polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
THE VANDERMARK 5 A Discontinous Line

THE VANDERMARK 5
A Discontinous Line

W miriadzie płyt wydanych przez Kena Vandermarka w ostatnim roku, nowy album Vandermark 5, jest jedną z najbardziej zwartych i skomponowanych, a nie "jedynie" zapisem nieokiełznanej improwizacji. O ile bowiem na przykład podwójny koncertowy album FME "Montage" przynosi ponad siedemdziesiąt minut muzyki na każdej z płyt, która odarta z możliwości uczestnictwa w jej tworzeniu z trudem przyciąga uwagę od pierwszej do ostatniej minuty, o tyle "A Discontinous Line" jest konkretne, precyzyjne i wciągające. Swobodne traktowanie free jazzowej, avantgardowej odsłony jazzu, ale też bardziej bopowej wibracji i flirtu z muzyką kameralną pozwala grupie na podejmowanie wyzwań zarówno improwizacyjnych, melodycznych, jak i przestrzennych oraz ostatecznie rytmicznych. W każdym z tych obszarów znaczenie ma dokooptowanie do kwintetu niezwykłego wiolonczelisty Fred'a Lonberg-Holm, zastępującego puzonistę Jeb'a Bishop'a, co jest największym przełomem w składzie formacji od pięciu lat, gdy właśnie Bishop przeszedł z gitary na puzon. Lonberg-Holm krąży mniej więcej w połowie przestrzeni między sekcją rytmiczną a instrumentami dętymi, wzbogacając fakturę muzyki i zapewniając czasem potężne uderzenia rytmu i uwypuklenia narracji, w innych momentach wysuwając na pierwszy plan aspekt sonorystyczny i wnosząc naprawdę nową jakość w brzmienie oraz paletę grupy.

Choć w pewnej mierze, zwłaszcza w stosunku do najmocniejszych, improwizowanych momentów albumu, przywołać można opinię, że free-jazz'u niemal nie sposób oceniać i weryfikować, a frajdę z obcowania z nim determinują indywidualne preferencje i pokrewieństwo mentalne odbiorcy i dzieła, to jednak mam wrażenie, że kwintet Vandermarka dzięki swojemu potężnemu zgraniu jest w tej konwencji bezbłędny, a zarazem ciągle świeży. Z drugiej strony, co najmniej w kilku sytuacjach, dzięki fantastycznym repetycjom pomysłów melodycznych utwory nabierają niemal piosenkowego wymiaru i potężnej energii, domykających ekstatyczne kulminacje partii lidera grupy. Podobną rolę odgrywa sprytny pomysł drugiego podejścia do otwierającego album utworu Convertible, który wraz z potężnym The Ladder stanowi o bardzo mocnym ostatnim kwadransie płyty. Ostatecznie, głębi dodają - i tu znowu ujawnia się przydatność wiolonczeli - kameralistyczne zawijasy i dialogi, dominujące w dwóch kompozycjach, a w innych spozierające spod bardziej gęstej formy. W efekcie, "A Discontinous Line" okazuje się być płytą złożoną, raz szorstką, raz liryczną, nieodłącznie zaś wymagającą skupienia i mającą bardzo wiele do zaoferowania, bynajmniej nie tylko tym, którzy z żarliwymi crescendami lidera grupy odczuwają tak mocną więź psychiczną jak niżej podpisany.

[Piotr Lewandowski]

artykuły o Ken Vandermark | Tim Daisy | Paal Nilssen-love, Powerhouse Sound w popupmusic