Artur Maćkowiak kontynuuje solowy projekt, w którym jest gitarzystą, gra na syntezatorze, komponuje i produkuje. Wydana rok temu Take Away była płytą, na której dominowały pastelowe barwy i kojący nastrój. Before the angels play their trumpets przynosi materiał o zupełnie innych odcieniach.
Druga (solowa) płyta bydgoskiego muzyka to minorowe nastroje, mroczne przestrzenie, niepokój, melancholia i smutek, cofanie się w bliżej niezidentyfikowane zdarzenia z przeszłości, niepewność. Gitarzysta w umiejętny sposób prowadzi melodie, które w jego ujęciu mogą być proste lub tworzyć wielopiętrowe, koronkowe konstrukcje. Jego największym talentem jest sposób komponowania utworów na bazie prostych fraz, które wprowadzają w trans poprzez powtórzenia, jednocześnie stając się szkieletem kompozycyjnym. Na ich bazie Maćkowiak tworzy kolejne warstwy utworu: gra smyczkiem i elektronicznym smyczkiem, dodaje kontrolowane pogłosy i przestery, używa "hawajskiej" techniki pocierania metalowym przedmiotem o struny, dogrywa klawisz o brzmieniu hammondowskim, całość otula w elektroniczny ambient. Czasem loopuje gitarę trzy-, czy nawet czterokrotnie, a ponad nią unoszą się niemal metalowe riffy lub tworzy utwór stricte "elektroniczny" z śladową ilością brzmienia strun.
Muzyka podniosła, ale intymna, kontrolowana forma przy rozchwianych emocjach. Wiele brzmień i odcieni – jeden człowiek. Ten sam poziom, co na poprzedniej płycie, choć emocjonalnie w barwie ciemnobłękitnego, późnozimowego, zamglonego nieba nocą.
[Łukasz Folda]