polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Battles wywiad z Tyondai Braxtonem i Dave’m Konopka

Battles
wywiad z Tyondai Braxtonem i Dave’m Konopka

Na festiwalu z okazji dziesięciolecia ATP przeżyliśmy swoiste podsumowanie dekady w niekomercyjnej muzyce gitarowej. Tortoise, Shellac, Mudhoney, Deerhoof, Explosions In the Sky, Dirty Three, Polvo zagrali przekrojowe, magiczne sety. Za to w trakcie 75-minutowego koncertu Battles usłyszeliśmy ledwie trzy utwory z „Mirrored” i pełno nowego materiału. Dzień później pomiędzy koncertami złapaliśmy Ty Braxtona i Dave’a Konopka. Zapraszamy do lektury wywiadu z pracującymi nad nową płytą Battles.

Spotykamy się na festiwalu 10 Years of ATP – dziś ostatni dzień i zobaczyliśmy już niemal wszystkie zespoły. Co zrobiło na Was największe wrażenie?

[Ty] Najlepszy koncert jaki widziałem wczoraj i dziś – w piątek nas tu jeszcze nie było – to Sunn 0))). Do tej pory nie widziałem ich koncertu i ten, z którego przed chwilą wyszliśmy, był niesamowity. Jeden z najciekawszych w tym roku.

[Dave] Zgadzam się w zupełności. Sunn 0))).

Mnie też rozwalili. Wy zagraliście tutaj głównie nowy materiał, który po raz pierwszy zaprezentowaliście we wrześniu na dwudziestoleciu Warpa w NY. Minęły trzy miesiące. Na jakim etapie znajduje się praca nad Waszym nowym albumem?

[Ty] Moim zdaniem jesteśmy mniej więcej w połowie. Ograliśmy kilka numerów w czasie tej krótkiej trasy, ale jeszcze długa droga przed nami. Zamierzamy zacząć nagrywać płytę w marcu, powinno nam to zająć dwa-trzy miesiące. Po koncercie masz więc pojęcie o nowym materiale, ale absolutnie nie jest on skończony.

Od premiery „Mirrored” minęło już dwa i pół roku. Utwory na nową płytę powstawały przez cały ten okres, czy dopiero w ostatnich miesiącach?

[Dave] Dopóki jesteśmy w trasie, praktycznie nie jesteśmy w stanie pisać nowego materiału. Nie jesteśmy zespołem, który pisze piosenki w busie. Mieliśmy wiele zobowiązań koncertowych, później Ty skupił się na solowej płycie i dopiero w tym roku tak naprawdę zajęliśmy się nową muzyką Battles. Pracujemy nad nią dość intensywnie, wyznaczyliśmy sobie termin wejścia do studio, co działa motywująco.

O ile mi wiadomo, John [Stanier, perkusista Battles – przyp. red.] mieszka obecnie w Niemczech. Czy to nie rozpręża Battles?

[Ty] Jego dziewczyna mieszka w Niemczech, ale John ciągle mieszka w Stanach i w Niemczech raczej pomieszkuje gdy nie mamy prób. [śmiech]

Gdy rozmawialiśmy półtora roku temu, mówiliście, że w Waszej muzyce proporcje między kompozycją a improwizacją układają się 97:3 na korzyść kompozycji. Jaką rolę odgrywa zatem koncertowanie z nowym materiałem?

[Ty] Przede wszystkim dopiero grając przed publicznością wpada się we właściwy rytm, wyraźnie dostrzega mocne i słabe strony utworów. Widać, które partie się bronią, które rozłażą, w którym miejscach utwory są dobre, a w których nie. W efekcie grawitacyjnie zaczyna się zmierzać do naturalnych, dobrych, ekscytujących rozwiązań. Cieszę się, że mogliśmy przetestować nowe utwory na koncertach, gdyż to wpływa na decyzje odnośnie ich kształtu, które podejmujemy lub jeszcze podejmiemy.

Ty, wczoraj sporo śpiewałeś. Czy nowe Battles będzie bardziej piosenkowe niż dotychczas?


[Dave] Chyba tak. Wszyscy się zgadzamy na taki kierunek. Ewolucja w stronę bardziej piosenko-podobnych utworów przychodzi nam naturalnie. W pewnym sensie wydaje się to kolejnym krokiem, jaki jest przed nami.

