polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Nomeansno wywiad z Johnem Wright

Nomeansno
wywiad z Johnem Wright

Po przeszło trzech latach od ostatniego koncertu, muzycy NoMeansNo ponownie zawitali do naszego kraju. Wybrałem się na koncert do Krakowa, o czym świadczy tekst w dziale relacji. W tym miejscu jednak także wspomnę, że był to występ niesamowity, jak określił to jeden z moich znajomych: "chłopy starsze od moich rodziców, a napieprzają jak szaleni". W uproszczeniu tak to mniej więcej wyglądało. Po koncercie udało mi się porozmawiać z padającym ze zmęczenia perkusistą Johnem Wright. Ze względu na późną porę i zmęczenie mojego adwersarza, wywiad ten nie był zbyt długi, niemniej jednak zapraszam do lektury.

Dzisiejszego wieczoru zagraliście zaskakująco dużo starych utworów pochodzących sprzed wielu lat. Myślę, że większość fanów była tym zaskoczona i nie podejrzewała, że jeszcze kiedyś będzie mogła te kompozycje usłyszeć na żywo. Skąd wynika decyzja o tak specyficznym doborze kawałków?

Przede wszystkim z tego, że nie wydaliśmy ostatnio żadnej nowej płyty studyjnej, ale za to ukazała się kompilacja naszych najlepszych, zdaniem słuchaczy, nagrań. Nie dysponujemy więc nowymi utworami, które moglibyśmy zaprezentować. Obecna trasa ma na celu wypromowanie tej składanki i całego katalogu naszych dawnych nagrań, których reedycją w Europie zajmuje się Southern Records. Jest to sposób na to, żeby stare płyty były znów dostępne w sklepach, ponieważ pierwotne nakłady się wyczerpały. Więc zdecydowaliśmy się na taką trasę po Europie, gdzie nie graliśmy od roku 2001, a w czasie której gramy utwory ze wszystkich naszych płyt. Sprawia nam to dużą przyjemność i na dodatek nie musimy grać nowego materiału. Może zabrzmiało to dziwnie, wyjaśnię o co mi chodzi. Zazwyczaj, gdy promujesz nowe wydawnictwo, połowa setu składa się z premierowych utworów. A w tym wypadku możemy sięgnąć po naprawdę stare kawałki, których nie graliśmy od wielu lat, chociażby No Sex, Some Bodies, Sex Mad. I ponowne granie ich po tak długiej przerwie jest naprawdę fajne.

Czy to oznacza, że raczej nie powinniśmy oczekiwać żadnego nowego albumu, czy też może po tej małej reminiscencji przyjdzie czas na rejestrację premierowego materiału?

Nie przechodzimy jeszcze na emeryturę. Zamierzamy nagrać nowa płytę w przyszłym roku, mam nadzieję, że nic nam tych planów nie pokrzyżuje. Dokładnych terminów jednak na razie nie ustalaliśmy. Nie mamy też w tym momencie piosenek na całą płytę. Przerwa w aktywności NoMeansNo wynikała z naszego dużego zaangażowania w Hanson Brothers, nie wiem, czy znasz ten poboczny projekt.

Tak, dwa lata temu widziałem was we Wrocławiu.

W każdym razie, właśnie od około dwóch lat ciągle koncertowaliśmy jako Hanson Brothers i nie było nawet czasu, żeby na spokojnie pomyśleć nad nowymi nagraniami NoMeansNo.

Czego możemy oczekiwać po tej nowej płycie? Ostatnia - "One" - była bardzo mroczna, spokojna i smutna, utwory były długie, natomiast Hanson Brothers to zdecydowanie krótkie, punk-rockowe piosenki. Dzisiaj także graliście dość ostro, dynamicznie, punkowo. Jak więc będzie wyglądał ten nowy album?

