polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Q and not U wywiad z Johnem Davisem

Q and not U
wywiad z Johnem Davisem

Q and Not U to pochodzący z Waszyngtonu zespół, którego trzeci album "Power" ukazał się właśnie dzięki wytwórni Dischord. Formacja, która początkowo raczej wpisywała się w nurt zapoczątkowany przez Fugazi, kompletnie zaskoczyła zwrotem w stronę połączenia punkowego korzenia z funkowymi i tanecznymi klimatami, co zaowocowało najciekawszym wydawnictwem w dorobku zespołu. Więcej na temat "Power" znajdziecie w dziale recenzji. Z perkusistą Q and Not U John'em Davis'em udało mi się porozmawiać w czasie przerwy, jaką zespół miał pomiędzy amerykańską i europejską trasą koncertową. Z innego punktu widzenia, rozmawialiśmy w kilka dni po amerykańskich wyborach prezydenckich.

Gdy po raz pierwszy słuchałem "Power", byłem bardzo zaskoczony. Co prawda z każdą poprzednią płytą wasz styl ulegał zmianie, ale nowy album jest znacznie bardziej melodyjny i rytmiczny. Czy ten przewrót dojrzewał w was od dawna, zależało wam na nie powielaniu stylu znanego z wcześniejszych albumów? Jak wyglądała przemiana i zastąpienie emowego stylu elementami bardziej tanecznymi?

Zmiana stylistyki nie była przez nas tak naprawdę zaplanowana. Nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy usiedli razem i postanowili nagrać płytę brzmiącą kompletnie inaczej od tego, co robiliśmy w przeszłości. Myślę, że zawsze naszym celem podczas tworzenia było osiągnięcie nowej jakości i mieliśmy na uwadze, żeby nie powtarzać pomysłów zrealizowanych już wcześniej. Z drugiej strony, ciągle jesteśmy tą samą grupą ludzi, więc nasza muzyka będzie miała pewne charakterystyczne elementy wspólne dla wszystkich naszych płyt. Jednak wydaje mi się, że każdy, kto zna nasze płyty, przyzna, że raczej różnią się one od siebie. Gdy nagraliśmy drugi album, czyli "Different Damage", publiczność także była zaskoczona. Wtedy chodziło o to, że nie był on tak hałaśliwy i szybki jak debiut, że był po prostu inny. Dla nas nie było w tym nic dziwnego, szczególnie, że nagraliśmy go bez basisty. Więc spodziewaliśmy się podobnych reakcji obecnie, ponieważ "Power" rzeczywiście brzmi zupełnie inaczej niż starsze nagrania. Jest to album bardziej ukierunkowany na piosenki, staraliśmy się nie powielać pewnych cech naszych starszych płyt. Słyszałem opinię, że jest on bardzo taneczny, w czym jest sporo prawdy. Nie wyczerpuje to tematu do końca, ponieważ według mnie około pięć utworów na "Power" jest, powiedzmy, tanecznych. Natomiast takie numery jak District Night Prayer, Throw Back Your Head, Passwords, Dine, na pewno nie są utworami do tańca. To zdecydowanie rockowe kawałki, poza tym jest też spokojne i wyciszone Collect the Diamonds. Więc opinie krytyków przyklejających "Power" etykietkę tanecznej i rytmicznej płyty prezentują jedynie część prawdy. Trochę mnie to irytuje, ale jestem w stanie to zrozumieć. Cały czas wychodzi tyle nowej muzyki, że nie wszystkiemu można poświęcić pełną uwagę i próbuje się ją upraszczać, klasyfikować.

Na "Power" słychać bardzo dużo syntezatorów, często zastępujących bas. Czy zaczęliście eksperymenty z tym instrumentem podczas pracy nad nową płytą, czy używaliście ich wcześniej? Na "Different Damage" także pojawiają się syntezatory, ale nie na taką skalę.

Gdy sześć lat temu założyliśmy zespół, już wtedy używaliśmy syntezatorów, zanim jeszcze cokolwiek nagraliśmy. Później zarzuciliśmy ten instrument. Jednak w momencie gdy odszedł nasz basista i z kwartetu przeistoczyliśmy się w trio, Chris i Harris - nasi gitarzyści - zdecydowali o powrocie do syntezatorów, by wzbogacić nasze brzmienie. "Different Damage" nagraliśmy już z użyciem klawiszy, a potem w miarę upływu czasu stosowaliśmy je coraz częściej, aż doszliśmy do sytuacji, gdy znajdują się one w centrum kompozycji. Sam skomponowałem kilka utworów głównie za pomocą fortepianu, więc dominująca rola instrumentów klawiszowych była jakby naturalną koleją rzeczy. Zapewniam cię jednak, że nie jest to wynikiem przemyślanego procesu.

