polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
SKALPEL Konfusion

SKALPEL
Konfusion

Panowie Cichy i Pudło nie wybrali drogi na skróty - ich nowy album nie żywi się najbardziej chwytliwymi patentami stanowiącymi o uroku debiutu, lecz ma swój mocny, klarowny charakter. O ile pierwsza płyta mogła się kojarzyć z przytulnym kawiarnianym wnętrzem i doskonale do takiego otoczenia pasowała, o tyle "Konfusion" przynosi czterdzieści minut muzyki ewidentnie głębszej, bardziej niepokojącej i przesyconej prawie dekadenckim nastrojem. Wydaje mi się, że większa zadziorność wyszła muzyce Skalpela na dobre - niebezpieczeństwo rozmycia się tego jazzu na chill-out'owych mieliznach zostało zażegnane, gdyż nowy album jest z jednej strony odprężający, ale z drugiej wciąga pod swoją powierzchnię coraz głębiej i głębiej. Poza tym, sample nadal cięte są z chirurgiczną precyzją i olbrzymią artystyczną swobodą, a "Konfusion" to oprócz zagrywek typowych dla Skalpela także szereg pomysłów nowych i chyba właśnie stanowiących w znacznej mierze o sile tej płyty. Fakt, kilka numerów, jak Split czy tytułowe Konfusion spokojnie mogłoby znaleźć się i na debiucie, ale już o Deep Breath tego powiedzieć nie można, gdyż cudownie wibrujące wokale tworzą zupełnie nową jakość. Mam wrażenie, że choć konstrukcje utworów pozostały relatywnie proste, to paleta dostępnych Skalpelowi motywów przewodnich uległa znacznemu rozszerzeniu - sami posłuchajcie zagranego na dwa basy Long Distance Call, dialogu saksofonu i trąbki w genialnym Test Drive czy dialogu między instrumentami dętymi a klawiszowymi na tle basowych wibracji w Flying Officer. Do najbardziej intrygujących momentów należą też te, gdy piosenkowa konwencja zostaje zarzucona lub co najmniej zaburzona, jak przykładowo w Hiperbole.

Wyliczanie atutów mija się jednak z celem, lepiej podkreślić, że ukryto ich na "Konfusion" sporo i w wielkiej różnorodności. Skalpel posługując się estetyką cut'n'paste opanował bowiem te elementy jazzu, które zawdzięczamy między innymi takim polskim mistrzom jak np. Komeda - prostota architektoniczna utworu współgra z jego wyraźnym dramatyzmem i prowadzoną narracją. W rezultacie otrzymujemy muzykę przemyślaną i bardzo obrazową, bogatą w smaczki, które nie są próżnymi popisami, czego to nie można posklejać korzystając ze współczesnych zdobyczy techniki, ale wykazującą, że autorzy doskonale wiedzą, jaki efekt chcą uzyskać i z wyczuciem dobierają środki do celów. Frywolność i przytulność debiutu ustąpiła miejsca mrokowi, głębi i właśnie zmieszaniu, zwątpieniu. Bez dwóch zdań, Skalpel poważnie szturmuje, jak wydawało się przez długi czas, niezagrożoną pozycję Cinematic Orchestra jako najważniejszego jazzowego artysty Ninja Tune. Pozycja obowiązkowa i warta poszukiwania w niej coraz to nowych atutów.

[Piotr Lewandowski]