"One" był specyficznym albumem, takim bardzo rozległym, złożonych z o wiele dłuższych kawałków niż zazwyczaj. Nie bardzo wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ de facto nie planujemy formy nowego albumu. Nowych kawałków zbyt wiele jeszcze nie powstało. Dzisiaj zagraliśmy jeden nowy utwór i był on raczej szybki, agresywny. Oprócz tego ukończyliśmy jeszcze jeden. Mamy za to sporo materiału na razie nie dokończonego, który wymaga dopracowania, rozwinięcia. I nie wiemy, jakie oblicze przyjmie nowa płyta, dopóki te pomysły nie zostaną pogłębione, nie nabiorą wyrazu, a w tym momencie tego po prostu nie jestem w stanie określić. W porównaniu do "One" będzie on chyba ostrzejszy, tak mi się wydaje na podstawie istniejących zalążków. Ale w przypadku NoMeansNo zazwyczaj było tak, że po okresie grania krótkich punkrockowych kawałków następował etap zmęczenia nimi i komponowania czegoś innego, trudniejszego i bardziej rozbudowanego. A potem wraca ochota na szybkie granie, to po prostu przebiega na zmianę.

Na okładce "The People's Choice" widnieje napis: "how fucking old are NoMeansNo?" No właśnie, skąd czerpiecie jeszcze inspirację i siłę do ciągłego koncertowania i grania muzyki, będąc na scenie już przeszło dwadzieścia lat?

Widziałeś dzisiejszą publiczność. Przyszło około 400-500 osób i wyglądali na zadowolonych, na szczęśliwych z tego powodu, że przyjechaliśmy tutaj i gramy naszą muzykę, właśnie tutaj w Krakowie. I to jest olbrzymia inspiracja, fakt, że na całym świecie są ludzie czekający na nasze koncerty. Wydaje mi się, że los się do nas uśmiechnął. Możemy grać muzykę i w ten sposób zarabiać na życie, jeżdżąc przy okazji po całym świecie. Uważam wręcz, że spotkał nas zaszczyt. Możemy poświęcić się muzyce, honoraria za koncerty pozwalają nam w spokoju egzystować, są naszym głównym źródłem dochodu.

Czy w przyszłości możemy spodziewać się jakiś wydawnictw waszej wytwórni Wrong Records innych niż wasze płyty? Kiedyś wydaliście album grupy Removal, czy szykuje się coś jeszcze?

Raczej nie, Wrong Records nie jest tak naprawdę labelem, wytwórnią, lecz raczej środkiem do tego, żebyśmy mieli pełną kontrolę nad swoimi płytami i ich dystrybucją. Nikt z nas nie zamierza poświęcić się prowadzeniu wydawnictwa. To jest kosztowny interes, wymaga dużo wysiłku i nie jest naszą ambicją się w to angażować. Removal to nasi dobrzy przyjaciele, pomogliśmy im kiedyś, graliśmy razem trasy, ale obecnie mają oni całkowitą kontrolę nad swoją karierą, my się już tym nie zajmujemy. Poza tym nawet wcześniej, to Removal nadzorowało wydanie swojej płyty, z tym, że ukazała się ona w ramach Wrong Records. W każdym razie Wrong Records nie jest wytwórnią w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, chodzi nam o realizowanie się w sposób DIY.

Ostatnimi czasy mieliśmy wątpliwą przyjemność oglądania perypetii Alternative Tentacles. Jak według ciebie może wyglądać przyszłość alternatywnej sceny w Europie i Stanach Zjednoczonych?

Kiedyś sami współpracowaliśmy z Alternative Tentacles, ale ten okres jest już zakończony. Obecnie w Europie wydajemy się sami, natomiast w USA dystrybuuje nas Acid Audio, czyli siostrzana wytwórnia Ipecac. Prowadzi ją nasz dobry przyjaciel i dlatego staramy się z nią związać. Ale przechodząc do twojego pytania. Jakiś czas temu punkrock i tak zwana scena niezależna została wchłonięta przez mainstream i obecnie większość punkrocka jaki można usłyszeć to muzyka rozrywkowa, rock'n'roll adresowany do nastolatków. W sumie to niech tak będzie, zbytnio mnie to nie obchodzi. Szkoda tylko, że w pewien sposób zniszczyło to scenę podziemną, ponieważ została ona tak jakby przejęta przez duże wytwórnie. Przez to wiele kapel zmieniło sposób swojego funkcjonowania, przyjęło zasady głównego nurtu i odwróciło się od niezależnych wytwórni i promotorów. Co jest według mnie powodem do wstydu i dowodem krótkowzroczności, bo niezależni menedżerowie dużo lepiej dbają o zespoły, autentycznie angażują się w opiekę nad nimi. Ale sporo osób uległo obietnicom dużej forsy i kariery, dało się zwieść.

Czy mieliście kiedyś propozycje podpisania kontraktu z dużą wytwórnią?