Kilka dni temu zakończyliście amerykańską trasę promującą "Power". Czy wasza publiczność to ci sami ludzie co kilka lat temu, czy może przyciągacie obecnie innych słuchaczy? Czy wasi dawni fani nadal zainteresowani są muzyką Q and Not U?

To dobre pytanie, wydaje mi się, że na koncertach obecne były obie grupy - dawni fani i osoby nowe. W tym kontekście nie chodzi nawet o zmianę naszego stylu, ale wiele osób w Stanach słuchających muzyki takiej jak nasza, wybiera się na koncerty nie dla muzyki, ale dla samego faktu pójścia na koncert, nie będąc tak naprawdę fanami danej grupy. Istotny dla nich jest sam fakt imprezy. Jest to szersza kwestia, chyba mentalno-społeczna i warta zastanowienia. Nie o takich fanów jednak nam chodzi. Jeżdżąc po kraju spotykamy oczywiście ciągle tych samych ludzi, więc na pewno część słuchaczy ewoluuje wraz z nami i pozostaje nam wierna. Braliśmy pod uwagę, że niektórych fanów stracimy dzięki "Power", ale tak samo było dwa lata temu przy okazji "Different Damage", która to płyta bez dyskusji odniosła większy sukces niż nasz debiut. Równocześnie, część słuchaczy odpadła i zastąpili ich nowi. Więc wydając "Power" musimy liczyć się z tym, że fani nastawieni na cięższe, gitarowe granie od nas się odwrócą, ale to jest zupełnie w porządku i w ogóle mnie nie martwi. Jestem pewien, że zdobędziemy nowych słuchaczy, co potwierdziło się na koncertach, gdzie pojawiali się ludzie znający jedynie nasz nowy materiał. Przydarza się to wielu zespołom po kilku latach kariery - im dłużej grasz, tym mniej powinno cię obchodzić, co ludzie myślą o twojej muzyce i czy dawni fani nadal się słuchają.

Nowy album to zupełnie inna stylistyka. Czy gracie na żywo stare kompozycje w nowych, aktualnych aranżacjach? Obecnie wykonujemy tylko dwa numery z naszej pierwszej płyty - A Line in the Sand i Washington Monuments - i rzeczywiście, brzmią one nieco inaczej. Drugi album nagraliśmy już jako trio, więc gramy więcej kawałków z tej płyty i przede wszystkim nowy materiał.

Od samych początków współpracujecie z wytwórnią Dischord, kojarzoną przede wszystkim z Fugazi i waszyngtońskim hard-core. W tym kontekście "Power" wydaje się być zaskakującą pozycją w katalogu Dischord. Czy jesteście odosobnionym przypadkiem wybijającym się z szeregu, czy możemy mówić nadal o czymś takim jak stylistyka Dischord, wyznaczona właśnie przez Fugazi, w którą wpisywał się przecież wasz debiut?

Chodzi ci o to, czy fani Dischordu są zaskoczeni tym, że wydaje on muzykę tak odmienną od korzeni tej wytwórni? Sądzę, że w Stanach na pewno nie. W Europie Dischord jest postrzegany zupełnie inaczej niż w USA, bardziej przez pryzmat historii i hard-core'owych, punkowych początków tej wytwórni. Jednak młodsze pokolenie słuchaczy, którzy nie spędzili swojej młodości na koncertach Fugazi i Minor Threat, podchodzi do Dischord zupełnie inaczej. Co więcej, w Stanach ludzie nie pozostają punkowcami przez wiele lat - nadal kochają tę muzykę, ale nie chodzą już na koncerty. W Europie jest inaczej, nie dziwi obecność czterdziestolatków na koncercie Fugazi. Dlatego wydaje mi się, że jedynie mniejszość odbiorców jest zaskoczona tym, że nasza muzyka nie jest typowa dla Dischordu. A my sami nie chcemy być typowym zespołem z Dischordu, chcemy nagrywać muzykę, która będzie odzwierciedlała nas samych, która będzie szczera i właśnie odmienna. Dlatego nie będziemy przejmować się reakcjami na nasze brzmienie. Zauważ jednak, że Dischord zawsze prezentował dość szerokie spektrum i pozwalał swoim kapelom grać tak, jak same miały ochotę.

Kontynuując analogie do przeszłości, czy czujecie się częścią jakiejś szerszej sceny? Swego czasu zespoły z Waszyngtonu były momentalnie rozpoznawalne i traktowane jako związane ze sobą. Czy obecnie też funkcjonuje w tym mieście taka scena?

