polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
U2  How to dismantle an atomic bomb

U2
How to dismantle an atomic bomb

Zdrowy rozsądek podpowiada by nie wierzyć nigdy artystom zapowiadającym swoje najnowsze nagrania. A ja znowu dałem się nabrać ! Zwykle dostajemy slogany typu: "to najlepsza rzecz jaką nagraliśmy" tym razem nasłuchaliśmy się o tym jak bardzo The Edge jest naładowany agresją i w jaki sposób wpłynie to na nowy album. Czekałem zatem na mocną, porywającą płytę z gitarowym czadem. Wydawało mi się nawet, że po tak przeciętnej płycie jak poprzednia "All That You Can't Leave Behind" będzie to krok w najwłaściwszym kierunku. Zazwyczaj każdy kolejny album U2 był bowiem próbą odejścia od formuły wypracowanej na ostatnim krążku. Wszelkie sequele ("Rattle & Hum" po "The Joshua Tree" i "Zooropa" po "Achtung Baby") kończyły się spektakularnymi porażkami. Tym razem jednak wszyscy zgodnie zapiali z zachwytem. I wcale się temu nie dziwie. Dostaliśmy album bez żadnych udziwnień i eksperymentów, czyli takie klasyczne U2 jakie kochamy i lubimy od lat. W dodatku na tle "All That You Can't Leave Behind" najnowsza płyta robi zdecydowanie lepsze wrażenie. Jest od niej o niebo równiejsza, właściwe tylko "Original of the Species" woła o pomstę do nieba (ach te "turu-turu-turu", ach te "sugar c'mon".). Właściwie jedynym śladem zapowiadanego gitarowego brudu jest singlowy "Vertigo" który jest takim mniej nośnym "Beautiful Day". Zespół pohałasował jeszcze sobie w "Love And Peace Or Else" i na tym koniec. Kolejne 2 utwory: "Miracle Drug" i "Sometimes You Can't Make It on Your Own" to U2 w swoim najbardziej znanym wydaniu: świetna melodia, klasyczne łkanie gitary The Edge'a, zaangażowany głos Bono. "All Because of You" to kolejny murowany hit w bogatej dyskografii zespołu. Równie przebojowy jest znakomity "City of Blinding Lights". Refleksyjny "Man and a Woman" ma bardzo mądry tekst choć drugim "One" na pewno nie będzie. Najbardzie zaskoczył mnie początek zamykającego płyte utworu "Yahweh". Przez ok.15 sekund wytwarza się niepokojący, mroczny klimat kojarzący się z utworami typu "Acrobat" czy "Unforgattable Fire". Robi się naprawde bardzo ciekawie, w pewnym momencie wchodzi jednak Bono z tekstem "Take these shoes click clacking down some dead end street...", cały klimat momentalnie wyparowuje, piosenka nabiera radośniejszego rysu i - co tu dużo mówić - staje się banalna. Szkoda, że ten kończący płytę utwór pozostawia pewien niedosyt. O utworze zamykającym album na miare "40" z "War", "Mothers Of The Disappeared" z "The Joshua Tree" czy "Love is Blindness" z "Achtung Baby" można niestety tylko pomarzyć.

Inna sprawa, ze w niektórych edycjach utworem kończącym płytę jest równie lekki "Fast Cars" w klimatach zahaczających o flamenco. Numer ten jest o tyle znaczący, iż z fragmentu jego tekstu wziął się tytuł całej płyty "How to dismantle an atomic bomb". Największym nieobecnym podstawowej edycji najnowszego albumu jest jednak utwór "Mercy", który z niewiadomych powodów wypadł z albumu. Jeśli zespół trzyma ten utwór na jakiegoś singla to radze go natychmiast kupić! Dość powiedzieć, że jest to mój ulubiony utwór z sesji do "How to dismantle an atomic bomb". Dlaczego ? Przez te 6,5 minuty dzieje się tyle co przez pół albumu: utwór powoli się rozkręca aż do dramatycznego finału, jest wściekła gitara, jest zbolały i zawodzący głos Bona, w powietrzu czuć prawdziwe emocje. Bomba !

Powiem szczerze: słucham tej płyty często i z dużą przyjemnością, ale bez mrowienia po plecach i emocjonalnych uniesień. Do historii ta płyta z pewnością nie przejdzie.

U2 ma już taki status, że spokojnie mogliby pozwolić sobie na wszystko, na każde szaleństwo. Zamiast tego od kilku lat dopieszczają swoje charakterystyczne brzmienie i eksplorują dobrze znane rockowe rejony. Dzięki temu za - powiedzmy - 20 lat będą współczesnymi Stonesami nadal zapełniającymi stadiony i sprzedającymi składanki największych przebojów w milionowych nakładach. Bo tak naprawdę czy ktoś oczekiwał jeszcze po U2 nowej jakości na miarę "Achtung Baby" ?

This is what you want, this is what you get !

[Marcin Jaśkowiak]