„Mirrored” wywracało do góry nogami estetykę Waszych pierwszych epek. Wiele osób oczekuje od Was kolejnej rewolucji. Czy czujecie na sobie te czujne spojrzenia krytyków?

[Dave] Wiesz, gdy już kurz opadnie, dla nas liczy się to, by stawiać sobie samemu wyzwania, eksperymentować z rzeczami, które nas interesują i pociągają. Publiczność to fajna rzecz i nasi słuchacze nie muszą się obawiać, że się nagle przeistoczymy w, dajmy na to, zespół free-jazzowy. Jednak ważna jest przede wszystkim uczciwość względem nas samych muzyki, którą robimy. Trzeba się liczyć z tym, że w efekcie po każdej płycie zmienia się nasza publiczność.

Ty, czy patrząc na Twoją tegoroczną solową płytę można doszukiwać się wskazówek co do nowego materiału Battles?

[Ty] Solowy album odgrywa raczej rolę kanału, którym mogły się zrealizować przeróżne moje pomysły. Nie wszystkie koncepcje wyczerpały się dzięki niemu do końca, ale solowa płyta powstawała inaczej niż muzyka Battles. Tworzenie „Central Market” było czymś w stylu pisania eseju, w czasie którego można zaglądać do wszelkich pomocy naukowych. Battles działa inaczej, niemal wszystko dzieje się między nami. Oczywiście przy każdym projekcie człowiek się czegoś uczy i te nauki później pobrzmiewają, ale do Battles podchodzę z bardzo czystym umysłem.

Czy kiedykolwiek grałeś solowy materiał na koncercie?

[Ty] Nie, niestety. Planowałem kilka koncertów, ale nie wyszło. Może w przyszłym roku się uda je zagrać.

Na „Central Market” łączysz zabiegi kompozycyjne i brzmienia muzyki klasycznej z bardzo współczesną muzyką popularną i piosenkową formułą. Czy chciałeś w ten sposób niejako pokazać ludziom potencjał muzyki klasycznej?

[Ty] Wydaje mi się, że to jest wszystko względne. Płyta nie niesie głównego przesłania, nie ma ideologii stojącej za kombinacją wykorzystywanych instrumentów. Po prostu zdawało mi się właściwe, ekscytujące, by zespolić różnego rodzaju wątki muzyczne, które kocham, w sposób, który będzie wartościowym wkładem w aktualną rzeczywistość. To jest granica konceptualizacji tej płyty.

Która jest bardzo obrazowa. Zwłaszcza pierwsza jej część, do „Platinum Rows" włącznie, zdaje się kreskówkowo-westernowa. Czy powstawała z myślą o pewnym wizualnym wymiarze, tle?

[Ty] Ważny był nie tyle aspekt wizualny, co narracyjny, to bezapelacyjnie. Album posiada silny element narracyjny i chciałem pozostawić odbiorcom wystarczająco dużo miejsca na dopowiedzenie własnych historii, unikałem narzucającej się narracji obrazowej.

„Central Market” zdaje mi się jednak czasem niczym dwie epki na jednej płycie – zaczynając od dynamicznych, wesołych niemal kompozycji, przechodzisz do posępnej, cynicznej drugiej odsłony albumu. Potrzebne było aż tak wielkie spektrum, dotknięcie obu ekstremów?

[Ty] Cóż, oczywiście byłem świadom tych kontrastów i moim zdaniem całkiem fajne jest rozpoczęcie i zamknięcie płyty w taki, a nie inny sposób. Wiesz, płyta jest kulminacją pracy rozłożonej na lata, w czasie których zmieniało się moje podejście do kompozycji. Nie chciałem jednak porzucać pomysłów, które powstały gdy byłem młodszy, więc starałem się pożenić wszystko ze sobą.

Ty, ostatnie pytanie i idziemy na Lightning Bolt.  Czy kiedykolwiek grałeś ze swoim Ojcem?


[Ty] Nie. Może w przyszłości. Teraz nie wydaje się to wykonalne, on ma bardzo dużo pracy, ja w sumie też. Kiedyś może spróbujemy.

Trzymam Cię za słowo. Dzięki za rozmowę i do następnego razu.

[Piotr Lewandowski]