Koncert amerykańskiego tria 31Knots był kwintesencją festiwalu w Dour. Niszowa i niedoceniana grupa grająca frapującą muzykę rockową, przez niektórych określaną mianem "math-rock", dla mnie jest wspaniałym i oryginalnym nawiązaniem do tradycji Karate lub Fugazi, przy zachowaniu indywidualnego wymiaru. Dour było idealnym miejscem dla tego nieszablonowego tria, udowadniającego, że w klasycznym rockowym składzie nadal można zaskakiwać i porywać. 31Knots zagrali o dwudziestej w jednym z namiotów i dało bezapelacyjnie jeden z najbardziej porywających i pełnych ekspresji koncertów festiwalu. Zaraz po koncercie spotkaliśmy się Joe Haege, z gitarzystą i wokalistą 31Knots.
Po pierwsze, dzięki bardzo za koncert. Jestem pod jego potężnym wrażeniem, naprawdę był niesamowity.
Dziękuję. Czy słyszałeś naszą muzykę wcześniej?
Jasne, mam wasze płyty, z których najnowsza ukazała się w Polsce akurat kilka tygodni temu. Niemniej jednak jest niemal zszokowany, z jaką siłą graliście dziś utwory właśnie z "Talk Like Blood". Pewnie bardzo trudno uchwycić w studio taką dziką energię?
Cóż, w studio musisz nagrywać bardzo szybko, mając mało czasu, szczególnie jeżeli nie dysponujesz dużymi środkami, jesteś małym, nieznanym zespołem. To właśnie nasz przypadek. Ponieważ nie mieliśmy wielkich pieniędzy na nagranie płyty, zdecydowaliśmy, że trzeba nagrać płytę brzmiącą jak "płyta", a nie jak koncert. Wiedzieliśmy, że niezwykle trudno będzie nam uchwycić energię scenicznego występu, że wymaga to długiej pracy w studio. Chyba każdy z nas nosi takie marzenie w sobie, ale jeżeli jesteś w studio przez cztery dni i nagrywasz, nagrywasz, nagrywasz - jest po prostu niewykonalne. Więc spróbowaliśmy stworzyć album, który będzie sprawiał wrażenie właśnie zarejestrowanego w studio, o brzmieniu wyraźnie i celowo odmiennym od koncertu. Na scenie jest inaczej, ludzie chcą zobaczyć WYSTĘP, a my bardzo lubimy WYSTĘPOWAĆ. Nie chciałbym, żeby koncert brzmiał jak płyta, to byłoby bardzo nudne dla wszystkich.
W pełni się zgadzam. Ale słuchając "Talk Like Blood" mam wrażenie, że granie na żywo wywarło na nią wpływ, gdyż muzyka na tej płycie jest bardziej płynna, melodyjna niż na wcześniejszych.
To prawda, staram się rozwijać kompozycyjnie i chyba coraz lepiej radzę sobie z melodiami. Na wcześniejszych płytach mieliśmy aż za dużo pomysłów, a teraz chcieliśmy się skupić na pomysłach kilku, ale bardzo dobrych.
Czy graliście już wcześniej na festiwalach w Europie? Miałem wrażenie, że bardzo odpowiadała wam atmosfera na dzisiejszym koncercie.
To nasza pierwsza trasa festiwalowa i jest ona absolutnie szalona. Tyle osób na koncertach... W Stanach gramy małe trasy, a choć w Europie występujemy zazwyczaj w większych salach, to dla tak licznej publiczności jak dziś chyba jeszcze nie graliśmy.
Czy odbiór waszej muzyki w Stanach i w Europie jest inny?
O tak. W Europie... ludzie to łapią po prostu. Jest więcej osób, do których nasza muzyka trafia, którzy ją rozumieją. Nie wiem dlaczego tak jest, pojęcia nie mam. Może tutaj przywiązuje się do muzyki większą uwagę, bardziej słucha, co zespół ma do powiedzenia. W Ameryce poświęca ci się pięć minut i jeżeli w takim czasie się nie spodobasz, ludzie więcej się tobą nie interesują. Wszystko rozbija się o magazyny, kogo nie ma w mediach, temu jest bardzo trudno się przebić.
Skoro tak, czy jesteś zadowolony z tego, jak przyjmowana jest wasza nowa płyta?
Tak, z pewnością. W Stanach jest tak wiele zespołów, zwłaszcza tak wiele zespołów "popowych", za którymi stoją olbrzymie pieniądze. Zespołów głównie z L.A. i Nowego Jorku, które mogą sobie kupić dostęp do prasy, radia, telewizji. My nie mamy tego wszystkiego, a na dodatek nasza muzyka... wiesz, przy pierwszym przesłuchaniu ludzie często jej nie rozumieją, chwilę to zajmuje, kilka przesłuchań.
W pełni rozumiem.
Właśnie. I chyba też dlatego w Europie jest nam łatwiej, dzięki większej uwadze przywiązywanej do muzyki przez słuchaczy. Ale jestem zadowolony z odbioru płyty na obu kontynentach, choć jak mówiłem, w Europie jest on lepszy.
