polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Isis wywiad z Mike’m Gallagherem

Isis
wywiad z Mike’m Gallagherem

„Wavering Radian” to płyta, która prawdopodobnie umożliwi Isis dotarcie do szerszego grona słuchaczy, a zarazem budząca wśród fanów grupy może i największe kontrowersje. Wysmakowanemu brzmieniu towarzyszy bowiem pewien zastój kompozycyjny. Nie zmienia to jednak faktu, że Isis na żywo niezmiennie stanowi doświadczenie tak mocne, że wymykające się opisowi. Przekonaliśmy się o tym na festiwalu w Dour, gdzie spotkaliśmy się też z gitarzystą grupy, Mike’m Gallagherem. Isis zagra w Warszawie już 10 listopada.

W listopadzie po raz trzeci przyjedziecie do Polski. Wasze poprzednie koncerty były gorąco odbierane, czy Polska na stałe weszła już do Waszego kalendarza?

Ludzie zawsze byli bardzo entuzjastyczni. Mam wrażenie, choć mogę się mylić, że ciągle niewiele zespołów do Was przyjeżdża. Myślę, dlatego publiczność jest mocno nastawiona na odbiór i bardzo entuzjastyczna dla zespołów, które jednak zadają sobie trud by do Was dotrzeć.

Przyjeżdżacie z nową płytą. Co było dla Was głównym wyzwaniem podczas jej nagrywania?

W przypadku każdej płyty głównym zadaniem jest nagranie jak najlepszej płyty, najlepiej jak potrafimy to zrobić. Tym razem było parę różnic. Jedną z nich była praca z nowym producentem. Z Joe Baressim odbyliśmy kilka rozmów zanim zaczęliśmy z nim pracować. Dyskutowaliśmy o tym, że chcemy żywego, nieco bardziej surowego brzmienia. Uważam, że pomógł on nam w osiągnięciu tego rezultatu. Druga różnica polega na tym, że napisanie tego materiału zajęło nam około 1,5 roku, kiedy w przeszłości trwało to mniej więcej 8, 9 miesięcy. A tym razem mogliśmy mieć niby wszystko skończone, ale potem ewentualnie wrócić do studia, pozmieniać pewne rzeczy, które mogłyby być zrobione lepiej. Ponieważ daliśmy sobie więcej czasu - chociaż to tylko moja opinia i nie mogę wypowiadać się za cały zespół - poszło nam lepiej niż w przeszłości, gdyż mogliśmy wrócić do problematycznych kwestii i je przebudować, naprawić.
 
Czy te półtora roku zajmowaliście komponowaniem, próbami i dopiero wtedy weszliście do studia, czy nagrywaliście na kilka tur?

Weszliśmy do studia z gotowym materiałem. Pisaliśmy półtorej roku, a potem nagrywaliśmy. W międzyczasie zagraliśmy dwie krótkie trasy po Europie, ale raczej dla urozmaicenia, niż dla ucieczki od pisania.

Wspomniałeś, że chcieliście nadać swojej płycie żywe brzmienie. Czy to był powód, dla którego zmieniliście ekipę producencką?

Tak, po pierwsze chcieliśmy spróbować czegoś innego. Wszystkie nasze albumy i jedna z epek powstały we współpracy z Mattem Baylesem, który świetnie się spisał, ale doszliśmy do wniosku, ze czas zmienić perspektywę. Dlatego chcieliśmy pracować z Joe. Po pierwsze ze względu na jego pracę nad płytami innych zespołów, po drugie – Joe udzielił nam kilku właściwych wskazówek, gdy rozmawialiśmy o naszej pracy. Wyślę, ze dobrze wykonał swoje zadanie i że zdecydowanie podjęliśmy słuszną decyzję.

„Panopticon” i „In The Absence of Truth” posiadały czytelne odniesienia do pisarzy, myślicieli czy filozofów, którzy inspirowali koncept płyt. Tym razem na okładce płyty nie ma  żadnych cytatów i tekstów. Dlaczego zdecydowaliście się na „czysty” obraz?

