polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Potty Umbrella wywiad

Potty Umbrella
wywiad

Długo już krążyły wieści o zbliżającej się debiutanckiej płycie Potty Umbrella, aż wreszcie kilka tygodni nareszcie otrzymaliśmy album "All You Know Is Wrong", który spokojnie pretendować będzie do miana najciekawszej polskiej płyty tego roku. Nieokiełznana energia gitarowego grania o przeróżnej proweniencji, podlanego syntezatorowo-elektonicznymi smaczkami oraz swoboda, z jaką zespół maluje multum rozmaitych barw i nastrojów, zapewnia, że cieszyć możemy się muzyką zespołu, który nie jest "polską odpowiedzią na.", ale śmiało podąża za swoją intuicją - nawet jeżeli miałoby okazać się to mylące. Po koncercie w warszawskiej Aurorze spotkaliśmy się ze Sławkiem Szudrowiczem i Arturem Maćkowiakiem, dawniej muzykami Something Like Elvis, obecnie realizujących się w Potty Umbrella.

Miałem okazję śledzić rozwój waszej muzyki od niemal półtora roku, czyli od waszego pierwszego koncertu w Warszawie. Jej ewolucja jest bardzo wyraźna. Wtedy graliście niemal w całości instrumentalnie, dziś wasze piosenki ciężko sobie wyobrazić bez wokalu, który występuje na ośmiu z dziesięciu utworów na debiutanckiej płycie. Brzmienie, forma także zostały ewidentnie dopracowane. Czy moglibyście przybliżyć nam ten proces z waszej perspektywy?

[Sławek] Co do wokalu, to wydaje mi się, że jego miejsce w naszej muzyce było wówczas mniej więcej takie jak teraz, ale z drugiej strony, prawdą jest, że dopiero w tym zespole zacząłem śpiewać. W tej materii następuje ciągły progres i może dlatego teraz faktycznie daje się odczuć, że wokali jest coraz więcej. Sama muzyka również bez wątpienia ewoluuje. Myślę, że ważny wpływ miał powrót z Anglii Macieja [Szymborskiego - pianino elektryczne, elektronika - przyp. red.]. Wrócił on po dwóch latach pobytu, akurat kiedy nagrywaliśmy płytę. Maciek ma dużo sprzętu studyjnego i dzięki temu mieliśmy możliwość sami podjąć się produkcji. Zaczęliśmy to robić co otworzyło nam drogę do wprowadzania wielu zmian nawet w kwestii aranżacyjnej, zresztą robimy to do tej pory na próbach. Super, że daje się to wyczuć, że jest coraz lepiej.

[Artur] Żadnych numerów nie traktujemy jako ostatecznie zamkniętych. Jeżeli na próbach ktoś ma jakieś nowe pomysły, to wprowadzamy zmiany, czasem całkiem drastyczne, z nadzieją, że te utwory stają się lepsze. Jeżeli odczuwasz, że muzyka idzie do przodu, że to czuć, to znaczy, że efekt naszych starań zostaje osiągnięty.

Album nagrywaliście w kilku różnych miejscach i na przestrzeni całkiem długiego okresu. W muzyce tego jednak nie słychać, jest ona bardzo spójna.

[Artur] Trzeba zacząć od początku. Większość śladów została zarejestrowana w jednym studiu, podczas jednej sesji. Późniejszy miks i dogrywki odbywały się w różnych miejscach i między innymi dlatego zajęło to tyle czasu.

[Sławek] Dwa utwory są zupełnie inne i zostały nagrane w Londynie.

[Artur] Nawet trzy, jeden jest jeszcze z zupełnie innej sesji.

[Sławek] A tak, to prawda, jedna piosenka pochodzi aż sprzed trzech lat i nagrana została w 'Mózgu' w Bydgoszczy. Pozostałe nagraliśmy w studiu Radia PiK, wyłączając dwa numery, których podstawa została nagrana w Anglii, a później już w naszej sali prób robiliśmy dogrywki. W tych okolicznościach tym bardziej cieszy mnie, że udało się uniknąć niespójności. Na pewno pomógł tu też proces masteringu nagrania.

Wasza muzyka robi na mnie wrażenie bardzo obrazowej, ilustracyjnej niemal. Czy też ją tak postrzegacie, czy stoją za tym jakieś inspiracje?