Mam nadzieję, że tak będzie też w Polsce. Chociaż muszę przyznać, że nawet znając płytę, a może nawet tym bardziej, jestem zszokowany koncertem. Występy na żywo są dla was zatem głównym sposobem na dotarcie do słuchaczy, także w USA. Jak oceniasz kondycję niezależnej sceny w Stanach?
Więc tak. Przemysł muzyczny, wszędzie, nie tylko w USA, jest szalony - co już jest duże, rośnie coraz bardziej. Żeby zarobić na muzyce i z niej żyć trzeba sprzedawać niewiarygodnie dużo płyt. Analogicznie, "niezależna" scena jest obecnie bardzo duża. Ludzie są coraz lepiej zorganizowani, ludzie jak ty, którzy na całym świecie słuchają muzyki, wymieniają się wrażeniami i prowadzą strony internetowe, na których można o muzyce poczytać. Dwadzieścia pięć lat temu było to niemożliwe. Dlatego moim zdaniem jest znacznie łatwiej. Myślę, że muzyka niezależna ma się świetnie, ale równocześnie jest zbyt wiele zespołów, które nie mają nic do powiedzenia.
Wspomniałeś Los Angeles i Nowy Jork jako miasta o największej sile przebicia. Wy pochodzicie z Portland, które jest dla mnie bardzo intrygującym miastem. Kiedyś była tam mocna scena hard-core-punkowa, a obecnie z Portland wywodzi się dużo zespołów, kilka z nich dla mnie bardzo ważnych: Sleater-Kinney, The Gossip, The Thermals no i wy. Na czym polega specyfika tego miasta?
Portland jest teraz trochę jak Berlin - miasto bardzo żywe i bardzo na czasie. Wiele osób się tam przeprowadza, działa bardzo dużo scen muzycznych. Grind-core, punk, indie, dance punk - naprawdę jest tego dużo. W tym samym czasie, większość tych zespołów, choć grających różną muzykę, zna się i wspiera nawzajem. Moim zdaniem w Portland jest obecnie rzeczywiście bardzo dużo świetnych kapel, które chcą coś stworzyć, pokazać coś nowego. Oczywiście, podobnie jak w L.A,, Nowym Jorku czy w Berlinie, skoro dzieje się tak dużo, wielu dobrych grup nawet nie usłyszymy. Czyli jest naprawdę fajnie, ale już prawie tego wszystkiego jest za wiele.
Słyszałem opinię, że klimat w Portland jest podobny do Seattle z początku lat dziewięćdziesiątych.
Tak, podobieństwa są wyraźne, oczywiście do Seattle zanim ono eksplodowało. Coś takiego jednak się w Portland nie przydarzy, to mogło być możliwe tylko wtedy, w tamtych czasach i okolicznościach. Te wszystkie gwiazdy...
Teraz pytanie obowiązkowe. Jakich artystów wymieniłbyś jako swoje inspiracje?
Olbrzymi wpływ wywarł na mnie Tom Waits, cały przebieg jego kariery i muzyka jaką nagrywał są dla mnie bardzo inspirujące. Poza tym sporo jazzu i muzyki klasycznej. Jeszcze Eric Dolphy, Coltrane, Monk - Monk bardzo ukształtował mój styl gry na gitarze. Poza tym David Bowie, Jimi Hendrix, długo możnaby wymieniać.
Jak ważne są jest ciebie otoczka związana z płytą, jej strona graficzna?
Bardzo. Jeżeli okładka jest nudna, brzydka albo głupia, to płyta jest jak mp3, czegoś brakuje. Na szczęście możesz słuchaczowi zaoferować coś, co będzie chciał mieć przy sobie słuchając muzyki. Spojrzy na okładkę tej nowej płyty, którą właśnie przyniósł do domu i zastanowi się, jaka jest jej relacja z muzyką, może pozwoli mu to stworzyć nowy kontekst, przestrzeń odbioru muzyki.
Kto zajmuje się stroną graficzną waszych płyt?
Szczęśliwie mamy dobrych utalentowanych przyjaciół, którzy na podstawie naszych pomysłów i sugestii opracowują okładki i potem, po szeregu poprawek, dochodzimy do ostatecznej wersji.
Wasz koncert sprawiał bardzo przejmujące, niemal teatralne wrażenie. Przypomniał mi występ szwajcarskiej grupy Velma, która gra niemal performance'e a nie normalnie rozumiane koncerty. Czasami Velma wręcz występuje w teatrach z performance'ami opartymi na ich muzyce. Czy nie pociąga was coś takiego?
Znam zespół, o którym mówisz, ale nie wiedziałem, że prowadzą oni taką działalność. Odpowiem tak. Jeżeli kiedyś 31Knots będzie tak popularne, sprzedamy wystarczająco dużo płyt, że będziemy mogli sobie w stanie pozwolić, albo ktoś nam sfinansuje taką inicjatywę, bardzo chciałbym podjąć się opracowania sztuki teatralnej. To byłoby prawdziwe wyzwanie i wspaniała odmiana od grania po prostu koncertów rockowych.
W tym momencie mi do szczęścia wystarczył wasz "po prostu koncert". Mam nadzieję, że kiedyś zobaczymy was w Polsce. Dzięki za rozmowę.
[Piotr Lewandowski]