Skoro Mostly Other People Do The Killing od lat pokazują na hiperintensywnych, kolażowych koncertach i płytach, że są w stanie zagrać wszystko, to czemu nie mieliby w szczególności zagrać najbardziej chyba legendarnej jazzowej płyty w dziejach? Blue jest zagranym jeden do jednego Kind of Blue, literalnie i precyzyjnie odtworzonym zestawem pięciu wybitnych kompozycji. Każde solo, każdy basowy krok, każdy szmer powtórzone są idealnie. Jedynym odstępstwem jest nagranie płyty nie na setkę, lecz w odrębnych ścieżkach. Co zresztą dopełnia profanacji. Oczywiście to wykonanie nie oddaje w pełni tzw. magii oryginału (ktoś zauważył, że MOPTDK na pewno nie wzięli też w trakcie tyle narkotyków co sekstet Milesa), ma trochę inną barwę i atmosferę, ale nie o to chodzi. Właściwie nie ma to większego znaczenia.
Replikując jazzowy absolut MOPTDK popełnili skrajnie antyjazzową płytę – nie ma w niej śladu improwizacji, całość wykonana jest jakby grano klasykę w zachowawczej filharmonii. W Stanach rozpętała się burza, jazzowy mainstream odebrał Blue jako akt świętokradztwa a nawet kradzieży, nie zauważając prowokacji lub ją ignorując. A prowokacja jest błyskotliwa. Ostatecznie, po co wydawać dobre pieniądze na różnego rodzaju „tribute to Miles”, na których te i inne utwory odgrywane są kanciasto, nudnie a czasem karykaturalnie, skoro sześciu białych gości z Nowego Jorku pokazuje, że po odpowiednim treningu można słuchaczowi zafundować wirtualny powrót do przeszłości? Po co grać wszelkiego rodzaju neo-bopowe, sjestowo-marsalisowe dżezy, skoro da się po prostu zagrać absolut nawet po śmierci wszystkich jego twórców z wyjątkiem perkusisty? Perkusisty, który zresztą całą tę płytę w ramach różnych tribute’ów odgrywał, nawet na Torwarze. Nawet jeśli wersja MOPTDK nie posiada całego ciepła i emocji oryginału, to czy przeciętny słuchacz sjesty i Marsalisów w ogóle to zauważy? Czy wszyscy jazzmani skoncentrowani na odtwarzaniu estetyk i atmosfery starych dobrych czasów (a jest takich mnóstwo, i jazzmanów i czasów) nie dostali właśnie ostatecznego rozwiązania kwestii sentymentalnej?
W podlinkowanym poniżej wywiadzie z 2012 roku Moppa Elliott zwracał uwagę, że po smooth jazzie (będącym tematem Slippery Rock) nie pojawił się już żaden styl charakterystyczny dla danej dekady. The Young Lions nigdy stworzeniem czegoś charakterystycznego nie byli zainteresowani i choć sam Davis w latach 80-tych nagrywał rzeczy dość straszne, to historycyzm tego towarzystwa go drażnił. MOPTDK wykpili je tutaj okrutnie, zarazem pokazując absurdalność przypisywania pomnikowego statusu nawet najwybitniejszym jazzowym płytom. W tej dosknałej koncepcji jest jednak pewna sprzeczność – liczy się tak naprawdę sam fakt idealnego odwzorowania i płynące z niego wnioski, a nie muzyka i jej słuchania. Sam Blue kupiłem, ale traktuję to raczej jako wynagrodzenie MOPTDK za koncepcję i czas poświęcony na nauczenie się idealnie tego materiału, a nie za możliwość doświadczenia efektów ich pracy na własne uszy. Bo tak naprawdę wystarczy to zrobić raz.
[Piotr Lewandowski]