Pierwszy po dwóch latach nowy materiał kIRk przynosi ledwie kwadrans muzyki zamkniętej na siedmiocalowym winylu, ale będącej kolejną dobrą kartą w historii tria, powiększonego dzisiaj do kwintetu, z Antoniną Nowacką za mikrofonem i Wojciechem Kwapisińskim na gitarze, współpracującymi z zespołem już wcześniej. Zmysł do tworzenia własnej, zupełnie osobnej interpretacji cudzego materiału była okazja poczuć na Złej krwi ("Children of God"), teraz nowe życie dostaje tytułowy "Za ostatni grosz" pewnego znanego zespołu, będący znów wariacją bardzo luźną (i na pewno nie do łatwego rozszyfrowania), z kłaniającym się oryginałowi jedynie basowym pulsem i krótkim fragmentem trąbki na koniec. I z dobrym efektem w postaci hipnotycznej, jak na kIRk chwytliwej, mniej masywnej kompozycji, z brzmiącymi nieco operowo wokalizami. Jest w niej wyczuwalna jakaś piosenkowa lekkość, miejscami nawet jakiś posmak brzmienia sprzed tych trzydziestu paru lat, kiedy "Za ostatni grosz" powstawał. Drugie podejście kIRk do obcego utworu i znów wariacja, która jest zaskoczeniem. Stronę B wypełnia "Nie ma co silić się na naturalność" - utwór bardziej duszny i mroczny, z lekko orientalnym zabarwieniem (znów wokal Nowackiej), w którym obok sampli z nagrań terenowych zwróci uwagę mocno ilustracyjna i nostalgiczna trąbka Olgierda Dokalskiego, chyba rzadko kiedy słyszana u niego w tak spokojnym, refleksyjnym wydaniu. Dobry przedsmak czegoś, na co - miejmy nadzieję - będzie czekało się tym razem krócej.
[Marcin Marchwiński]