polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Melvins + Lustmord PIGS OF THE ROMAN EMPIRE

Melvins + Lustmord
PIGS OF THE ROMAN EMPIRE

Melvins, zespół instytucja i żyjąca legenda amerykańskiego undergroundu, powitali trzecią dekadę swojego istnienia albumem nagranym w kooperacji z Lustmordem, vel Brianem Williamsem, uznanym twórcą mrocznych ambientowych dzieł. Nic wesołego nie mogło z tego spisku wyniknąć. Cudaczny tytuł płyty także nie zapowiada łatwej konsumpcji. Wszystkie utwory napisane zostały przez Buzz'a Osbourne'a i Lustmord'a, część z nich jest według mnie współpracą, część natomiast bardziej rywalizacją. Spotkanie geniuszy gitarowych ekwilibrystyk ze specem od hałasu i nastroju, musiało zaowocować produktem gęstym, ciężkim i psychodelicznym. W takich więc klimatach rodem z Edgara Alana Poe znajdujemy się słuchając tej płyty. Aktywny udział Lustmord'a słyszalny jest już od samego początku, ponieważ otwierający album "III" jest trzyminutowym ambientowym intro, ogarniającym szmerami, trzaskami, konsekwentnie wprowadzającymi odbiorcę w mroczne i ponure sfery. Z tych prawie udaje się wyrwać podczas The Bloated People, płynącym na rytmicznym riffie, przywodzącym na myśl stare nagrania Melvins, te w stylu grupy Tad, ale uporczywość gitarowego motywu nie pozwala jednak odsapnąć. Kto wsłucha się w śpiew Buzz'a, momentalnie straci nadzieje na muzykę może nie lekką, ale przynajmniej przyjemną. Przeplatające się ponure zawodzenia i piskliwe, dziecięce nucenie, wprowadzają nastrój szpitala psychiatrycznego. A potem jest już tylko gorzej, albo lepiej - jeżeli mówimy o jakości płyty. O ile bowiem wspomniane kompozycje można w miarę bezproblemowo podpisać nazwą każdego z kooperantów, o tyle przeszło dwudziestominutowy utwór tytułowy, jest klasą samą dla siebie. Okrętowe syreny, dzwony, dźwięki fal, szumy, szmery i huki stanowią wyzwanie dla motorycznych, świdrujących i obłędnie upartych zagrań Melvinsów. Przestery, efekty Lustmorda, odległe talerze perkusisty Dale Crovera i motoryczne riffy zmagają się ze sobą, walcząc o prawo do rozwinięcia się w rozbudowane formy, co jednak raczej im się nie udaje. W rezultacie otrzymujemy kompozycję mogącą stanowić ilustrację zmagań szaleńca z jego fobiami, albo człowieka żywcem zamkniętego w trumnie i walczącego z wiekiem. Albo bardziej przyziemnie - klimat rodem z filmów Lynch'a.

Melvinsi pozostali zaskakująco skupieni, tylko momentami wpadają w typowe dla siebie tempo. Ma to miejsce w kojarzącym się z płytą "Electroretard" Pink Bat, a także częściowo w Safety Third - tam jednak oczywistość utworu zostaje brutalnie zburzona przez antypiosenkową strukturę, z której co chwilę wypadają poszczególne instrumenty, by po chwili wrócić i znów nas dręczyć. Tempa i dynamiki jest więc nieco mniej, niż w przeszłości, ale za to brzmienie i nastrój gitar dobrane zostały idealnie, wspaniale komponują się one z wprowadzoną przez Lustmord'a estetyką filmów grozy. Rzut oka na okładkę tłumaczy jednak wszystko - Buzz otrzymał w studiu wsparcie od Adama Jonesa, gitarzysty Tool. Ponieważ zdecydowana większość płyty jest instrumentalna, więc tym większa rola przemyślanie zaaranżowanych gitar. Ostatnie słowo należy jednak do Lustmord'a, który w zamykających album kompozycjach doprowadził tytułowe rzymskie imperium do agonii, która nie ma w sobie nic ze spektakularności, jest raczej w milczeniu i samotności przeżywanym cierpieniem.

Fani Melvins czekali na następcę genialnego "Hostile Ambient Takeover" ponad dwa lata i otrzymali płytę diametralnie inną, której równie blisko do nagrań Melvins, jak do "Delirium Cordia" Fantomasa. Rozumiem, że niektórych może to zrazić. Jednak warto zaakceptować wybór zespołu, który istniejąc już dwadzieścia lat, po raz kolejny potrafił zaskoczyć i odnaleźć się w nieco nietypowej dla siebie stylistyce. "Pigs of the Roman Empire" to album opisujący upadek zepsutego świata, trawionego rakiem i trądem. Czy chodzi o nas samych? Być może. Mam tylko nadzieję, że kończąca płytę sielankowa melodia, nie jest zwycięskim tańcem barbarzyńców, którzy przyjdą po nas i ogarną wzrokiem krajobraz po bitwie. W każdym razie, pozycja obowiązkowa, szczególnie, że zbliża się jesień, chłód, mrok i plucha. No i wybory w Stanach.

[Piotr Lewandowski]