskim folkiem sprzed kilku dziesięcioleci, muzyka nie spieszy się, a w swojej jednostajności i precyzji co i raz wprowadza w trans. Sugestywnie przenika plastycznie konstruowane partie Lenara, które od delikatnych szmerów czy trzasków, przetworzonych wokaliz oraz dość bliskim hiphopowi akcentów wpadają w hałaśliwe, agresywne brzmienie.

Tak skonstruowana muzyka fascynuje, trzyma w napięciu, ale ma, przynajmniej dla mnie, jeszcze jedną istotną cechę, która – zdając się tylko na emocjonalny odbiór – wyrasta na pierwszorzędną: w tym nagromadzeniu i narastaniu emocji, w tym poczuciu, że w często powolnym i niespiesznym tempie wymierzane są kolejne ciosy, zdecydowanie bardziej przytłacza niż działa kojąco, bardziej boli i niepokoi niż oczyszcza i relaksuje. Nie wyłączam jednak płyty, wciągnięty bez reszty słucham do końca.

[Marcin Marchwiński]