polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Skalpel wywiad z Igorem Pudło

Skalpel
wywiad z Igorem Pudło

Ile czasu zajęło wam przygotowanie debiutanckiego albumu, który właśnie dzisiaj ma wielką światową premierę?

Trwało to długo, ponieważ te kompozycje powstawały w różnych okresach, było ich w ogóle nieco więcej niż znalazło się finalnie na płycie. Wydaje mi się, że mogę określić czas pracy nad albumem na dwa i pół roku. Jest to trudne do sprecyzowania, ponieważ koncepcja rodziła się przez pewien czas. Płyty, sample zbierane były od dawna, właściwie przez kilka lat. Jeżeli jednak miałbym postawić jakąś czasową granicę, to myślę, że było dwa i pół roku czystej pracy nad płytą.

Według mnie jest to dość długi okres, czy w związku z tym nie ma niebezpieczeństwa, że wizja, estetyka, którą przyjęliście na początku pracy, może przestać wam odpowiadać po upływie miesięcy?

Raczej nie, przez cały ten czas poszukiwaliśmy własnego stylu, dopracowywaliśmy nasze brzmienie, pracowaliśmy na samplach ciągle zbliżonych stylistycznie, więc mieliśmy do czynienia przede wszystkim z dopracowywaniem koncepcji naszej muzyki, żadnych nagłych zwrotów nie było. Cały ten okres cechuje się ciągłością, interesują nas podobne klimaty, poszukujemy zbliżonych sampli. Zakładamy też, że nasza muzyka ma dłuższy okres ważności niż 2-3 lata i nie zdezaktualizuje się zbyt szybko.

Właśnie kwestię samplowanego materiału chciałbym poruszyć. Czy nigdy nie korciło was, żeby wspomóc się partiami nagranymi specjalnie dla was? To mogłoby być rozwiązaniem na przykład w sytuacji, kiedy nie możecie odnaleźć sampla, o który wam chodzi.

Nigdy nie podejmowaliśmy takich prób. Po pierwsze, często sami na początku dokładnie nie wiemy, co chcielibyśmy w danej kompozycji użyć. Czujemy pewien nastrój, ale konkretnego pomysłu na kształt linii melodycznej nie mamy. Po drugie, nie jesteśmy muzykami potrafiącymi zapisać taki ewentualny pomysł w postaci partytury, więc ciężko byłoby przekazać potencjalnym muzykom nasze idee. Ostatnia kwestia, to brzmienie. Chcemy pracować na specyficznym materiale o danym brzmieniu, co możemy osiągnąć tylko dzięki samplom. Jesteśmy producentami, więc nasza praca polega na kreowaniu brzmienia, nie na komponowaniu muzyki dla zaproszonych artystów.

Czy nie stajecie czasami wobec problemu słabej jakości samplowanych nagrań?

Według mnie takiego problemu po prostu nie ma. Stare płyty nadają specyficznego brzmienia, które to brzmienie lubimy, te szumy i trzaski nadają smaczku całości. To wiąże się też z tym, o co pytałeś wcześniej. Stare instrumenty a właściwie stare płyty, na których został zapisany dźwięk mają tak unikalne brzmienia, że trudno byłoby to samo powtórzyć teraz w studio.

Z jakiej liczby sampli budujecie pojedyncze kompozycje?

Nie ma reguły. Zasadniczo każdy instrument jest wyseparowany z innego nagrania, z innej płyty. Bardzo rzadko ulegamy pokusie żeby zapętlić jakiś fragment utworu. Zazwyczaj jest to nasza aranżacja dźwięków pochodzących z wielu płyt. Ale nie zależy nam na nadmiarze sampli, uniknąć chcemy przesytu. Zawsze staramy się, żeby kompozycje były klarowne, żeby był to klasyczny jazzowy skład, powiedzmy kwintet. Z drugiej jednak strony mamy ten komfort, że gdy potrzebujemy jednego konkretnego dźwięku jakiegoś instrumentu, to go wyszukujemy i po prostu używamy. Trudno byłoby zaprosić przecież muzyka i go poprosić, żeby zagrał jedną nutę na przykład. Poza tym, to nie jest jasne, czy fragment wsamplowany, który ma dwa takty uznajemy za jeden sampel, czy też podzielenie go na nuty i bawienie się nimi, to już jest sampli kilkanaście? Ja rozumiem, że strona techniczna jest ciekawa, szczególnie dla ludzi robiących muzykę, ale w rozmowach ona często przesłania naszą muzykę.

