polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Lean Left I forgot to breathe

Lean Left
I forgot to breathe

Siódmy album Lean Left to jednocześnie dopiero pierwsze studyjne nagranie kwartetu. Poprzednie dokumentacje bardzo dobrze oddawały koncertowy żywioł grupy, być może bardziej lub mniej muzycy zastanawiali się teraz, czy uda się w studyjnych warunkach uchwycić moc i energię ze sceny, i jeśli sam miałbym sobie na takie pytanie odpowiadać, stwierdziłbym: nie za bardzo. Choć może właśnie tak nagranie miało przebiegać i tak zostało wszystko zaplanowane - jedna z krótszych płyt zespołu (większość materiału to utwory zwięzłe, około pięciominutowe) w stopniu większym niż wcześniej pozwoliła uwypuklić detale i wpuścić w tę nawałnicę nieco oddechu. Nadspodziewanie sporo mamy tu delikatnej sonorystyki, łagodnych gitarowych dialogów na linii Terrie Ex - Andy Moor, często poza swoją eksplozywną grę wychodzi Paal Nilssen-Love. Ken Vandermark z kolei bywa - mam wrażenie - jakby zbyt głęboko na dalszym planie,  najczęściej operując pomiędzy gęstym free a kameralnymi wypowiedziami, mniej zaś właściwymi dla siebie i reszty składu soczystymi, zrytmizowanymi eksplozjami i opartą na repetycjach melodyką, przez co tym razem trudniej jest się w tej muzyce zatracić. W sumie to album dobry, znów ukazujący zespół doskonale się rozumiejący, którego pierwsza studyjna wypowiedź nie jest tylko egzotycznym eksperymentem. Brakuje mi jednak na nim momentów, które będzie się pamiętać dłużej. A w poszukiwaniu tego pełnokrwistego,  bardziej spektakularnego żywiołu, trzeba by powrócić do poprzednich, koncertowych albumów. Z I forgot to breathe można było wycisnąć więcej.

[Marcin Marchwiński]