To celowy manewr. Chcieliśmy więcej pozostawić słuchaczom większą swobodę interpretacji. Wolę mówić o tej płycie ogólnie - jest ona poświęcona snom i tego, jak na nas wpływają, co można z nich wynieść. Generalnie zamysł jest taki, by więcej zostawić dla słuchaczy, by sami wyciągali wnioski. Nie chcemy mówić ludziom: „płyta jest o tym i powinniście myśleć o niej w taki a nie inny sposób”.  Dzięki temu ten album jest dla mnie bardziej osobisty - w słuchaniu oraz szerzej, w doświadczaniu. Mniej liczy się, co autor miał na myśli, a więcej jakie własne doświadczenia włożysz w tę muzykę. Przez to będzie ona prawdopodobnie więcej znaczyła dla Ciebie w osobistym odbiorze

Czy zdarza się, że macie nagrania, które uważacie za dobre, a jednak które odrzucacie, bo nie pasują do koncepcji albumu?

Tak. Na „Wavering Radiant” nagraliśmy 9 piosenek, ale tylko 7 znalazło się na płycie. Jeden z odrzuconych utworów daliśmy jako bonus do japońskiego wydania. Pewnie już można go znaleźć…

Wierz mi, że jest dostępny w sieci.

Nie jestem zdziwiony. Drugi utwór może wyląduje na stronie B jakiegoś singla. W każdym razie, te dwie piosenki nie pasowały do albumu. Uważam, że są dobre, udały nam się, ale woleliśmy wydać krótszy, a za to bardziej spójny album, niż wciskać na siłę wszystko co powstało.
 
„Wavering Radiant” jest faktycznie krótsza niż każda z Waszych płyt od „Oceanic”. Czyli jest to celowe?

Wiesz, zawsze może pojawić się myśl, że im krótsza płyta, tym lepsza, tym bardziej zwarta, spójna. Tym razem stwierdziliśmy, że możemy w ten sposób zadziałać. Wszyscy zgodzili się z tym, że przynajmniej będzie ją to bardziej wyróżniać. Właściwie stało się to dość naturalnie, nie było to tak naprawdę naszym zamiarem gdy zaczynaliśmy. Ale tak wyszło. Lepiej mieć za dużo i wybierać, niż za mało i dopychać album czymś słabszym.

Wiadomo, że jesteście demokratycznym zespołem. Czy dotyczy to również tworzenia tekstów?

Teksty są sprawą Aarona. Jedyne sytuacje, gdy Aaron nie pisze tekstów, to tych kilka przypadków, gdy pierwszy wokal śpiewa Cliff i on wtedy pisze teksty. Generalnie w zakresie nagrań to właśnie Aaron ma umysł pełen pomysłów, zarówno muzycznych jak i tekstowych.
 
Od lat angażujecie się w poboczne projekty. Jaki ma to wpływ na Isis?

Myślę, że jest to pomocne z dwóch powodów, przynajmniej dla mnie. Po pierwsze możesz wyjść do ludzi z pomysłami, których nie możesz wyrazić w zespole. To pomaga wyłamać się ze swojego systemu, schematu. Lepiej nawet zrobić krok samemu, niż dostać obsesji na punkcie pomysłów, których nie można wyrazić. I to jest tak jakby dobre dla Ciebie. Po drugie, pomaga to natknąć się na różne sposoby podejścia do komponowania i różne sposoby tworzenia dźwięku, budowania brzmienia. Wówczas możesz wnieść do zespołu to, czego się nauczyłeś, co służy grupie. W naszym przypadku projekty z innymi muzykami na pewno przyczyniły się do tego, jak kreujemy brzmienie, jak nakładamy dźwięki, ich warstwy.

Jakie są szanse na kolejne współprace Isis z innymi zespołami. Nagraliście z Aereogramme” In the fish tank”, graliście kiedyś z Timem Heckerem – może coś w tę stronę?

Tamten występ był częścią imprezy w Muzeum Sztuki Współczesnej w L.A., które to zaaranżowało. Mieliśmy z nim nagrywać, ale dotychczas nie udało nam się dopasować kalendarzy. I tak jest już od 2 lat, więc nie jestem pewien realizacji tego projektu. Ale zawsze jesteśmy otwarci na współpracę z ludźmi, tylko to z reguły okazuje się bardzo trudne, biorąc pod uwagę nasze plany i kalendarz koncertowy, oraz plany ludzi, z którymi chcemy nagrywać.

