Trzeci album waszyngtońskiego Q and Not U przynosi największą rewolucję i krok do przodu w historii zespołu, który zaczynając kilka lat temu od solidnego emowego grania zawędrował w porywające, dynamiczne i bardzo piosenkowe rejony. "Power" to trzynaście kompozycji uderzających tanecznością nie tylko fanów zespołu, ale chyba każdego potencjalnego słuchacza. Trzeba przyznać, że jest to bardzo zaskakujący kierunek ewolucji zespołu, który pozbawiony został kilka lat temu basisty i postanowił wyciągnąć jak najwięcej z dwóch gitar, syntezatorów i perkusji. Gdy uwzględnimy, że perkusista uległ poważnej kontuzji stopy grając w hokeja i nie bardzo jest w stanie używać stopki, tym bardziej zaskakująca staje się wolta w stronę uwypuklenia rytmiki. Q and Not U podkręcili dynamikę, nadali swoim numerom piosenkowej, przebojowej postaci, tradycyjne rockowe struktury zamienili na bardziej zaskakujące rozwiązania rytmiczne, bez żadnych obaw zaczęli śpiewać falsetami i przyznawać się do chociażby funkowo-afrobeatowych inspiracji. W rezultacie powstał porywający album, aż nabity przebojowymi i melodyjnymi patentami, a przy tym naprawdę intrygujący.
Wspomnień po Fugazi i emowych korzeniach jest tutaj niewiele, bowiem dominują rozwiązania wcześniej jedynie sygnalizowane. Mimo, że na pierwszy rzut oka gitarzystom bliżej do sięgnięcia po bas niż po klawisze, gitara basowa pojawia się chyba tylko raz i to w towarzyszeniu syntezatorów. One właśnie w powiązaniu z lekkimi i energetycznymi gitarami stanowią podstawę rewelacyjnie melodyjnych wokali. Już otwierający płytę Wonderful People wybucha w twarz nie siłą riffu, lecz skocznym i rozbrajającym połączeniem falsetów z funkowymi gitarami i syntezatorem. Właśnie prostota gitarowych partii zaskakuje na "Power", sam zachodziłem w głowę, jakim sposobem tak banalne pomysły jak Wet Work mogą dać tak fantastyczny rezultat. Część sukcesu tkwi jednak w różnorodności pomysłów. Czy wokale są mocne jak w 7 Daughters, czy kpiarsko wysokie jak L.A.X, czy syntezatory wprowadzają chaos (X-Polynation), czy stanowią o melodii (znowu Wet Work), czy rytm prowadzony jest przez fortepian a la The Beatles (Collect the Diamonds), czy też jest po prostu house'owy (Beatiful Beats), każde z rozwiązań broni się na całej linii i nie pozwala usiedzieć na miejscu. Skojarzenia z takimi grupami jak !!! i The Rapture są jak najbardziej na miejscu, nie ma jednak mowy o wtórności. Kilka utworów bardziej rockowych i nawet zaciągające folkiem balladki z użyciem fletu i harmoniki utwierdzają mnie w przekonaniu, że Q and Not U doskonale wiedzą, czego chcą i nagrywają muzykę wypływającą z głębi duszy.
Teksty wskazują na punkowe korzenie zespołu i poruszają całą gamę społecznie odniesionych tematów, nie stroniąc jednak o spraw osobistych. Wydaje się to nieco zaskakujące w zestawieniu z tanecznością muzyki, ale to tylko pozory, bowiem sukces tej płyty wynika ze szczerości, z jaką została nagrana. Na szczęście muzycy nie obawiali się kompletnie przedefiniować swojego stylu, sięgnęli po melodie z entuzjazmem kilkuletniego dziecka i wycisnęli z prostych środków tyle, ile się dało. W rezultacie, jak sam tytuł wskazuje, z płyty aż bije energia, którą niezmiernie łatwo i bardzo przyjemnie się wchłania. Q and Not U to przykład rewelacyjnego rozszerzenia muzycznych horyzontów poza punkt wyjścia, jakim był punk-rock, na sfery diametralnie inne. Po prostu super.
[Piotr Lewandowski]