W Waszyngtonie jest tradycja czerpania z punkowej i hardo-core'owej przeszłości z zamiarem wzbogacenia jej o nowe elementy. Właśnie wskazywanie nowych kierunków, którymi może podążać punk jest nieodłączną cechą waszyngtońskiej sceny. Chodzi o unikanie tego, co bezpośrednie i oczekiwane. Sami należymy do tak określonego nurtu, polecam też nagrywające dla Dischord El Guapo, z którymi zagraliśmy właśnie wspólną trasę, a także Black Eyes.

Niedawno ukuto nowy termin określający muzykę takich kapel jak Yeah Yeah Yeahs, Franz Ferdinand, Liars albo też !!!, czyli "dance punk". Waszą nową płytę także umiejscawia się w tym nurcie. Jaki jest twój stosunek do wymienionych zespołów, czy można mówić o istnieniu ukształtowanej sceny?

Zarówno my, jak i większość tych grup pojawiła się około czterech lat temu i powoli zdobywała popularność. Tak było z nami, podobnie z The Rapture, Liars, !!!, Radio 4. Za wyjątkiem Liars, graliśmy ze wszystkimi tymi zespołami, znamy tych muzyków. Jeżeli nasz styl jest zbliżony, wynika to pewnie z tego, że wychowaliśmy się na podobnej muzyce, czyli punku i muzyce tanecznej, które wypłynęły później w naszej własnej twórczości. Znam osobiście większość członków tych kapel, lubię ich, szanuję ich muzykę i uważam za świetnych ludzi. Nie wywierają one jednak na nas żadnej presji artystycznej, raczej cieszy mnie, że granie, które mi samemu się podoba, staje się szeroko cenione. Jednak pod kątem muzycznym, nie czuję się złączony z nimi żadnymi więzami braterstwa, ale owszem szanuję ich.

Czy Q and Not U funkcjonuje w demokratyczny sposób podczas komponowania muzyki, czy macie może jakąś dominującą postać tworzącą większość materiału i wnoszącą pomysły?

"Demokratyczny" to odpowiednie określenie. Każdy z nas pisze piosenki samemu, które potem prezentuje pozostałym na próbach i wspólnie je dopracowujemy. Czasem podobają się one w całości, czasem jedynie fragment jest wykorzystany do budowy innej kompozycji. Działamy w ten sposób od samego początku. Zazwyczaj najpierw powstaje muzyka, a potem Chris z Harrisem podejmują decyzję, który z nich będzie śpiewał. Kolejnym krokiem jest więc wymyślenie melodii i napisanie tekstów. Jak widzisz, pracujemy zespołowo.

A propos tekstów, niejednokrotnie pojawiają się w nich tematy polityczne, także na waszej stronie internetowej znajduje się sporo linków do organizacji i inicjatyw o charakterze społeczno-politycznym, w szczególności antywojennym. Czy ostatnie cztery lata panowania G. W. Busha wywarły wpływ na funkcjonowanie sceny muzycznej w Stanach Zjednoczonych?

O tak, zdecydowanie, rządy Busha wywarły wpływ na praktycznie każdy aspekt życia w Ameryce, nie tylko na muzykę, ale wszystkich ludzi, którzy zaczęli przywiązywać większą uwagę do polityki i starają się brać sprawy w swoje ręce, zamiast tylko siedzieć i biernie obserwować wydarzenia wokół nich. Bush i jego administracja są przecież odpowiedzialni przed amerykańskim społeczeństwem i także do pewnego stopnia przed resztą świata, a ja osobiście nie jestem zadowolony z wielu decyzji przez niego podjętych. Wiele osób jest z tego powodu naprawdę złych i wnerwionych, dają temu upust, my także chcemy odnieść się do tych wydarzeń. Następne cztery lata będą bez wątpienia trudnym okresem dla Stanów i całej planety. Z jednej strony się obawiam, ale z drugiej jestem przede wszystkim pełen nadziei, że uda się odwrócić bieg zdarzeń. Bush będąc przy władzy będzie oczywiście w stanie wzmocnić swoją pozycję i będzie wywierał zasadniczy wpływ na politykę i nasze życie, ale wszystko jest w rękach poszczególnych ludzi. To od nich zależy, czy będą aktywnymi członkami swoich społeczności robiącymi w celu zmiany sytuacji wszystko, co w ich mocy. Muzyka i inne sztuki będą miały więc do spełnienia szczególną rolę, ponieważ cechą współczesnych czasów jest znacznie większa rola, jaką polityka odgrywa w codziennym życiu. Dlatego w naszej twórczości pojawia się więcej tematów politycznych, bowiem muzyka ma odzwierciedlać, jakimi jesteśmy ludźmi i co nas nurtuje. Co słychać chyba na "Power".

