Drugi album Tu Fawning powstał zaraz po europejskiej trasie promującej ich debiut i ukazał się już w rok premierze tamtego. Ten „pośpiech” jest w przypadku kwartetu z Portland jak najbardziej zrozumiały – jego wizja, piosenki i brzmienie nabierają wyrazistości, oryginalności i komunikatywności. A Monument to rozwinięcie debiutu w najlepszym tego słowa znaczeniu – zachowujące wspólny mianownik, uwypuklające atuty, udoskonalające koncepcje, płyta złożona z bardziej zróżnicowanych, ale równiejszych i generalnie lepszych piosenek. Wraz z bardziej klarowną produkcją, zastąpieniem retro-niedoskonałości nagraniem czystym, akcentującym detale pejzażu tworzonego przez multiinstrumentalny skład, nadało jej to energii i aury. Jest też lepiej rozwinięta tekstowo, co świetnie wykorzystuje dwugłos Corinny Repp i Joe Haege.
Zastosowanie instrumentów dętych, smyczkowych i klawiszowych oraz kanonad perkusji nadaje piosenkom lekko teatralnego charakteru, nawet jeśli dynamiczne gitarowe zwroty odgrywają tutaj większą rolę niż na poprzedniej płycie i epce. Tu Fawning idą wieloma szlakami przetartymi przez Waitsa i Talking Heads (w zamykającym album „Bones” zerkają nawet w stronę Afryki), ale oryginalność jest ich kluczowym atrybutem – podobnie jak drugiego zespołu Joe, czyli 31Knots (obie grupy łączą też doskonałe koncerty). Bez kompromisów i z lekkością, Tu Fawning robią duży krok do przodu.
[Piotr Lewandowski]