Paweł Bartnik to muzyk znany z formacji kIRk i Msza święta w Altonie. Pracuje również jako producent i jest autorem remiksów jako DJ Sajko. Materiał składający się na debiutancką płytę solową Bez Tytułu, to muzyka zdecydowanie bardziej „sajko” niż hipnotyczny kIRk. A zaskoczenie zaczyna się już na wysokości 13 sekundy – znamienna liczba – kiedy to okazuje się, że schowany zwykle za laptopem Bartnik debiutuje również w roli wokalisty.
Bez tytułu w warstwie lirycznej to twardy naturalizm pełen goryczy. Teksty Bartnika uderzają swym pesymistycznym ekshibicjonizmem już od pierwszych chwil. Ilość - nomen omen - „złej krwi” obecna jest na albumie w postaci tak skondensowanej, że po pewnym czasie wręcz groteskowej, dziwacznej, niekiedy zabawnej, sprawiającej wrażenie przemyślanej kreacji artystycznej. Przynajmniej w warstwie formalnej. Weźmy taką „Teodyceę”, opowieść, w której podmiot liryczny to psychopata podpalający sierociniec. Czy psychodeliczną historyjkę o zniszczeniu w „Ekosystemie” z transowo zakręconą końcówką. „2013” to z kolei przykład bardzo sprawnego frazowania na tle mocnego, ewoluującego techno bitu, co wypada chyba jeszcze lepiej w numerze „Tętno”. Czysto wokalna ekspresja ciekawie brzmi też w „Aviatorze”. Podkłady u Bartnika to osobna, acz komplementarna dla tekstu płaszczyzna wypowiedzi, w której dostrzec można ślady brzmienia kIRka – szczegółową, głęboką i rozciągniętą dubową produkcję, różne pogłosy, kumulacje i modulacje. Muzyka bez wokalu wypełnia czasami dłuższe partie nagrania i z jednej strony można odbierać ten materiał jako prezentację umiejętności czysto producenckich, jednak z drugiej pominięcie warstwy tekstowej uczyniłoby z albumu rzecz stosunkowo konwencjonalną. Właśnie wokal i charakterystyczny songwriting sprawiają, że obok Bez tytułu ciężko przejść obojętnie. Po wsłuchaniu się w teksty nie sposób odmówić autorowi zmysłu lirycznego i inteligentnej soczewki narracyjnej. To ciekawie i różnorodnie opowiedziane historie, którym narkotyczna, w pełni elektroniczna muzyka nadaje dość paranoiczny klimat.
Specyficzna pozycja, która z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu i raczej spolaryzuje odbiorców na zdecydowanych entuzjastów i sceptyków. Album jak na solowy debiut brzmi na pewno oryginalnie i warto spróbować zmierzyć się z tą intrygująco dziwną muzyką.
[Krzysztof Wójcik]