Wacław Zimpel jest autorem trzech z pięciu kompozycji na debiutanckiej płycie kwartetu Hera (WZ, Paweł Posteremczak, Ksawery Wójciński, Paweł Szpura), ale błędem byłoby traktowanie go jako „lidera”. Jest bowiem w tym zespole na wskroś współczesna, intensywna kolektywność twórczego procesu, choć głębokie, akustyczne brzmienie i emocjonalna siła muzyki sięgają aż do klasyków lat 1960-tych. Ten kooperatywny walor daje nadzieję, że nie mówimy o kolejnym „projekcie”, tylko obserwujemy narodziny regularnego working-bandu. Na co szczerze liczę, ponieważ pierwsza jego wypowiedź jest fascynująca. Muzykom udało się rzadkie połączenie intensywnego, zróżnicowanego, nielinearnego grania free z głębokim, poruszającym komunikatem emocjonalnym. Jasne, to właśnie zdolność przekazywania uczuć grą wyłamującą się ze schematów jazzowych i klasycznych jest jednym z wyróżników talentu Zimpla, ale łkania i spazmy saksofonów Posteremczaka i wrażliwa, raz natchniona, raz posępna gra sekcji rytmicznej mają tu równe znaczenie. Rozpisany na pięć utworów album okazuje się jedną narracją, buzującą pod powierzchnią i odkrywającą kolejne kręgi znaczeń i stanów emocjonalnych. Wyobraźnia i perfekcja wykonania to jedno. Poczucie absolutnej celowości, wręcz misji granej muzyki to drugie. Hera ma obie te rzeczy i nie można wobec ich opowieści przejść obojętnie.
[Piotr Lewandowski]