Zaczynali dla żartu, a teraz wydali drugą płytę. Gówno ironizuje, jest zaczepne, ale porusza też ważne tematy, które mimo nazwy zespołu i sposobu wykonywania, nie tracą na wartości. Pokazują też, że punk rock AD 2012 ma się świetnie i doskonale bawią się tą muzyką. O tym skąd wzięło się Gówno, planach filmu z Make Life Harder i tym, czym jest rodeo punk przeczytacie poniżej w naszej rozmowie z Adamem Witkowskim i Maćkiem Salamonem.
Materiał na druga płytę nagraliście już rok temu. "Czarne rodeo" powstawało bardzo długo, na początku miało się ukazać w zupełnie innej, bardziej nowofalowej wersji. Dlaczego więc wróciliście do brzmienia, charakterystycznego dla Waszego pierwszego albumu „To nie jest Kurwa Pink Floyd” i to po tak długich przymiarkach?
[Maciek] A jest jakiś wyścig?
[Adam] Nie ma żadnego wyścigu, nie ma się gdzie spieszyć. Te wydumane cykle wydawnicze możemy mieć – za przeproszeniem – w dupie. Nie ma się co sugerować tym, że inne zespoły puszczają płyty co 12 miesięcy. Chociaż jeśli chcesz grać na letnich festiwalach, to trzeba brać pod uwagę porę roku, w której wydajesz.
Fakt, zapowiadaliśmy ten materiał wcześniej, ale chyba trochę ulegliśmy presji internetowej społeczności, która domaga się ciągłej aktywności. Z punktu widzenia kogoś, kto w ogóle nie miał zamiaru grać jako zespół, a jednak nagrywa pierwszą płytę, sprzedaje ją w całym nakładzie, dostaje wiele pochwał od ludzi, itd., itp., nagrywanie drugiej może być onieśmielającą sytuacją. Dla nas przynajmniej taką była. Mieliśmy materiał gotowy w 80 procentach już dwa lata temu. Weszliśmy do studia i nagraliśmy to z intencją zrobienia czegoś zupełnie innego niż na debiucie. Ten pomysł jednak okazał się nieuzasadniony, coś nam się nie kleiło i napotykaliśmy zbyt wiele przeciwności.
Uważam, że jak rzeczywistość stawia duży opór, to znak, że coś robisz nie tak. Była to jakaś ciekawa wycieczka w inną stylistykę, ale Gówno chyba powinno zachować ten rockowy, surowy charakter. Przy tym przy pierwszym podejściu do nagrania, trochę o tym zapomnieliśmy, albo jeszcze tego nie wiedzieliśmy. Trzeba było nagrywać wszystko od nowa, dokładnie rok po nagraniu pierwszej wersji. Jeśli jednak przesłuchasz uważnie Czarnego Rodeo i porównasz je do To Nie Jest Kurwa Pink Floyd zauważysz, że to zupełnie inna sytuacja brzmieniowa. Przy nagrywaniu pierwszej płyty pomysł na prowizoryczne studio w pokoju kolegi, był dla nas koniecznością. Przy drugim nagrywaniu drugiej płyty, to już był całkowicie świadomy wybór i odrzucenie studyjnej poprawności.
Czy to znaczy, że Gówno w innej stylistyce się nie sprawdza?
[Maciek] Ja słyszę bardzo wiele pozytywnych opinii o pierwszej wersji „Spowiedzi Umarłego”, ona cieszy się dużą popularnością i myślę, że to się sprawdza. Chociaż ja najlepiej czuję się w tym, co gramy teraz.
[Adam] Wydaje mi się, że przykładem z historii rocka jest zespół The Cream, który co innego grał na płytach, a co innego w studiu. Może następnym razem skorzystamy z tego pomysłu, bo Gówno na koncercie musi grać maksymalnie energetycznie i prosto. Myśląc o nagraniach, mocno mnie jednak ciągnie w rejony inne niż punk, niż rock. Przyznam, że nigdy nie słuchałem punk rocka, pewnie większość z nas nie jest fanami tego gatunku. Dla mnie muzyka rockowa zaczęła się w momencie założenia zespołu Samorządowcy z moją córką. Tam musieliśmy grać coś ultra prostego. Marcin, nasz basista, to koleś zanurzony po uszy w analogowych syntezatorach, Piotr gra jako Hatti Vatti czyli tworzy kompletnie co innego niż Gówno. W ogóle każdy z nas ma taką zupełnie inną historię muzyczną. Gówno nie jest chyba syntezą tych naszych doświadczeń albo ta synteza daje kompletnie nieoczekiwany efekt.
