Moje zainteresowanie kompletnie ominęło debiutancki krążek Tin Pan Alley. Może dlatego, że klimaty spod znaku Dinosaur Jr., Built to Spill czy Polvo są mi zupełnie obce i przywoływanie ich ducha w kilkanaście lat po tym jak powstały te zespoły, mija się dla mnie celem. Dlatego właśnie „All Hail The Omnipotent Universe!” nie tylko mnie zachwyca, ale wręcz momentalnie spotkało się z moim uwielbieniem, każącym postawić ten krążek wśród najciekawszych tegorocznych wydawnictw.
To przede wszystkim płyta ciekawsza aranżacyjnie i bogatsza o masę atrakcyjnych wątków. Banał, ale cóż powiedzieć więcej? Tin Pan Alley, którzy wiem, że są osłuchani w muzyce doskonale (bo to najzwyczajniej w świecie słychać), łączą tyle muzycznych wpływów z taką łatwością i swobodą, że ten album nadaje się niemal na podręcznikowy przykład tego, jak z impetem stworzyć płytę bogatą w pomysły, rozłożone starannie i umiejętnie, jednocześnie bardzo przebojowe i wciągające. Muzycy tworzą zarówno zwięzłe i krótkie utwory nadające się wprost do radia, zapuszczają się w rejony surf rockowe, czasem przywołują ducha Kristen i The Sea and Cake, a jeszcze kiedy indziej z impetem przypominają o fascynacjach Yo La Tengo czy Sonic Youth. Nie ma tu wyłącznie gitarowego jazgotu, który mnie osobiście na debiutanckim krążku nieco nudził. „All Hail The Omnipotent Universe!” jest bardziej przejrzyste, swobodne, także dojrzałe, ale przede wszystkim ciekawsze i znacznie lepiej dopracowane pod względem brzmieniowym. Brawa.
[Jakub Knera]