[Sławek] Nam ciężko to oceniać, można się zastanowić, czy rzeczywiście tak jest. To miłe słowa i bardzo nas cieszą. Tak, zawsze moim marzeniem było tworzenie muzyki, w której jest dużo obrazów i kolorów, pobudzającej wyobraźnie do tworzenia własnych ilustracji. Inspiracje? Bardzo różne rzeczy. Widzisz, piosenki, które nagraliśmy w Londynie, istniały już wcześniej ale fakt, że tam się znalazłem, w nowym miejscu - zadziałał bardzo pobudzająco i zagrałem je lepiej niż wcześniej w studiu Radia PiK, gdzie te numery akurat wypadły słabo. Bardzo je lubiłem i z Maciejem bez jakiegokolwiek planu nagraliśmy swoje wersje, co nam obojgu sprawiło wiele przyjemności i dało super efekt. Tak się to akurat potoczyło, niesamowity zbieg okoliczności i dużo szczęścia. Inspirują także różne miejsca, ludzie i sytuacje. Ważne, żeby kreować rzeczywistość tak, aby spotykać je na swojej drodze.

[Artur] Dokładnie tak, jak powiedział Sławek, inspirują nas różne rzeczy. Nie można powiedzieć, że jakiś konkretny zespół natchnął nas do nagrania takiej płyty czy konkretnej piosenki. Ważne są pewne sytuacje, zdarzenia, muzyka, to, że znajdujemy się w jakimś miejscu i coś nam się przydarza. Właśnie to słychać w naszej muzyce.

W informacjach na wasz temat często przewija się, że początkowo był to poboczny projekt muzyków Something Like Elvis i Tissura Ani. Teraz wydajecie płytę, czy od samego początku mieliście przed oczyma takie zwieńczenie?

[Sławek] Nie, gdyż od pewnego momentu nie zakładam w życiu tak konkretnych scenariuszy zdając sobie sprawę, iż jest to pozbawione większego sensu. Artura nie było z nami od początku, za to w składzie był Paweł Podgórski z Tissury Ani i jego siostra Basia. Grupa nosiła nazwę Electric Blues Mutants. Wtedy może i był to poboczny projekt, (ba, w założeniu nawet cover band) ale cały czas się rozwijał. W międzyczasie dwa zespoły, które wymieniłeś rozwiązały się i coraz bardziej wchodziliśmy w tę grupę. Dlatego też tak długo trwało zanim wydaliśmy płytę. Muzyka ewoluowała, chcieliśmy ją zrobić jak najlepiej, a zmiany personalne i bardzo dużo różnych meandrów życiowych sprawiły, że wszystko się rozciągało. Wobec powyższego pomimo dużej radości z efektu, pozostał jednak lekki posmak goryczy, że dużo czasu zostało roztrwonione.

[Artur] Ale wszystko ma swoje miejsce i czas. Czas tej muzyki i tej płyty jest właśnie tu i teraz. Chcę podkreślić, że od samego początku było dla nas jasne, że mamy normalny zespół, który będzie grał koncerty, wydawał płyty. Na pewno nie jest przypadkiem, że ta płyta się ukazała.

Z waszych słów wynika, że obróbka studyjna miała duże znaczenie dla ostatecznego kształtu płyty. Czy może wchodząc do studia mieliście wizję, jak ostatecznie ten materiał zabrzmi?

[Artur] Nie, mieliśmy szkice, podstawę każdego utworu. Materiał mocno zmienił się na etapie miksu, główna tu zasługa Macieja i Sławka. Podczas rejestracji utworów w studio pomagał nam Sławek Mizerkiewicz. Potem wrócił Maciej ze sprzętem i wiedzą, tak zaczęły się prace nad miksem. Trochę to było ryzykowne, bo nigdy nie robiliśmy takich rzeczy zupełnie samodzielnie, ale eksperyment okazał się udany - osobiście jestem mile zaskoczony efektem końcowym tego miksu. Nikt z nas czegoś takiego wcześniej nie robił, to pierwsza taka poważna, samodzielna praca i jak dla mnie, rezultat co najmniej zadowalający.

Zaskoczeniem był dla mnie kobiecy wokal w dwóch utworach na płycie.

[Sławek] To dość zabawna historia, nie chwaląc się - wydarzyła się w dużej mierze za moją sprawą. Pracowałem w domu kultury w ubiegłym roku, gdzie pewna młoda dziewczyna poszukiwała akompaniamentu gitarowego do różnych konkursów i występów, w jakich brała udział. Zaproponowano to mi i się zgodziłem. Tym samym po raz pierwszy w życiu miałem styczność z piosenką poetycką. Tak się poznaliśmy z Magdą, a po pewnym czasie narodził się ten pomysł.

[Artur] Magda została po prostu zaproszona do studia, nigdy nie graliśmy z nią koncertów.

