polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Deerhoof La Isla Bonita

Deerhoof
La Isla Bonita

Po dwóch eklektycznych płytach skupionych w dużej mierze na igraszkach z brzmieniami, rytmami i aranżacyjnych ekwilibrystykach, La Isla Bonita to powrót Deerhoof do bardziej bezpośredniego, wybuchowego grania. Oczywiście echa wybryków ostatnich lat słychać, choćby w otwierającym płytę „Paradise Girls”, które miejscami zdaje się jakby poskładane z sampli. Jednak od delikatnego „Mirror Monster” zrozumiałe staje się to, co w wywiadzie do tego numeru mówi Satomi Matsuzaki – że zespół chciał nagrać płytę w przeciągu 10 dni i z materiałem, który będzie łatwo przekładalny na koncerty. Słychać więc echa bardziej gitarowego uderzenia a la Friend Opportunity lub Offend Maggie, z punk rockowym „Exit Only” na czele, choć gitar imitujących syntezatory czy dziwacznych niby-loopów nie brakuje. Album jest dość krótki – 10 utworów, nieco ponad pół godziny – ale ma pewnego rodzaju wprowadzenie, kulminacje, wśród których za największą można uznać mocarne „Big House Waltz”, instrumentalne interludia oraz zamknięcie niespodziewaną niby-balladą zaśpiewaną przez Grega Saunier. Dla mnie Deerhoof nie jest grupą myślącą o muzyce w kategoriach definitywnych albumów, ale nieustannej zabawy muzyką, odkrywania drobiazgów pozwalających zrobić coś inaczej, podszytej trochę zappowskim wariactwem radości z grania rzeczy dziwnych i pokrzywionych, ale pięknych i wciągających zarazem. Stuknęło im 20 lat i pokłady energii tkwiącej w tym nastawieniu zdają się nadal duże. Ciekawostką jest brak jednego czy dwóch globalnych wydawców albumu i równoległe wydanie go przez szereg wytwórni o mniejszym zasięgu geograficznym, w tym Lado ABC i niemiecki Altin Village & Mine Records.

[Piotr Lewandowski]