polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Ed Wood Post-Mortem Lovers

Ed Wood
Post-Mortem Lovers

Drugi album Ed Wood gotowy był w 2012 roku i czekał na premierę kilkanaście miesięcy, co wobec wysokiej jakości materiału pokazuje, że w euforycznym hajpie wokół polskich niezależnych wytwórni zapomina się o tzw. prozie życia i fakcie, że niektóre albo ledwo wiążą koniec z końcem, albo wydają mniej niż by mogły lub powinny z artystycznego punktu widzenia. Może gdyby Ed Wood nagrał album z techno, ujrzałby on światło dzienne dużo szybciej. Na drugiej płycie Ziołka i Popowskiego tak dalekich wolt estetycznych nie ma, ale jest ona zauważalnie odmienna od debiutu. Następcą melodycznego indie-rocka zderzonego z gitarowo-perkusyjnymi spazmami, napędzanych młodzieńczą fascynacją Refused i bydgoskim spleenem pełnym charakterystycznego nieogarnięcia, okazuje się nieco większe uporządkowanie materiału i rozdęcie przeciwieństw – zlepienie surfu z black metalem, piosenki z chaosem, struktur typowych dla zachodniego rocka z quasi-orientalnymi wątkami.

Gdy Post-Mortem Lovers leżało na półce, ukazały się płyty Starej Rzeki, Alameda Trio i T’ien Lai, więc blackowy pierwiastek czy rozległe granie kontrastami nie dziwi. Jednak Ed Wood stosuje te środki w bardziej bezpretensjonalny sposób, jego brzmienie jest też w mniejszym stopniu zależne od baterii efektów. Co więcej, utwór tytułowy to najbardziej popowy numer w dorobku duetu, przebijający chwytliwością także dawne piosenki dużo bardziej piosenkowego Tin Pan Alley. W przeciwieństwie do Anal Animal nie ma tu kawałków, które się „przytrafiły”, dzięki czemu płyta jest zwarta, a zabiegi aranżacyjne, jak incydentalne instrumenty klawiszowe, dobrze ją wzbogacają. Jednak przede wszystkim, o ile w przypadku np. Starej Rzeki płyta jest sednem koncepcji a koncerty pewną jej reprezentacją, to w przypadku Ed Wood jest odwrotnie – materiał wynika z grania na żywo, a w gitarowej muzyce to często najlepszy punkt wyjścia. Mam więc nadzieję, że kilkunastomiesięczna hibernacja duetu nie utemperowała koncertowego temperamentu Popowskiego i Ziołka.

[Piotr Lewandowski]