polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
NoMeansNo Tour EP 1/ Tour EP 2

NoMeansNo
Tour EP 1/ Tour EP 2

Wyszli na scenę i zadeklarowali, że zaczną od nowego utworu Old, dodając - for obvious reasons. Faktycznie, przyglądając się braciom Wrong i Tomowi H. widać, że na upływ czasu nikt nie jest odporny. Ale już po pierwszych taktach stało się jasne, że osobowości oraz scenicznej charyzmy nie stracili i to właśnie wariactwa pięćdziesięcioletnich Kanadyjczyków okazały się, obok eksplozji The Ex, najbardziej energetycznym koncertem grudniowego festiwalu ATP, na który zaprosili ich muzycy GY!BE. Spotkanie NMN na trasie po raz n-ty pozwoliło nie tylko odświeżyć sobie muzykę, która otworzyła przede mną nowe światy gdy miałem lat –naście, ale też zdobyć dwa nowe wydawnictwa – dwunastocalówki wydane w nakładzie 500 sztuk na kolorowych winylach. Pierwotnie dostępne były tylko na koncertach, ale pierwsza z nich została już wznowiona z nieco zmienioną szatą graficzną i jest w dystrybucji. Obie można też kupić w wersji cyfrowej na stronie zespołu.

Nie ma co się łudzić, zawarty na nich materiał nie wnosi nic nowego do dorobku zespołu – prezentuje raczej kilka charakterystycznych wątków, które czynią go momentalnie rozpoznawalnym o każdej porze dnia i nocy. Znajdziemy tu i wolniejsze, motoryczne utwory jak Old, instrumentalne pasaże zapętlające sekcję rytmiczną w coraz ciaśniejszy węzeł, ale też sporo zgrywy i lekko pastiszowego wybebeszania rockowych patentów. Najbardziej nie-kanonicznym utworem jest tutaj All the Little Bourgeoisie Dreams, który co prawda nawet tytułem odwołuje się do wspaniałej, epickiej płyty sprzed ponad dekady, ale zaskakuje długą partią na perkusję i smyczki. Wszystko to zagrane ze swadą, choć gdy przypominam sobie koncertową wersję Faceless May widzę, że NMN są zespołem ewidentnie koncertowym, zwłaszcza teraz.

NoMeansNo wydali te płyty niejako idąc za renesansem winyli, ale chyba czując też, że na nowy album nie mają siły. Choć epki trwają łącznie ze 40 minut, są raczej luźnym zbiorem kawałków niż zrębem płyty. Zrobili więc cudowny prezent dla fanów, który zarazem jest daleki od „płyty dla fanów” – drętwego ogrywania konwencji a la Bad Religion. Zespołowi, który ukształtował ze dwa pokolenia, wolno coś takiego zrobić. A że obecna młodzież nie wie kim są – Japandroids, hipsterskie gwiazdy z Vancouver, wyznali, że nigdy NMN nie widzieli na żywo. Jej strata.

[Piotr Lewandowski]