Gówno na samym początku było zespołem okazjonalnym, powstało dla żartu. Dopiero potem przeobraziło się w pełnoprawny zespół. Jak do tego doszło?
[Maciek] Samo się stało. Ciekawe czy gdyby nie było zainteresowania, to tak by było.
[Adam] Przyznam, że zaimplantował mnie do zespołu Maciek Szupica, który powiedział: zajmij się chłopakami, bo oni chyba nie wiedzą, co chcą robić, a mają zagrać koncert. Przyszedłem z nastawieniem, że mam coś do zrobienia, mam misję od Macieja. Wyznaczyliśmy sobie cele, które zostały zrealizowane. Odbiór przez publiczność to inna rzecz.
[Maciek] Ale gdyby nie był taki przyjemny, pozytywny i ciepły, to nie wiadomo czy dalej byśmy to robili.
[Adam] To prawda – koncerty to okazja nie tylko do wyżycia się, ale również do wymiany energii. Możliwe że gdyby nie publiczność, to byśmy dalej nie grali.
A co z nazwą? Na pewno zdarzyły się Wam jakieś dziwne historie z nią związane.
[Maciek] Nudzą mnie już żarty w stylu „ale gówno"...
[Adam] Słowo „gówniany” jest takim przymiotnikiem, który właściwie pasuje do wszystkiego. Poznajemy jedynie nowe rzeczowniki, do których on pasuje.
[Maciek] Ale przymiotniki też pasują do słowa „gówno” np. zajebiste gówno. Świetnie to brzmi, gdziekolwiek się pojawiamy: Gówno na Offie, Gówno w Bufecie, Gówno na Wawelu, Gówno Dzieciom. Oczywiście różne historie się zdarzały. Przy okazji koncertu w Kronice albo ta sztandarowa historia w Białymstoku - radni się oburzyli, że gramy na festiwalu finansowanym przez miasto. Skończyło się na tym, że czytali nasze teksty z mównicy na Radzie Miejskiej. Oczywiście wiele osób dzięki temu przyszło na nasz koncert.
[Adam] Tak, ale nazwa mocno nas ogranicza. Z jednej strony to fajny lep dla ciekawskich, ale wiele rzeczy jest dla nas niedostępnych. Na przykład nie zajmiemy się muzyką symfoniczną, funeralną z nazwą Gówno, albo nawet jak byśmy się zajęli, to będzie to traktowane przez odbiorcę z przymrużeniem oka.
[Maciek] Nie możemy być też artystami od chałtury. Nie zagramy na przyznaniu jakiejś nagrody, albo innym oficjalnym spędzie – z jednej strony to fajnie, bo nie będziemy musieli się z tego tłumaczyć, ale z drugiej niefajnie bo nie możemy na tym zarobić (śmiech).
Nie boicie się zatem trywializowania twórczości Waszego zespołu?
[Adam] Nie boję się, jest to jednak faktem.
Ale Wasze teksty nie są wesołe, nierzadko jedziecie po bandzie. Można banalnie spytać: nie można by tak ładniej i pozytywniej? Naprawdę jest Wam tak przykro że żyjecie, jak bohaterowi „Spowiedzi umarłego”?
[Adam] Wiesz co, nie zgadzam się. Nie jest nam przykro i smutno, poza tym bohater Spowiedzi Umarłego mówi, że się cieszy a nie smuci. Istnieje coś takiego, jak szlachetna prawda o cierpieniu. Uświadamiasz sobie coś takiego, że jak będziesz szukał ideału, to raczej go nie znajdziesz, będziesz wiecznie niezadowolony i będziesz cierpiał. Dla mnie z akceptacji tej niedoskonałości płynie wielka radość.
Jeśli jest władza to ona wynika z jakiejś niezrozumiałej chęci panowania, jeśli jest chęć posiadania to jest utopią. To, że umrzemy jest oczywistością, więc co tu się zastanawiać – to proste rzeczy i nie wymagają żadnego komentarza, my tylko kierujemy na nie światło. Używamy czasem takiej punkowej konwencji buntu, ale zazwyczaj w przewrotny sposób, żeby zakwestionować przy okazji pomysł na buntowanie się.
[Maciek] Ale to ładnie powiedziałeś, Adaś.
[Adam] Tak, tak naprawdę to ja wymyślam te teksty a potem wszystkim wciskamy, że Maciek jest ich autorem (śmiech).