Jaka była wasza droga do estetyki, której używacie, do tej jazzowej melancholii sprzed lat? Czy wynika ona z fascynacji takim brzmieniem, muzyką, czy też może źródła inspiracji są szersze; teatr albo kino tamtych lat?

Trudno mówić o bezpośrednich inspiracjach pozamuzycznych. To zadziałało raczej w drugą stronę. Kiedy już wypracowaliśmy swój styl, zaczęliśmy szukać pasujących do niego obrazów, których używa nasz VJ i naturalnym kierunkiem poszukiwań były filmy z tego samego okresu co muzyka. A czemu taki klimat? Cóż, pewnie taki czuliśmy. Początkowo, pierwsza wersja naszej płyty była bardziej melancholijna, jednorodna stylistycznie i emocjonalnie, później powstało kilka mocniejszych kawałków, kilka dowcipnych, kilka poważnych. Mamy nadzieję, że słychać to zróżnicowanie emocji, a nie tylko melancholię, bo to by było nudne dla słuchaczy.

Czy wasza praca nad muzyką ma charakter zupełnie zespołowy, symbiotyczny, czy może też można wskazać, które utwory są w większej części twoimi kompozycjami, a które wywodzą się od Marcina?

Można wskazać utwory, których inicjatorem był jeden z nas. Częściej to Marcin podsuwa pomysły, robi podstawową pętlę plus ambienty, ale potem siedzimy nad nimi razem, myślimy o aranżacjach, o kompozycji utworu. Tak więc w fazie wstępnej można wskazać pomysłodawcę, ale nieprzypadkowo podpisujemy naszą muzykę jako Skalpel. Nasza płyta jest rezultatem pracy zespołowej.

I na płycie, i wcześniej na singlach pojawił się tylko jeden utwór z udziałem wokalistów, była to Yarah Bravo na epce Sculpture. Ten utwór był chyba dość dużym sukcesem. Czy planujecie w przyszłości nagrać więcej kawałków z wokalami przygotowanymi specjalnie dla was?

Nie, nie ma takich planów. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej ciągnie nas do tego, żeby robić jak najlepsze utwory samemu. Ale pracujemy, na razie tak roboczo, nad utworem, który ma samplowane duże partie wokalu, z tekstem, pożyczone są one ze starej piosenki i próbujemy zrobić z tego nową kompozycję. Na razie nie zamierzamy zapraszać żadnych konkretnych wokalistów.

Graliście parę miesięcy temu dużą trasę po Europie u boku innych wykonawców z Ninja Tune. Czy odbiór waszej muzyki w zachodniej Europie jest inny niż w Polsce, czy ludzie inaczej na nią reagują?

Odbiór był dobry, różnica polegała na tym, że tam publiczność jest bardziej wyedukowana, ponieważ widziała już podobne rzeczy, więc wie jak to odbierać, chociaż wydaje nam się, ze czasem też udawało nam się ich zaskoczyć. W Polsce ludzie myślą, że idą na koncert, spodziewają się muzyków, którzy zagrają, a tutaj nic z tego - wychodzą jacyś panowie z adapterami i coś się pojawia z projektora. VJ-ing w połączeniu z miksowaniem stał się znany właśnie dzięki Ninja Tune. W momencie, kiedy gramy z Coldcutem albo Hexstatic, nikogo nie dziwi, że nasz występ ma właśnie taką formę. Co więcej, mówiono nam, że to co robimy stoi na dobrym poziomie, nawet na wysokim. Na tyle wysokim, że zaproszono nas do Anglii na Big Chill, gdzie mamy występować w namiocie audio-wizualnym, a to jest jeden z największych festiwali poświęconych tego typu muzyce.

Pod adresem muzyki granej przez didżejów wysuwa się czasem zarzut hedonizmu, nastawienia wyłącznie na zabawę, co swego czasu skutecznie obalił Coldcut, wplatając w swoją muzykę społeczny, czy wręcz polityczny przekaz. Wy też kiedyś przy okazji setów wypowiadaliście swoje zdanie na temat wojny w Iraku. Czy nie macie ochoty wrzucić czasem do setów trochę treści i przekazu w taki bezpośredni sposób?

