Wspólnych inicjatyw Macia Morettiego i Marcina Maseckiego przegapić nie wolno. Obaj panowie cechują się bowiem tym, że ich talent najpełniej realizuje się w spontanicznych, niecodziennych sytuacjach. Przypomnijmy choćby, jak Masecki jako Half-Mitch-Half-Ape fantastycznie wpasował się w występy Mitch and Mitch Big Band, albo jak ich trio z Raphaelem Rogińskim zdobyło zasłużoną estymę po ledwie kilkunastu koncertach, wydaniu płyty live i zagraniu Lambady dla Straży Miejskiej rozpędzającej pół-legalny koncert na Placu Zbawiciela w Warszawie.
Paristetris, zespół założony przez nich z Candelarią Saenz Valiente, przy małej pomocy przyjaciół, jak Kuba Kossak na fagocie, Bartek Magneto na gitarze, djLenar na gramofonach, zdaje się być feerią takich właśnie sytuacji - frywolnych, inspirujących i nieznających muzycznych tabu. Efektem jest zwariowana, eklektyczna i przebojowa płyta, na której nie ma rzeczy niemożliwych, a wszystko, i zarazem kompletnie nic, jest na poważnie. Surrealizm, kabaret, piosenka jazzowa, elektronika, punk; liryzm i absurd; melodia i jazgot - z której strony nie spojrzeć, Paristetris pełne jest fascynujących kontrastów, z których utkane są poszczególne kawałki. Muzyka grupy jest cholernie chwytliwa, lecz zarazem ma olbrzymi dystans do samej siebie. Co więcej, o ile Marcin i Macio już wariacką markę mają wypracowaną, to Candelaria jest dla wielu osobą nową na muzycznie scenie. Jej wyczyny na tej płycie i performanse na koncertach są jednak po prostu fantastyczne. Gdyby grał z nią tutaj jakikolwiek inny zestaw akompaniatorów, zapamiętalibyście tylko ją. A tak wszyscy są siebie warci, a płyta jest majstersztykiem.
[Piotr Lewandowski]