[Sławek] Jest to jeden z elementów tego, że wszystko robiliśmy u siebie i wynikło to bardzo spontanicznie. Grałem z Magdą próbę przygotowując się do występu, kiedy przyszedł do nas Maciek z komputerem i ciach - idea powstała trochę wcześniej, ale wiadomo jak jest - masz pomysł, jednak tak naprawdę nie ma pewności czy go zrealizujesz i nie wiadomo jaki będzie tego rezultat. To też jest konsekwencja tego, że chcieliśmy pokombinować z tymi piosenkami, a i dla nas, i dla niej było to ciekawe doświadczenie.

Usłyszeliśmy dziś kilka utworów, których na płycie nie ma. Czy nie zmieściły się one na płycie, czy może są to już jakieś nowe kawałki?

[Artur] Jedno i drugie. Mamy kilka utworów, które z różnych powodów nie znalazły się na płycie, ale są na tyle dobre, że nie chcemy ich odpuszczać. Są też kawałki zupełnie nowe.

Czy koncerty są dla was główną metodą komunikacji ze słuchaczem?

[Artur] Płyta i koncerty są ważne, ale chodzą raczej osobnymi drogami. Album jest zwieńczeniem pewnego okresu pracy.

[Sławek] Tak, jest namacalnym dowodem pracy wykonywanej z perspektywą przekazania muzyki ludziom. Dla zespołu płyta jest pewnego rodzaju świętem, przynajmniej tak to postrzegam. To niesamowity czas, kiedy wyda się płytę. Ale koncerty - dla mnie jest to rzecz najbardziej istotna. Dopiero na koncercie zespół w sposób prawdziwy gra dla ludzi i dla mnie to jest istota grania. Kiedyś nie było żadnych nośników i muzykę można było usłyszeć wyłącznie w ten sposób. Czasy się zmieniają jednak nigdy nic nie zastąpi muzyków grających na żywo.

[Artur] Album jest według mnie po pierwsze właśnie zwieńczeniem pewnego etapu pracy, a po drugie - przynajmniej dla nas tak było, gdy nagrywaliśmy - zamknięciem pewnego rozdziału w działalności zespołu i otworzeniem nowego. Pozwala uwolnić się od starych utworów, gdy wreszcie są one skończone, nagrane i można zacząć myśleć o nowych, pójść do przodu. Koncerty, wiadomo, są potrzebne, nawet konieczne. Takiemu zespołowi jak nasz koncerty są też potrzebne żeby żyć, normalnie funkcjonować i nie myślę tu wcale o aspekcie finansowym.

[Sławek] Choć z Potty Umbrella nie zagraliśmy jeszcze wielu koncertów to jednak moje wcześniejsze doświadczenia pokazują, że na tym pułapie działalności koncerty są też najlepszą drogą do promocji.

Jasne, przecież teledysku raczej nie będziecie kręcić.

[Artur] Kto wie? Zobaczymy.

Macie takie plany? A kto by go wyemitował?

[Artur] O tym nie myślimy, ważne, że mamy plany zrobienia obrazka. Ale wracając do poprzedniego wątku. Grając na żywo, raz, że mamy możliwość podzielenia się tą muzyką, którą tworzymy ale także możemy zaobserwować, jaki jest jej odbiór. Gdy gramy w piątkę na próbie, nas ta muzyka kręci, ale tak naprawdę nie wiadomo, jak zostanie odebrana na żywo. Publiczność jest takim papierkiem lakmusowym.

[Sławek] Tak, ale z drugiej strony odbiór publiczności zazwyczaj nie jest dużym zaskoczeniem, zdajesz sobie sprawę jak będzie, gdy czujesz jaka jest kondycja zespołu w danym momencie. My cały czas się rozwijamy, czujemy to, jednak jeszcze nie osiągnęliśmy tego, co byśmy chcieli. Chcemy jeszcze więcej zrobić i nie chodzi tu wcale o to, że człowiek nigdy nie jest zadowolony - zszedłem z wątku być może, ale to bardzo ważne uzupełnienie tamtej kwestii.

Wspomnieliście, że praca nad płytą może nie mieć końca. Czy zdarza wam się, że osiągacie taki moment, kiedy odkładacie utwór na bok, żeby go nie przekombinować?

[Sławek] Nie, chociaż doskonale rozumiem o czym mówisz, też tak kiedyś myślałem. Pamiętam taką wypowiedź Beck'a, który twierdził, że do studia powinno się wejść na tydzień, dwa i wynosić się stamtąd. Nasza sytuacja była inna, przyjazd Macieja naprawdę sprowokował wiele interesujących sytuacji - nie było to kombinowanie z materiałem, tylko otwieranie nowych rejonów muzycznych, bardzo inspirujące.

