Czwarta płyta Contemporary Noise wskazuje, że sekstet prawdopodobnie okaże się trwałym wcieleniem formacji. Wskazuje też, że estetyka, w której pracuje zespół, jest już naprawdę ustalona. Płycie „Ghostwriter’s Joke” towarzyszy krótka notka o anonimowych osobach, o których opowiadają prezentowane tutaj utwory. Faktycznie, narracyjny, filmowy charakter tej muzyki jest namacalny. Jak zresztą zawsze w przypadku tej grupy, nawet jeśli nowy album jest mniej sentymentalny niż debiutancki „Pig Inside The Gentlemen” i mniej roztrzepany niż „Unaffected Thought Flow”. Jest za to chyba najlepiej zaaranżowanym dziełem w dorobku Contemporary Noise. Na drugi plan zsunęło się pianino Kuby Kapsy, który wcześniej spinał utwory charakterystycznymi, zrytmizowanymi tematami, a teraz interesują go raczej dyskretne akordy. Jednak rytmiczne klamry nadal są obecne, w ich kreśleniu sekcję rytmiczną częściej wspiera tu gitarzysta Kamil Pater. Grający na perkusji Bartek Kapsa stara się zmiękczyć dawne, hard-core’owe maniery woalem jazzowych barw.
Te przesunięcia akcentów oraz drobne zaburzenia konwencji, jak zryw w finale Morning Ballet czy delikatne orkiestracje instrumentów dętych w Old Typewriter sprawiają, że pod dobrze znajomą powierzchnią odnajdujemy kilka nowości. Z olbrzymią przyjemnością słucha się też gry Jachny i Glazika, kapitalnie prowadzących niespieszne tematy i przemycających czasem do uporządkowanej struktury muzyki CNS elementy wywrotowe. Ponieważ zespół jest konsekwentnie skoncentrowany na kompleksowym wrażeniu i aranżacje podporządkowuje narracji, te drobne innowacje służą przede wszystkim udoskonaleniu stylistyki, z którą już się oswoiliśmy, czy wręcz nam spowszedniała. I w której zasadniczo nie ma już fermentu. Cyzelując detale i aranżacje na rozpoznanym gruncie Contemporary se ryzykują, że z czasem w coraz większym stopniu będziemy ich odbierali jako muzykę tła.
[Piotr Lewandowski]