polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Sing Sing Penelope wywiad z członkami zespołu

Sing Sing Penelope
wywiad z członkami zespołu

Występ Sing Sing Penelope na tegorocznym Święcie Niemego Kina w Warszawie był jednym z najjaśniejszych punktów tej imprezy. Dramaturgia, barwne brzmienie i wykonawcza swoboda to trzy aspekty, które równie wyraźne są na wydanej niedawno trzeciej płycie SSP "We Remember Krzesełko", o której śmiało można powiedzieć, że będzie jedną z najlepszych płyt rodzimego jazzu AD2008, w dużej mierze dzięki temu, że SSP odważnie wypracowuje własny język nie bojąc się naruszać gatunkowych demarkacji. Z przyjemnością prezentujemy więc wywiad z zespołem.

Wasz występ na Święcie Niemego Kina do szwedzkiego dramatu "Skarbu rodu Arne" był jednym z najmocniejszym momentów festiwalu. Momentami miałem wrażenie, że nie tyle ilustrujecie film, co wręcz skomponowaliście do niego muzykę.

[Rafał Gorzycki] Cóż, to po części prawda. "Skarbu rodu Arne" obejrzeliśmy około 20-25 razy i przed występem w Warszawie odbyliśmy dużo prób. Przygotowanie materiału wyglądało z grubsza tak, że każdy z nas miał własną kopię filmu i zapisywał sobie kluczowe sceny, sytuacje, najważniejsze wrażenia, aż nastąpiła burza mózgów. Później spróbowaliśmy po raz pierwszy zagrać równolegle z filmem wstępne pomysły muzyczne, po czym każdy z nas przygotował, może nie od razu kompozycje, ale tematy, pomysły brzmieniowe, harmoniczne, melodyczne czy też rytmiczne. A następnie rozpoczęła się ciężka praca na próbach, których odbyło się około piętnastu. Wydaje mi się, że warto było przygotować występ precyzyjnie, że jest to z korzyścią dla filmu, muzyki i przede wszystkim dla widowni. Ważne, by ludzie czuli, że słuchają muzyki faktycznie stworzonej z myślą o konkretnym obrazie, współgrającej z nim, czy nawet mu pomagającej. Zależało nam na tym, żeby zrealizować ten projekt właśnie w ten sposób, jak dla mnie - po prostu uczciwie.

Zgadzam się w zupełności. Poza tym, ten film wymagał raczej skupienia i nie nadawał się do luźnej, improwizowanej ilustracji.

[Rafał] Tak, przykładowo znajduje się w nim wiele scen, gdy atmosfera intensyfikuje się i gęstnieje, by nagle zostać przecięta na 30 sekund sceną przyrodniczą lub dialogiem, po czym następuje powrót do wcześniejszej sceny i nastroju. Zupełnie improwizując niemal niemożliwe byłoby więc utrzymanie energii w trakcie całego filmu. Wydaje mi się, że udało nam się zachować równowagę i trochę improwizować, ale w momentach kluczowych, tam gdzie uznaliśmy to za wskazane, zagrać bardzo konkretny temat, aranż bądź strukturę, którą przygotowaliśmy.

Czy było to dla Was pierwsze takie "ilustracyjne" doświadczenie, czy może wykonywaliście np. muzykę teatralną?

[Rafał] Wcześniej niestety nie mieliśmy okazji przygotować tego typu projekt, choć od dawna chcieliśmy coś w tym stylu zrobić. Moim zdaniem zarówno z Sing Sing Penelope, jak i w moim przypadku też w ramach Ecstasy Project, gramy muzykę liryczną, muzykę o duszy słowiańskiej i ciągnęło nas ku takim wyzwaniom. Cieszę się, że zaproszono nas do zilustrowania "Skarbu rodu Arne", który to film zresztą bardzo nam się podobał. Uważam, że poza archaicznym aktorstwem, jest on ciągle współczesny i ma świetną fabułę.

W istocie, to jeden z tych filmów z niemej epoki, które w pełni wytrzymały próbę czasu. Wasz występ na Święcie Niemego Kina miał miejsce krótko po premierze nowego albumu, na którym ilustracyjny, plastyczny wymiar Waszej muzyki wydaje mi się silniejszy niż w przeszłości. To ciekawa zbieżność.

[Rafał] To prawda, ten rodzaj energii jest nam bardzo bliski. Wszyscy jesteśmy fanami kina, a Daniel i ja - niemalże maniakami. Oglądamy wiele filmów i sporo rozmawiamy o muzyce filmowej pochodzącej z różnych okresów. Na pewno są to doświadczenia wpływające na naszą muzykę i wspomagające przygotowanie własnej ścieżki.

