Przedpremierowa koncertowa prezentacja nowej płyty tria kIRk, a właściwie wariacji na jej temat, ukazała nadchodzący materiał jako kontynuację i rozwinięcie metod oraz brzmień z Mszy Świętej w Brąswałdzie. Zespół w mniejszym stopniu operował masywnymi blokami dźwięku i rytmu, bardziej tkał kompozycje z drobniejszych elementów, scalając elektronikę i gramofony z zanurzoną w pogłosach i przetwarzaną trąbką. Niby to samo, ale jednak nie. Trochę więcej wyczuwałem tu Throbbing Gristle, ciut stonowanego Shackletona, ale to tylko część tropów i na przyszłorocznej płycie mogą okazać się one inne - siła kIRk tkwi bowiem w kapitalnej mierze w tym, że zespół gra muzykę improwizowaną, w instrumentarium z reguły wymagającym odmiennych podejść do improwizacji. I idzie do przodu.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]