polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Rob Mazurek Mother Ode

Rob Mazurek
Mother Ode

Mother Ode to zapis solowego koncertu Roba Mazurka, który odbył się w Chicago w połowie lipca 2013 roku. Na zdjęciu z koncertu widzimy Mazurka siedzącego naprzeciw rattanowego kosza, tytułowego dla kilku utworów Secret Boxa, z którego wyciągane są kolejne instrumentaria. W tle za Mazurkiem znajduje się abstrakcyjny obraz atakujący ilością kolorów (nadawałby się świetnie na jedną z okładek Exploding Star Orchestra), kontrastujący z jednobarwną okładką płyty, która jednak lepiej oddaje to, co się na niej znajduje - lekkość i jasność oraz coś, co nigdy wcześniej nie było aż tak pierwszoplanowe w grze Mazurka, co najprościej można nazwać czułością.

Ta szczególna emocja przypomina wrocławski koncert artysty z listopada 2013 roku, który odbył się zaledwie kilka miesięcy po tym zarejestrowanym na płycie. Mało jest tu pełnowymiarowych utworów, raczej są to krótkie etiudy improwizacyjne, które zachwycają pięknem i potrafią wzruszyć. Mazurek rozpoczyna od kilku długich, intensywnych dźwięków kornetu, przedzielonych pauzami. Solo na kornecie przerywa się, gdy Mazurek sięga do sekretnego pudła, z którego wydobywa dzwoneczki, fleciki czy marakasy. Czasami zaczyna śpiewać, a w końcu samo pudło staje się instrumentem. Dźwięki unoszą się nad słuchaczem niczym papierowe samoloty, które muzyk rozdał tym, którzy przyszli na koncert. Atmosfera jasności i lekkości trwa przez ponad 30 minut, lecz później, gdy Mazurek sięga po elektronikę, staje się gęsta i zaczyna przypominać inne zeszłoroczne koncerty Mazurka w Polsce, zagrane w duecie z Kubą Sucharem zaledwie kilka dni po wrocławskim solowym. Elektroniczny, buzujący szum wychodzi na pierwszy plan, a dźwięk kornetu schodzi na drugi plan, by w końcu zniknąć.

Mother Ode przynosi sporą nowość w dorobku Mazurka, także na tle jego wcześniejszych solowych płyt, jak Abstractions on Robert d'Arbrissel czy Calma Gente. Płyta powstała kilka miesięcy po śmierci matki Mazurka i jej jest dedykowana, a każde kolejne odsłuchiwanie pozwala znajdować coraz większe bogactwo emocji niesionych w tej muzyce, bo nie jest to stricte żałoba. To, że emocje towarzyszyły muzykowi podczas koncertu, równie wyraźnie da się usłyszeć w muzyce jak i w jego głosie, gdy na końcu albumu dziękuje on publiczności za uwagę: „Thank you all for listening...”

[Bartosz Sokołowski]