Czy możesz wskazać kompozytorów filmowych, którzy są dla Ciebie najbardziej inspirujący?

[Rafał] Trzeba pamiętać, że niektóre wartościowe ścieżki komponowane są często przez artystów, którzy nie specjalizują się w muzyce filmowej. Wśród kompozytorów typowo filmowych, na pewno John Williams albo James Newton Howard są postaciami wybitnymi. Co prawda obecnie piszą oni muzykę do hollywoodzkich produkcji, ale jednak robią to rewelacyjnie. Bardzo lubię też Kilara i przede wszystkim polską szkołę, z Komedą, Matuszkiewiczem, Tomaszem Stańko i przeróżnymi składami jazzowymi na czele. Koniec lat 50tych i lata 60te były świetnym okresem dla polskiego kina i polskiego jazzu, więc dzięki spotkaniu tych światów powstawały dzieła wagi światowej.

Mam wrażenie, że w tamtych czasach częściej niż współcześnie kino spotykało się z jazzem. Komeda piszący muzykę dla Polańskiego czy Hancock do "Powiększenia" Antonioniego to tylko dwa przykłady, które można by mnożyć.

[Rafał] Wydaje mi się, że te światy wówczas były po prostu sobie bliższe. Z czasem wykształciła się wąska specjalizacja twórców, a środowiska się shermetyzowały, skupiając na swojej domenie. Podobnie jest z plastykami. Zauważ, jak dużo jest obecnie artystów plastyków, a jak niewiele prac wykorzystywanych jest na okładkach albumów czy do poligrafii. Na okładkach dominują zdjęcia, projekty graficzne, a prac współczesnych artystów praktycznie nie ma. Każde ze środowisk ma tyle swojej pracy, że się one rozmijają.

Masz rację, choćby w latach 80tych pojawiały się głośne prace Gigera na okładce Debbie Harry czy Dead Kennedys. Natomiast Wy na nowej płycie sięgnęliście po Alfonsa Muchę.

[Rafał] To koncepcja Daniela Mackiewicza, który projektuje nasze okładki od pierwszej płyty SSP i tak też będzie w przyszłości. Podoba nam się jego myślenie graficzne, nieco ascetyczny zmysł dizajnerski. Tym razem Daniel sugerował coś secesyjnego, nasyconego detalami, stąd na okładce grafika Muchy i typografia w tym stylu.

[W tym momencie do rozmowy dołączają inni członkowie zespołu]

W rezultacie okładka Waszej nowej płyty bardzo pozytywnie wyróżnia się na polskim rynku.

[Daniel Mackiewicz] Miło mi to słyszeć. Jesteśmy ludźmi, którzy nie są ślepi ani głusi, oglądamy filmy, czasem nawet jakąś wystawę zobaczymy, książkę przeczytamy. [śmiech]

Wróćmy do "filmowych" wątków w Waszej muzyce. Paradoksalnie uwagę niektórych odbiorców zwrócił na nie utwór pt. Bond na "We Remember Krzesełko", który dla mnie jest swoistym żartem.

[Daniel] Odwołanie do Bonda jest niezamierzone, wręcz przypadkowe. Właściwie jedynie linia basu, która zainspirowała utwór, nawiązuje w pewnym stopniu do tematu z filmów o Bondzie. Absolutnie nie było naszym zamiarem stworzenie parafrazy ani postaci Bonda, ani motywu muzycznego.

Jednak sam tytuł silnie sugeruje słuchaczy i stanowi odwołanie do popkultury, a Wasz nowy album odchodzi do jazzowej estetyki w dokładnie przeciwnym kierunku, choćby w stronę kameralistyki. Jakie były Wasze cele podczas pracy nad tą płytą?

[Tomek Glazik] Staraliśmy się po prostu nagrać dobrą płytę, to najważniejsze wyzwanie.

[Daniel] Zespół ewoluuje i nie dochodzi w nim do rewolucyjnych zmian, które mogłyby zaistnieć np. gdyby dołączył do nas ktoś nowy, wnoszący powiew innego powietrza. Ewolucja jest naturalna, wraz z wiekiem i upływem czasu zmieniamy się my, nasza muzyka i tropy, którymi podążamy. Wątpię, by można było odnaleźć w tym procesie szczególny cel, który chcielibyśmy osiągnąć. Równocześnie, każdy z nas zdobywa doświadczenia grając w kilku różnych formacjach, co wpływa również na Sing Sing Penelope.

Skoro o innych projektach mowa, to niemal w tym samym czasie co "We Remember Krzesełko" ukazały się płyty dwóch "nowych" formacji - Spejs i The Cyclist - w których grają niektórzy z Was. O Ecstasy Project i Contemporary Noise Quintet naszym czytelnikom chyba przypominać nie trzeba. Mój znajomy Adam Bogusiak poświęcił nawet jedną audycję swojego "Instytutu Adama B" "nowej scenie bydgoskiej". Czy Waszym zdaniem można mówić o wykształcaniu się w Bydgoszczy sytuacji, która zasługuje na takie miano?