Tak naprawdę to nie. Były pewne propozycje na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy po premierze "Wrong" staliśmy się popularni i cenieni w alternatywnych kręgach. Ale wiedzieliśmy, że byłby to olbrzymi błąd, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Zainteresowanie majors nie było jednak duże, nic w tym stylu, że codziennie ktoś dzwonił do naszych drzwi z pytaniem, czy nie podpisalibyśmy kontraktu. Wydaliśmy natomiast jedną z płyt Hanson Brothers w ramach Virgin Canada i był to nasz jedyny bliższy kontakt z tym biznesem. Muszę przyznać, że nie było to złe doświadczenie, było w porządku. Trochę na tym nawet zarobiliśmy.

Czy widzisz jakieś głębokie różnice pomiędzy sceną alternatywną w Europie i Stanach Zjednoczonych?

O tak, zawsze istniały różnice widoczne gołym okiem. Europejczycy kładą większy nacisk na zorganizowanie undergroundowej sceny, na jej współpracę, no i są nastawieni bardziej politycznie. Scena funkcjonuje w oparciu o squaty i nie ogranicza się tylko do muzycznej sfery. W Stanach jest trochę inaczej, ciężko mi to opisać. Muzyka jest świetna, amerykańskie i kanadyjskie zespoły tworzą naprawdę pierwszorzędne rzeczy. Niemniej jednak odczuwa się różnice kulturowe, które ciężko jednoznacznie nazwać. Dlatego nie potrafię wyrazić tego, co mi chodzi po głowie, ale różnice się odczuwa. Ważne jest jednak, że ludzi kochających alternatywną muzykę spotyka się na całym świecie, co liczy się w pierwszej kolejności, bowiem to oni są dla nas najważniejszą grupą fanów. Oprócz tego jest oczywiście grupa osób ciągnących zawsze do tego, co akurat modne, czy jest to punkrock, czy coś innego. Oni się pojawiają i znikają. Obecnie mam nadzieję, że obserwujemy zmierzch epoki didżejów, że cały ten syf już odchodzi w przeszłość. Ale nie wydaje mi się, żeby równocześnie wzrastało zainteresowanie muzyką gitarową.

Widzę, że raczej nie darzysz szacunkiem muzyki elektronicznej i didżejingu.

To nie tak. Niech sobie ta muzyka istnieje, lecz ona po prostu do mnie nie trafia. Wszystko ma swoje miejsce, ale szczerze mówiąc nie podobają mi się kluby nastawione ściśle na didżejów, które tak postępują, bo to obecnie zapewnia o wiele większy zarobek niż muzyka gitarowa. I ściągają tam głównie ludzie chcący jedynie potańczyć, a przy tym sobie popić i coś wrzucić. Nie zwracają oni zazwyczaj uwagi na występujących muzyków, którzy przecież coś z siebie dają i tworzą atmosferę. Takie podejście do muzyki mi nie odpowiada. Jasne, czasem trafi się coś wartościowego, są dobrzy didżeje będący właśnie muzykami. Ale cały ten ruch przypomina mi disco z lat siedemdziesiątych, które, bądź co bądź, było muzyką graną przede wszystkim na żywo. Co nie zmienia faktu, że nienawidziłem tej muzyki, tych ludzi, ich stylu bycia. I to właśnie popchnęło mnie do punkrocka, ponieważ lubiłem ludzi zajmujących się punkrockiem, z nimi znajdowałem wspólny język. Pamiętaj, że mówimy tutaj o moim osobistym guście - zawsze bardziej odpowiadały mi zespoły grające na żywo.

Czy grając tyle koncertów macie jeszcze czas na słuchanie muzyki, czy też jedyne co was interesuje w wolnym czasie to spokój i cisza?

Och, ja raczej pragnę ciszy i spokoju. Poza tym, oprócz bycia muzykiem jestem także ojcem. Dlatego będąc w domu staram się przebywać z rodziną jak najwięcej, jestem raczej domatorem i nie podbijam nocnych klubów. Mój syn uczy się muzyki, w domu także czegoś słuchamy, ale nie jestem - i nigdy nie byłem - kolekcjonerem płyt. Za najnowszymi trendami także nie podążam, słucham takiej muzyki, która mnie sama znajdzie i przypadnie do gustu. Generalnie rzecz biorąc, w domu staram się zajmować rzeczami z muzyką nie związanymi.

[Piotr Lewandowski]