Something Like Elvis tegorocznej koncerty niemal rozpoczęli w Warszawie (Off na tle sierpniowego występu na dziedzińcu CSW był ledwie trudnym początkiem) i niemal zakończyli, gdyż pozostały im jedynie dwa koncerty na trasie. Dla supportującego ich duetu Ed Wood był to ostatni koncert w tej roli. Panowie zaserwowali mocną i zwięzłą dawkę kontrolowanego chaosu z niezbędną dozą niedbalstwa, jednak marne brzmienie (niestety akustyk SLE ich nie nagłaśniał) sporo atutów wyjęło im z ręki.
Nagłośnienie Something Like Elvis było dużo lepsze, a światła jeszcze agresywniejsze. Zespół zaprezentował podobny set jak trzy miesiące temu. Początek był mało przekonujący, później koncert się rozkręcił i najciekawszy był w neurotycznych utworach z "Cigarette Smoke Phantom". Piosenki, zwłaszcza te najstarsze, zdawały się swoistą podróżą sentymentalną. Czasem jednak wesołkowatość muzyków drażniła, rozmiękczając energię muzyki. W ostatnich miesiącach zobaczyłem trzy koncerty SLE, z których najlepszy był ten sierpniowy i dostarczające w sumie mocnych wrażeń. Zespół powrócił całkiem udanie, ale wracając do materiału sprzed +- dekady - nie tylko faktem grania tych utworów, ale też ich potraktowania na żywo. Odświeżyliśmy sobie ich mocne i słabe strony, a czy powstanie kolejna płyta? Chyba byłbym tym zdziwiony.
ps. Wyremontowana Sala Laboratorium CSW jest obecnie jednym z najlepszych w mieście miejsc do koncertów średniej wielkości. Ograniczanie jej pojemności do 150 osób jest absurdem. Pozostaje mieć nadzieję, że polityka CSW będzie zmierzać w stronę wykorzystania potencjału tego miejsca, które jest miastu potrzebne równie, jak miasto jemu, jeśli ma ono odgrywać istotną rolę na kulturalnej mapie stolicy.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]