Wytwórnia Three Lobed Recordings dziesięciolecie działalności uświetniła imponującym wydawnictwem, na którym przestrzeń czterech winylowych płyt udostępniła dziewięciu związanych z nią zespołom – siedem z nich otrzymało po całej stronie, dwa pozostałe (D. Charles Speer & the Helix i Wooden Wand) dzielą się jedną. Powodem założenia TLR była chęć wydania 10-calówki Bardo Pond, który to zespół związany był z wytwórnią na przestrzeni całej dekady. Od tego czasu, w jej katalogu pojawili się m.in. Six Organs of Admittance, Kinski, Sun City Girls, Sunburned Hand of the Man, Hush Arbors, Jack Rose, Magik Markers, Evan Caminiti (1/2 Barn Owl), a na przyszłość zapowiadany jest debiut Glacial Trio (Lee Ranaldo, David Watson, Tony Buck). Dla gitarowej psychodelii, folkowych odlotów, space rocka i innych form muzycznych odmiennych stanów świadomości to kluczowi artyści i podobnie rzecz ma się z wytwórnią. Ale „Not The Spaces You Know, But Between Them” nie jest żadnym greatest hits, raczej wyjątkowo wyrazistym i sugestywnym dowodem na to, że choć na pierwszy rzut oka wspólny mianownik dla wyżej wymienionych estetyk wydaje się prosty do wskazania (a treści w nich przekazywane są w miarę stabilne w czasie), to tak naprawdę jest bardzo ulotny i ma raczej metacharakter – nieustannego poszerzania pola manewru, odkrywania zagięć i nieciągłości muzycznej materii, siły transcendencji i nieskończonych możliwości sonicznych eksperymentów.
Pierwszą stronę boxu stanowi nagranie Sun City Girls z koncertu w Pheonix w roku 2004, który, jak się okazało, był ich ostatnim występem w Stanach. Lepiej tej składanki nie można było otworzyć. SCG w dwadzieścia minut przelatują przez swe gitarowe pirotechniki, deformacje zapożyczonych z różnych stron tematów i absurdalny free jazz z połączeniem humoru, błyskotliwości i swoistej pokory, której przed nimi nie było i już pewnie nie będzie. Steve Gunn, którego słyszymy po SCG, jest dla mnie największą rewelacją albumu. W ponad dwudziestominutowej suicie na gitarę akustyczną i z czasem również elektryczną i perkusję, Gunn nie ma żadnej mielizny, przechodząc z cudowną lekkością od instrumentalnych pasaży we wspaniałe narracje i z powrotem. W swej wrażliwości, dramaturgii zachowującej naturalny puls opowieści, grze na akustycznej gitarze w sposób wirtuozerski, ale fantastycznie muzykalny, tworząc trzymającą w napięciu, piękną i wielowątkową całość, jest szokująco dobry.
Na drugim krążku mamy dwa uzupełniające się jamy Sonic Youth – In & Out z 2000r. ze Jimem O’Rourke i Out & In z 2010r. – przewyższają niejedno wydawnictwo w cyklu SYR. In & Out cudownie operuje przestrzenią i światłem, Out & In jest ciemniejszą, mocniejszą instrumentalną historią. W obu SY są rozpoznawalni od pierwszej sekundy, a jednak fascynujący. Następujący po nich Mouthus to jedyny elektroniczny twór tutaj, który spokojnie można postawić na równi z elektronicznymi eksploracjami grupy Oneida.
Kolejne płyty są też dobre, choć nie tak rewelacyjne jak pierwsze dwie. Trzeci winyl przynosi kolaż nagrań z prób Comets on Fire, niepiosenkowych, intensywnych i w finale dość brutalnych space-garażowych odlotów, oraz naspidowane country grup D. Charles Speer & the Helix i Wooden Wand, dobrze się tutaj uzupełniających. Ostatnia część to ponownie mocniejsze formy, ale po raz pierwszy z instrumentami dętymi. Najpierw za sprawą Eternal Tapestry, którzy najmniej mnie tutaj przekonują (podobnie zresztą jak na studyjnych nagraniach dla Thrill Jockey), a na koniec w wydaniu Bardo Pond, którzy w połączeniu hippisowskiej lekkości i gęstości brzmienia, podlanego pastelami fletu i wokaliz Isobel Sollenberger, dobrze radzą sobie z dwudziestominutową, pół-improwizowaną epopeją.
„Not The Spaces You Know, But Between Them” przynosi łącznie dwie i pół godziny wcześniej niepublikowanej muzyki w pięknie wydanym i świetnie wytłoczonym boxie (nakład 1000 sztuk). Będącym też czymś więcej niż sumą epek, bowiem kolejne zespoły rzucają z różnych stron światło na niedookreślony byt, centralną, ale ulotną ideę wydawnictwa. I na tym polega jego urok – nie jest ono tylko li składanką, bo każdemu wykonawcy oferuje pole pełnoprawnej wypowiedzi, które składają się na większą całość. Oczywiście można uznać, że większość zespołów gra tutaj w manierze już znanej, że jeden jam więcej lub mniej SCG, SY czy CoF świata nie zmieniają. Jasne, ale po pierwsze, słucha się ich doskonale, a po drugie, odkrycie między nimi takich rzeczy jak Mouthus czy zwłaszcza genialny Steve Gunn przynosi rzadki dreszcz ekscytacji.
[Piotr Lewandowski]