Sonic Youth w połowie lat 80-tych zrewolucjonizowało świat rocka i pozostało do dziś zespołem wyjątkowym, nadal inspirującym rzesze artystów ale też i nadal poszukującym nowych form ekspresji. Wsławili się dekonstrukcją rockowej piosenki tnąc ją jak brzytwa noisowymi, dysonansowymi partiami gitar. Bez nich nie byłoby grungu, post-punka i całego wybuchu gitarowych zespołów indie w latach 80-tych i 90-tych. Recenzowanie ich płyt to zaś czysta przyjemność. Nie nagrywają po prostu słabych albumów ! W moim odczuciu "Sonic Nurse" to najlepszy krążek od wydanej w 1998 r. genialnej płyty "A Thousand Leaves". Znów mamy tu całą masę kakofonicznych sprzężeń przetkanych bardziej zwartą, piosenkową formą. Zawiodą się jednak Ci, którzy liczyli na powrót do bardziej przystępnych i przebojowych klimatów znanych z okresu "Dirty". Tylko jedna piosenka ma czas poniżej 5 minut, reszta rozjeżdża się zaś przyjemnie w najmniej oczekiwanych momentach w różne, najczęściej noisowe strony. Z drugiej strony taki "Peace Attack" przy odpowiedniej promocji mógłby zostać alternatywnym przebojem roku. Również znakomitemu "New Hampshire" nie brakuję powalającej melodii. Trzeba jednak dodać iż środek utworu został kompletnie zdemolowany, więc mógłby być z tym niejaki problem.
Podobnie jak na poprzednich wydawnictwach obowiązki wokalne dzielą po równo między sobą Kim Gordon i Thurston Moore. Mnie bardziej "biorą" piosenki Moore'a, może dlatego iż potrafi nadać im bardziej melodyjna formę. To co wyprawia Gordon można zaś nazwać ekspresyjnym rzężeniem zakwaszonym złością, żółcią i nieskończonym smutkiem. Ale i to ma swój niezaprzeczalny urok.
Co tu dużo gadać: świetna płyta młodzieńczych weteranów alternatywnego, pojechanego grania! Highly recommended!
[Marcin Jaśkowiak]