Co do Iraku, to rzeczywiście był kiedyś jeden taki tematyczny set. To prawda, muzyka samplistyczna, didżejing dają możliwości wypowiadania się na przeróżne tematy i to w bardzo prosty sposób, poprzez samplowanie wypowiedzi, całych zdań, wsparcie tego obrazem. Ale nie ciągnie nas do upolityczniania naszej twórczości. Natomiast planujemy przygotowywać więcej setów tematycznych, takich jak chociażby dzisiejszy set kosmiczny, który jest zaczątkiem czegoś takiego. Nie zamierzamy nadawać im konkretnej wymowy, ale post factum można pewne refleksje mieć. Planujemy set o samochodach, więc po jego zobaczeniu można się zastanowić nad miejscem motoryzacji w życiu człowieka, ale jest to chyba nadinterpretacja. Jeżeli zrobimy set o telewizji, będzie on z konieczności traktował o roli mediów w naszym życiu. Ale nie będziemy upolityczniać naszego działania i nadawać mu konkretnego przekazu ideologicznego.

Jak układa się współpraca z Ninja Tune, czy macie jakąś skalę porównawczą do innych wydawnictw?

Nie współpracowaliśmy nigdy z żadną inną wytwórnią, ale znam trochę szołbines, Marcin też. Jako dziennikarz wiem, jak się przeprowadza w Polsce promocję, jak to się odbywa, wiem jak wygląda cykl produkcyjny płyty. I teraz wiedząc, jak nasza płyta była przygotowywana do wydania, widzę kolosalną różnicę, zarówno pod względem technicznym, jak i promocyjnym. Przykładowo, w Polsce bywa tak, że mastering jest robiony danego dnia, kilka dni później pojawia się okładka, po dwóch tygodniach album trafia do sklepów. W naszym przypadku, cały ten proces trwał blisko pół roku od momentu oddania wytwórni materiału. Porcja muzyki była większa, a wspólna selekcja, w czasie której dyskutowaliśmy, była bardzo dokładna. Dlatego płyta jest dość krótka, ale jestem zdania, że jest to esencja naszej najlepszej muzyki. Później dość dużo czasu zajmuje przygotowanie promocji, bo nie jest łatwo się przebić, nawet nagrywając dla Ninja Tune. Ostatecznie, jesteśmy zwykłym debiutantem. Nie wiem w ilu pismach ukazała się recenzja naszej płyty, ale w większości ważnych jest. O to nasz wydawca musi się starać i walczyć. W samym Londynie jest kilkaset wytwórni niezależnych i chociażby z tego powodu do promocji trzeba się mocno przykładać i ciężko nad tym pracować.

Czy całość materiału zarejestrowaliście we Wrocławiu, czy macie własne studio?

Wszystko zostało nagrane we Wrocławiu, ale studio to chyba za mocne słowo na opisanie naszego wyposażenia. Mamy takie studio, jak każdy tworzący taką muzykę, czyli gramofony, komputer. Marcin posiada też sampler i kilka innych urządzeń, ale nie wiem w jakim stopniu jeszcze z nich korzysta, ponieważ komputer daje duże możliwości. Generalnie, żeby zrobić taką płytę jak nasza, na upartego wystarczy mieć adapter i komputer.

Czy w Polsce można się utrzymać z tego typu muzyki, z samych profitów pochodzących z wydawania płyt i grania koncertów?

Teraz poruszyłeś czuły punkt. Chciałbym zauważyć to, co zawsze powtarzamy. Walczymy z tym, żeby określać nasze występy jako koncerty. My nie gramy koncertów. Gramy audiowizualne sety. Ale wracając do tematu, to wydaje mi się, że bez poparcia Ninja Tune, chociażby nasz dzisiejszy występ wyglądałby inaczej - pod względem organizacyjnym i finansowym. W ogóle, nasza kariera zaczęła się od tego, że obecny tutaj dziś Darren Knot puścił nasze miksy w audycji Solid Steel. Od tego zaczęły się zaproszenia na festiwale, nawet w samej Polsce, jeszcze za niewielkie stawki, ale to nam pomogło. Bez dwóch zdań, wydawanie płyt w zagranicznej, znanej wytwórni daje o wiele większe możliwości. W Polsce jest kilka miast gdzie można zagrać, w Europie jest ich znacznie więcej. Album ukazał się na całym kontynencie, to też się bezpośrednio przekłada na wielkość sprzedaży. Nie wiem, jak by to wyglądało bez udziału Ninja Tune.

