polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
ONEIDA Absolute II

ONEIDA
Absolute II

Zamykający trylogię Thank Your Parents album „Absolute II” jest swoistym, przewrotnym zwieńczeniem nie tylko tego cyklu, istniejącego bez explicite wyrażonej idei, co wręcz całej kilkunastoletniej kariery Oneida. Wykorzystywany od dawna dla opisu ich muzyki zwrot „minimalizm” wydaje się w tym momencie zupełnie nieprzystający do większości poprzednich płyt, z kultowym „Each One Teach One” i poprzednim, trójpłytowym „Rated O” na czele. „Absolute II” przynosi monochromatyczną, skrajnie zredukowaną muzykę, w której nie ma ani śladu rytmu, wokół którego niemal obsesyjnie funkcjonowała muzyka Oneidy dotychczas. Czy też, mówiąc dokładnie, nie ma tu śladu rytmu perkusyjnego, bo matowe, zwięzłe frazy gitar i syntezatorów budują jednak jakiś przerażający puls.

Minimalizm „Absolute II” jest prowokacyjny i na swój sposób wsobny – nie jest to ani polemika z minimalizmem przez duże „M”; ani jazgotliwy, buzujący bezruch, jaki grali oni sami przed laty, a Zs grają ostatnio; ani nie ma tu krautrockowej motoryki, zaś wobec gitarowych ekscesów Kevina Drumm „Absolute II” wydaje się niepoważnie piosenkowy, filmowy. Jest za to swoistą kondensacją wspólnego mianownika nieubłaganie ewoluującej muzyki Oneidy, która na poprzedniej płycie sięgnęła przecież nawet po zindustrializowany dancehall. Swoistą ekstrakcją jej walorów, próbą osiągnięcia analogicznego, hipnotycznego efektu za pomocą tak zwięzłych środków i gestów, jak to tylko możliwe. Odbiór tej płyty może być wręcz skrajnie spolaryzowany – dla osób Oneidy nie znających, ta autopolemika może być hermetyczna, dla fanów grupy może być genialna i na swój sposób przewrotna. Choć „Absolute II” pełen sens ukazuje w kontekście, to jednak muzykalność zespołu i wypracowana przez lata umiejętność operowania dźwiękiem sprawiają, że z jego najnowszym dziełem po prostu warto się zmierzyć. Zwłaszcza, że mówimy o jednej z najciekawszych rockowych grup ostatniej dekady.

[Piotr Lewandowski]