A jak to jest z tą Waszą punkową estetyką? Przecież nie tworzycie takiej muzyki dlatego, że macie tak skromne środki, ale używacie ich celowo, żeby „grać muzykę punkową", która się Wam po prostu podoba.
[Adam] Adekwatność formy do idei. Fajnie się też gra tak proste rzeczy, bez nacisku na idealne wykonanie.
[Maciek] Mnie wkurza to, że odbiera się nam prawo głosu, bo jesteśmy wykształconymi artystami a nie punkami śmieciami. Szczególnie wszystkich to irytuje w Gdańsku – gdzie indziej mamy zaproszenia do CRK, na Rozbrat, a w Gdańsku chłopcy muszą narzekać.
[Adam] Co to w ogóle znaczy być punkowcem? Na pewno nie chodzi tylko o muzykę i irokezy. Jeśli chodziłoby o samą muzykę, to faktycznie nigdy nie przesłuchałem sztandarowych płyt tego gatunku. Nie znam tej nomenklatury. Mam to w nosie, czy ktoś już tak brzmiał jak my, albo czy o tym samym śpiewał. Szukając wyjścia z tej sytuacji wymyśliliśmy sobie, że gramy Rodeo Punka, a Mać zrobił ostatnio przypinki z napisem TRUE POLISH RODEO PUNK.
No właśnie, to trochę słowo-wytrych, tak samo jak Alameda Trio z Bydgoszczy opisuje siebie jako reprezentanta brutalizmu magicznego. A w wielu recenzjach ich autorzy to podłapują i powielają...
[Adam] Taki był cel. Tylko i wyłącznie o to chodzi. Kategoryzacje przydatne są tylko dziennikarzom i bibliotekarzom (śmiech).
Recenzenci w Waszym przypadku świetnie powielają to info prasowe – wypisują czym się jeszcze zajmujecie, że nie tylko muzyka jest Wasza domeną. Z drugiej strony w przypadku Gówna nie działacie wyłącznie na polu muzycznym – tworzycie teledyski, a teraz jesteście w trakcie przygotowywania filmu, który powstaje w kolaboracji z twórcami bloga Make Life Harder. Skąd pomysł?
[Adam] To wynika z tego, że Gówno nie jest wyłącznie muzyką. Jest wszystkim czym chcielibyśmy się w tej konkretnej ludzkiej konstelacji zająć. Jest więc film, klipy, itd. To co robię jako artysta Adam Witkowski nie ma prawie nic wspólnego z tym co robię jako członek Gówna. Gówno jest takim katalizatorem, dzięki któremu pojawia się jakiś inny wymiar w moim życiu.
[Maciek] Ja wylewam siódme poty jako Gówno w plakacie i grafice. Myślę, że taka spójna i odrębna identyfikacja jest czymś fajnym w przypadku tego zespołu.
A jak było z filmem? Adam od małego oglądał filmy muzyczne – Rattle and Hum, The Song Remains The Same – zawsze chciał mieć zespół i chciał o nim nakręcić film, tak jak jego idole. To miało być połączenie filmu, dokumentu i teledysku. Udało mu się założyć zespół, a teraz kręci film i realizuje swoje marzenie (śmiech).
[Adam] Każdy zespół musi się jeszcze rozpaść, a potem reaktywować (śmiech). Realizując kolejny klip, doszedłem do wniosku, że można zrobić film muzyczny. Sami mamy takie umiejętności i mamy kolegów, którzy umieją to robić. Czemu by nie spróbować?
[Maciek] Poza tym chce nam się! Czujemy teraz taką potrzebę.
[Adam] Kiedyś piliśmy piwo z Maciejem i Lucjanem z Make Life Harder i jeden z nich powiedział, że skoro gramy w Wejherowie to może nagramy taki koncert na DVD, a oni zrobią z nami wywiad. Stwierdziłem, że to świetny pomysł. Zaraz potem zauważyłem, że nie ma co się ograniczać do jednego koncertu, no i rozwiązał się worek z kreatywnością. Teraz raczej musimy obcinać pomysły. Pierwszy plan był taki, że zamykamy to w dwóch dniach zdjęciowych, ale potem okazało się, że potrzeba na to o wiele więcej czasu. Nie wiem co z tego wszystkiego wyjdzie, czy to będzie zabawne czy tragiczne. Na pewno to będzie nasz gówniany film. Mam nadzieję, że załapie się na ostatni moment zabawności Gówna i Make Life Harder, a potem pozostanie nam już być tylko upierdliwymi, starymi dziadami (śmiech) .
-->
[Jakub Knera]