Czy planujecie opublikowanie czegoś bardziej dynamicznego, tanecznego, muzyki zbliżonej energią i charakterem do tego, co gracie na żywo podczas setów?

Na singlu "1958" sami zrobiliśmy jeden remiks, który się zawsze sprawdza się na imprezach, od Paryża po Białystok. Być może na następnych singlach znajdą się takie kompozycje, może druga płyta będzie w pewnym stopniu miała taki charakter.

To już o niej myślicie?

Wiesz, nie tyle myślimy, co po prostu proces twórczy nigdy nie zostaje zastopowany, ciągle coś robimy i mamy już kilka utworów. Za wcześnie jednak o tym mówić, bo ona się ukaże pewnie za około dwa lata. Myślimy natomiast o wprowadzeniu komputerów do naszych setów, moglibyśmy wtedy grać laptop-sety. I być może pojawi się miks naszych sampli z bardziej tanecznymi bitami, coś w stylu tanecznego miksu naszej płyty. Co do remiksów, to dzisiaj są tutaj panowie, którzy wygrali konkurs na remiks Skalpela ogłoszony przez Ninja Tune, są oni gośćmi tej imprezy. Nie słyszeliśmy jeszcze wszystkich tych remiksów, ponieważ ponad sto ich napłynęło. I co ciekawe, trzecie miejsce zajął człowiek z Polski. Czyli są ludzie robiący fajne rzeczy tutaj na miejscu.

Wasz dzisiejszy występ rozpoczął niejaki Siny, czy możesz powiedzieć parę słów na jego temat?

To jest człowiek z Wrocławia, wydał swego czasu płytę dla wytwórni Blend, całkiem ciekawą. Ona była chyba ciekawsza tekstowo niż muzycznie. Jest trochę trudny w odbiorze z tym swoim wysokim wokalem, takim ekspresyjnym. Ale on nam się spodobał, jako didżej trochę z nim współpracowałem i postanowiliśmy na polskiej trasie wprowadzić czynnik ludzki. Więc on pomaga nam, żeby było ciekawiej i weselej, a my go chcemy pokazać ludziom, bo uważamy, że warto.

W poprzednim numerze Popupa rozmawiałem z Maćkiem z Robotaobiboka, który wysuwał pewne niejasne insynuacje na temat możliwej współpracy pomiędzy waszymi zespołami. Czy ty możesz powiedzieć nam coś więcej?

Jak na razie, to rozmawiamy razem, myślimy o czymś wspólnym, ale to jest trudne organizacyjnie - mamy naprawdę dużo zajęć związanych z promocją płyty. Niemniej jednak bardzo chcielibyśmy coś zrobić w przyszłości razem. Wydaje mi się, że Robotobibok jest jednym z niewielu polskich wykonawców, o ile nie jedynym, który mógłby coś zwojować za granicą. Oni bardzo dobrze grają i mają ciekawe pomysły.

Jakieś typy płytowe na najbliższy czas?

Ostatnio słuchałem nowego albumu The Streets.

Przed premierą?

Tak, przed premierą i nie widzę w tym nic dziwnego, nasza płyta też była szeroko dostępna przed premierą. Cut Chemist i Z-Trip finalizują swoje nagrania, na to czekam. Abstrahując od płyt, chciałbym zobaczyć Kraftwerk, który będzie za dwa tygodnie, ale w tym czasie sami gramy gdzie indziej. Niestety, coraz częściej jest to coś za coś, gramy teraz właściwie w każdy weekend, tracimy inne imprezy. Chociażby dzisiaj jest UNKLE, James Lavelle i to nawet niedaleko. Poza tym chciałbym pojechać do Pragi na Davida Bowie, ale też się nie wyrobię.

[Piotr Lewandowski]