[Wojtek Jachna] Myślę, że tak, zdecydowanie. Z jednej strony w Bydgoszczy mamy krąg artystów wzbogaconych doświadczeniami, dobrymi i złymi, sceny yassowej, z drugiej nowych twórców idących nieco innymi ścieżkami. Co ważne, powstaje środowisko łączące oba nurty.

[Daniel] Pytając o scenę w Bydgoszczy być może masz na myśli pokrewieństwa ze sceną yassową, ale raczej można mówić o środowisku młodej sceny bydgoskiej. Nie ma ono żadnego manifestu, czy założenia, że zrzesza się w pewnym celu. Przeciwnie, jest to po części przypadek, że w kręgu kilkunastu muzyków pojawiło się kilka projektów, które wypłynęły tak silną falą.

[Tomek] W Bydgoszczy jest jednak też sporo zespołów nie związanych z muzyką, jaką my gramy. Mam na myśli 3 Moonboys, George Dorn Screams, reggae'owe Dubska. Z tymi grupami się znamy i "przenikamy", a grają oni przecież muzykę daleką od jazzu. Ważne, że zespoły pojawiają się i są aktywne, że nie hałasują w garażach, tylko nagrywają dobre płyty, jeżdżą po kraju i koncertują. Wykształca się więc wzajemna inspiracja, dobry ferment.

Ten ferment i interakcje między muzykami grającymi przeróżne gatunki jest chyba najważniejszy dla tworzenia się "sceny". Nie można raczej powiedzieć, że Warszawa, choć to duże miasto i jest w nim wielu muzyków, ma własną, rozpoznawalną "scenę".

[Tomek] Być może dlatego, że bardzo dużo osób do Warszawy przyjeżdża i one się ze sobą słabo znają. W Bydgoszczy jest "spokojniej" a niektórych muzyków pamięta się jeszcze ze szkoły podstawowej.

[Daniel] Z pewnością swoiste skoncentrowanie Bydgoszczy wokół kilku miejsc, dwóch, trzech klubów, sprawia, że ludzie spotykają się coraz częściej, co sprzyja interakcjom. Jeśli w Warszawie jednego dnia jest 20 wydarzeń, które mogłyby Cię zainteresować, to ludzie się rozmijają.

Dwadzieścia to może przesada, ale faktycznie w ten weekend wybór między Świętem Niemego Kina, koncertem Pink Freud i koncertem Kristen, jest bolesny. Chciałbym Was jeszcze zapytać o plany Sing Sing Penelope na najbliższe miesiące. Trasa, którą zagraliście bezpośrednio po wydaniu płyty była dość krótka. Czy będzie można Was w tym roku jeszcze zobaczyć na żywo?

[Tomek] Planujemy kolejny jej etap, gdyż takiemu zespołowi jak my ciężko jest zorganizować jedną długą trasę. Co zresztą widać na przykładzie wszystkich polskich grup, może za wyjątkiem Pink Freud, którzy faktycznie bardzo dużo koncertują. Poruszamy się więc metodą "żabich skoków" i mini-tras.

[Daniel] Nie mamy też tradycji długich tras, chyba nawet bym nie chciał grać dwudziestu koncertów pod rząd, musiałbym odchorować taki maraton. Pod koniec kwietnia wyjeżdżamy więc na kilka koncertów na Ukrainę, potem gramy znów w Polsce, w planach są też kolejne koncerty zagraniczne. Natomiast za jakiś czas pojawimy się z nowym projektem.

W ramach Sing Sing Penelope?

[Rafał] Tak, we wrześniu nagrywamy płytę live w sekstecie z Andrzejem Przybielskim. To chyba najważniejszy z planów Sing Sing Penelope i wydaje mi się, że nagranie dwóch płyt w jednym roku będzie konkretnym osiągnięciem.

[Wojtek] Chcemy przy tym przypomnieć nieco ludziom postać Andrzeja, którego znamy czas już jakiś i niektórzy z nas współpracowali z nim już w innych zespołach. Zresztą wiele grup związanych z jassem z nim współpracowało. Jest to człowiek dosyć szalony. W każdym razie chcemy zarejestrować materiał łączący kompozycje jego i nasze. Sądzę, że będzie to ciekawe doświadczenie i dla Andrzeja, i dla nas.

Podejrzewam, że dla słuchaczy również. Dzięki za rozmowę.

[Piotr Lewandowski]

artykuły o Wojtek Jachna w popupmusic