Przypatrując się waszej muzyce od przeszło roku mam wrażenie, że wyraźniej odczuwam w niej coraz więcej płaszczyzn, chwilami też wątki jazzowe.

[Sławek] Cieszą mnie takie skojarzenia, wszyscy słuchamy dużo jazzu. Przypomniało mi się, jak graliśmy w 'Jazzdze' w Łodzi i tam akustyk po koncercie mówił, że nasza muzyka kojarzy mu się z latami sześćdziesiątymi. Wielość skojarzeń mnie cieszy.

[Artur] Pocieszające i fajne jest to, że różni ludzie odnajdują u nas bardzo różne klimaty muzyczne, często niezamierzone. Porównują nas to zespołów, których nigdy nie słyszeliśmy.

Wracając do wątku koncertów. Czy są takie kapele, których występy zapadły wam w pamięć na długo?

[Sławek] Tak. Po pierwsze z Something Like Elvis graliśmy trasy razem z NoMeansNo i Fugazi, które to zespoły otworzyły nam edukację koncertową, mogliśmy wtedy dużo zobaczyć. Oba te zespoły zrobiły na mnie spore wrażenie. Dawno już też o tym nie myślałem, ale zawsze będę pamiętał koncerty The Ex Orkiestra, a także samych The Ex. Ich płyty znam pobieżnie, nagrali ich przecież bardzo dużo zaczynając od czystego punk-rock'a, przechodząc do coraz większej awangardy. Ale na żywo. Nie chodzi już tylko o same doznania estetyczno-dźwiękowe, muzykę, ale o to, co oni prezentują jako osobowości, nawet jak się ruszają na scenie, jaką tchną energią. Dużo specyficznego folkloru jest w tym wszystkim. Niesamowite wrażenie. Gramy teraz na dwie perkusje, a oni mieli aż trzy zestawy perkusyjne, bardzo dużo dęciaków, ale oczywiście to nie w tym rzecz, chodzi o ogólne wrażenie. Innym takim koncertem był Otomo Yoshihide New Jazz Ensemble podczas festiwalu filmowego w Cieszynie dwa lata temu. Muzyka japońska zawsze mi się podobała, słuchałem sporo Ground Zero np. Paly Standards, innych zespołów japońskich: Rovo, Optical 8, Secret Chief Trio, a na tym festiwalu pierwszy raz mogłem zobaczyć, co robi na żywo Ottomo Yosihide i jego spółka.

[Artur] Pierwszym koncertem, który zrobił na mnie takie potężne wrażenie było NoMeansNo, nie pamiętam, który to był rok. Więc późniejsza wspólna trasa z nimi była zwieńczeniem marzeń. Z dużych koncertów, przede wszystkim Tomahawk, który widziałem w Sydney i Sonic Youth w Berlinie. Ostatnio miałem możliwość bycia na koncercie Freda Fritha, podczas jego ostatniej wizyty w Polsce. Ten koncert zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Już dawno nikt tak mnie nie zaczarował dźwiękami. Jak dla mnie to już jeden z najwyższych etapów wtajemniczenia muzycznego.

[Sławek] Na mnie NoMeansNo też zrobiło ogromne wrażenie. Pierwszy raz widziałem ich chyba w roku dziewięćdziesiątym szóstym w Poznaniu, zresztą razem z Arturem byliśmy na tym koncercie. Wtedy przez myśl mi nie przyszło, że za kilka lat będę z nimi grał wspólne koncerty.

Widzę, że nasze fascynacje są podobne. Kiedyś widziałem The Ex i Tomahawk tego samego dnia na festiwalu, a po moim pierwszym koncercie NoMeansNo dzwoniło mi w uszach chyba ze dwa tygodnie.

[Sławek] Oni są już teraz starsi, spotkałem się z nimi w Poznaniu na ostatniej trasie, którą organizował Artur i widać po nich upływ czasu, jednak cały czas tchną energią i nieskrępowaną radością muzykowania.

[Artur] Tak, widać upływ czasu, ale myślę, że wiele młodszych zespołów może im pozazdrościć energii.

Bez wątpienia. Miejmy nadzieję, że zagrają w Polsce po wydaniu nowej płyty, która ma się ukazać w Kanadzie już w lipcu. A propos, jak będzie wyglądała wasza muzyka, gdy będziecie w wieku braci Wright?

[Artur] Nie wiemy nawet jak będzie wyglądała za rok, a co dopiero za dwadzieścia lat. Mam nadzieję, że zbyt szybko się ta formuła nie wypali, że starczy nam sił i determinacji żeby kontynuować to co robimy.

W to wierzę. Dzięki za dzisiejszy koncert i rozmowę.

[Piotr Lewandowski]

artykuły o Something Like Elvis w popupmusic