Czy planujecie single z nowego albumu. Przy poprzedniej płycie ukazały się fajne single z remixami i kawałkami na żywo?


Na razie nie mamy takich planów. Powstał już co prawda klip do 20 Minutes 40 Years, który ma się pojawić jesienią. Być może pójdzie za tym singiel. Rozmawiamy o kolejnym dvd, ale dużo jeszcze przed nami, nie jestem pewien, czy to się wydarzy.

Rozmawiamy na festiwalu, zagraliście też kilka innych festiwali na tej letniej trasie. Jakie koncerty zapadły Ci w pamięć?

Nick Cave na Roskilde, niesamowity koncert. Co jeszcze widziałem tamtego dnia.…Fragment Faith No More, całkiem niezły koncerty. To chyba wszystko. Miałem wtedy mało czasu, przegapiłem Oasis, a byłem ciekawy ich koncertu.

Serio?

Tak, lubię niektóre ich kawałki. Nie, żebym się jakoś nimi wyjątkowo podniecał, ale byłem ciekawy jak to brzmi na żywo. Nigdy ich wcześniej nie widziałem.

Wspomniałeś Faith No More. Rok 2009 wygląda jak rok odrodzeń. FNM, My Bloody Valentine, Jesus Lizard.

Tak, też tak myślę. Z My Bloody Valentine graliśmy z nimi na Oya Festival w ubiegłym roku. Byłem potem też na ich koncercie w klubie w L.A., było rewelacyjnie.
A dziś Meshuggah gra przed nami, nigdy nie widziałem ich na żywo, więc cieszę się na ten koncert.

Zastanawiam się, jak biznes muzyczny reaguje na obecny kryzys ekonomiczny. Czy Wam jest trudniej, czy przychodzi mniej osób na koncerty?


Jak dotąd frekwencja na tej trasie jest bardzo dobra, zarówno w Europie jak i w Stanach. Najpierw graliśmy trasę w Stanach i faktycznie przed jej startem pomyśleliśmy „ok., może zagrajmy w mniejszych obiektach, bo ludzie nie mają teraz zbyt dużo pieniędzy”. Jednak dotychczas przychodzi o wiele więcej osób niż na poprzedniej trasie, szczególnie w Stanach tak było. Jest dobrze, ale szczerze mówiąc nie wiem czemu.

Może po prostu macie szerszą publikę...

Albo ci wszyscy ludzie są bardzo zamożni… [śmiech] chociaż w to wątpię.

Isis to muzyka, którą trzeba słuchać uważnie od początku do końca albumu. Ale żyjemy w czasach, gdy ludzie losują kawałki na ipodach, ściągają albumy w mp3 i kupują mniej płyt na twardych nośnikach. Czy wpływa to na Was jako na zespół i na kontakt z odbiorcami?

Gdy byłem młodszy i byłem „po drugiej stronie”, siadałem i zawsze słuchałem całej płyty. Miałem słuchawki na głowie, siedziałem przy odtwarzaczu i chciałem oddać się muzyce tak bardzo, jak to tylko możliwe. Myślę, że to ważne, by dać się ponieść, po całym dniu usiąść i skupić się na czymś, cokolwiek to jest – hobby, muzyka czy cokolwiek innego, co lubisz robić. Chciałbym móc myśleć, że ludzie, którzy nas słuchają, właśnie w ten sposób to robią. Nie wiem czy tak jest, przecież nie pytam o to słuchaczy, ale myślę, że to ważne dla zespołu, by dawać ludziom jak najwięcej. Cieszę się z tego, co robimy, gdyż może to pomaga ludziom usiąść i skupić się na jednej rzeczy. Uwaga ludzi łatwo się rozprasza, wiadomo, ale na to raczej nic nie poradzę. Robimy swoje i mam nadzieję, że spędząją nad tym trochę czasu zamiast latać 30 sekund tu, 30 sekund tam.

Dzięki za rozmowę.

[Piotr Lewandowski]