W grudniu czeka was trasa po Europie, jakie są wasze oczekiwania, czy koncertowanie w Europie jest innym doświadczeniem niż granie w Ameryce?

Według mnie można mówić o różnicach pomiędzy tymi miejscami, są one silniejsze niż różnice pomiędzy poszczególnymi miastami, państwami. W Stanach publiczność czasem jest bardzo energetyczna i reaguje spontanicznie, czasem jednak stoi bez ruchu i nie wydaje się być zainteresowana, co jest oczywiście mniej przyjemne, niż granie dla publiki tańczącej i śpiewającej teksty. Pamiętajmy jednak, że spokojny odbiór nie oznacza wcale, że słuchaczom nie podoba się muzyka. Mamy bardzo dobre wspomnienia z ostatniej europejskiej trasy w roku 2002, więc nie mogę się doczekać tej wyprawy. Spotkaliśmy wtedy wiele interesujących osób, z którymi sporo rozmawialiśmy, także o polityce. Europejczycy nie mają przecież na co dzień okazji do konwersacji z Amerykanami. Tegoroczna trasa może być pod tym kątem jeszcze ciekawsza, ponieważ Europa i Stany różnią się w swoich opiniach na wiele kwestii, szczególnie związanych z polityką Busha. Jestem dumny z bycia Amerykaninem, ale nie oznacza to, że popieram działania mojego rządu. Więc pewnie każdego dnia będziemy zasypywani pytaniami odnośnie polityki i muzyki, na pewno będzie to inspirujące. A poza tym zobaczymy, jak nasz nowy materiał odbierany jest w Europie. Będzie ciekawie.

Jakie były wasze inspiracje przy nagrywaniu nowej płyty? Jakiej muzyki słuchasz prywatnie?

Cała nasza trójka ma zbliżone gusta i pochłania sporo muzyki. Zawsze słuchaliśmy sporo różnych rzeczy, ciężko jest jednak wskazać, co konkretnie wpłynęło na "Power". Z pewnością jest to muzyka taneczna, funk, soul, r'n'b, nawet house, które dołączyły do naszych wcześniejszych, punkowych inspiracji typu The Jam, Clash, Buzzcocks. Do tego dochodzi pop, czyli The Beatles, The Kinks, afrobeat czyli Fela Kuti, Tony Allen, muzyka brazylijska. Elementy tych stylów przewijają się przez cały album, przeplatają się ze sobą i tworzą naszą własną muzykę. Lubimy tak różnorodne rzeczy, że nie jestem w stanie wskazać jednoznacznych inspiracji, ponieważ ich po prostu nie ma.

Czy działanie zespołu zapewnia wystarczający dochód, czy imacie się innych zajęć, aby zarobić na życie?

Nie jest łatwo utrzymać się jedynie z pieniędzy z muzyki. Gdy dużo koncertujemy, wtedy raczej nie ma problemu, ale jednak dorabiam sobie na boku. Czasami zajmuję się projektowaniem stron internetowych, czasem pracuję u znajomego, gdzie pracowałem przed założeniem zespołu. Dochody z tantiem i sprzedaży gadżetów nie są głównym źródłem naszego dochodu, ale może zmieni się to w związku z premierą nowej płyty.

Czy macie zamiar promować album w mediach, na przykład za pomocą wideoklipu?

Zastanawiamy się nad tym, ponieważ tego lata, podczas trasy po Południowej Afryce spotkaliśmy reżysera, który chce nam pomóc w nagraniu teledysku. Obecnie jednak nie mamy na to ani czasu, energii ani też pieniędzy. Dlatego kontakt z tym człowiekiem jest tak wartościowy, ponieważ wiemy, że za małą kasę jest on w stanie nakręcić coś fajnego. Bardziej jednak interesuje mnie wydanie koncertu na DVD.

Jakie są wasze plany na najbliższe miesiące, po zakończeniu europejskiej trasy?

Jakiś czas temu doszliśmy do wniosku, że w przeszłości koncertowaliśmy zbyt dużo, a za mało czasu poświęcaliśmy komponowaniu muzyki. Teraz chcemy to zmienić, więc po powrocie z Europy i zagraniu w przyszłym roku następnej trasy po Stanach, chcemy się bardziej skupić na pisaniu muzyki, niż na objechaniu całego świata. Może nasz proces twórczy będzie przebiegał bardziej intensywnie niż dotychczas. Na razie nie mamy jednak żadnych planów wydawniczych, od premiery "Power" minęło przecież dopiero kilka tygodni.

[Piotr Lewandowski]