Środowy wieczór w Pardon miał dwie części. Pierwszą stanowił warszawski przystanek pierwszej trasy po Polsce Samary Lubelski (nazwisko po dziadkach z Łodzi), na której towarzyszy jej Artur Maćkowiak. Maćkowiak zagrał jako pierwszy, prezentując swój solowy materiał oparty o gitarę elektryczną, korga, efekty i pętle. Brzmieniowo był gdzieś po środku między pierwszą, filmowo-relaksującą, a drugą, bardziej abstrakcyjno-tajemniczą płytą, prezentując kompozycje z obydwu. Płyty Maćkowiaka są sympatyczne, ale koncerty mają dodatkowy wymiar, performatywny - obserwowanie budowy konstrukcji utworów i zgrabnych pomysłów na jednoosobową orkiestrę stanowi w dużej mierze o ich atrakcyjności. Samara Lubelski na szeregu solowych płyt prezentowała piosenki, ale ta trasa polega na graniu muzyki abstrakcyjnej na zelektryfikowane skrzypce solo. Brzmieniowo i formalnie jej występ przypominał set na syntezatorze modularnym, podobne były to meandry i zdarzenia dźwiękowe. Równocześnie można było na nie spojrzeć jako na rozszerzenie motywów i technik pojawiających się gdzieś w tle gdy Lubelski gra np. z Thurstonem Moore'm. Dobry koncert, choć część publiczności wypłoszył. W drugiej części wieczoru Solar Fire Trio (Jackson / Dickaty / Marks) zaprezentowało pomost między ognistym free a intelektualnie podbudowaną europejską improwizacją. Żarliwość pojawiała się jednak sporadycznie, jako element wzbogacający dość stonowane improwizacje drobinkami dźwięku. Poza tym, jednym z wydarzeń wieczoru była premiera kotary zasłaniającej charakterystyczną ścianę Pardon, zmieniającej nieco atmosferę i akustykę.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]