polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Deerhoof wywiad z Satomi Matsuzaki

Deerhoof
wywiad z Satomi Matsuzaki

Click here for the English version of this article.

Z okazji premiery nowej płyty Deerhoof rozmawiamy z wokalistką i basistką zespołu Satomi Matsuzaki. Album zatytułowany La Isla Bonita ukaże się w listopadzie i w Europie wyda ją kilka różnych wytwórni, w tym warszawskie Lado ABC. 

Wasze dwa poprzednie albumy były bardzo eklektyczne i pełne eksperymentów z formami piosenek, podczas gdy najnowsza płyta ma większe uderzenie. Skąd ta zmiana?

Nagraliśmy La Isla Bonita w Portland. John tam mieszka i mogliśmy grać próby i nagrywać w piwnicy jego domu. Przebywaliśmy tam w sumie przez dziesięć dni i nagrywaliśmy wszystkie ścieżki instrumentalne razem. To bardzo nam pasowało, ponieważ musieliśmy się skupić i skończyć nagrywanie w przeciągu tych dziesięciu dni. To było trochę inne niż czasy, kiedy mieszkaliśmy wszyscy w San Francisco, ponieważ wtedy mieliśmy tak dużo czasu, mogliśmy się spotykać o dowolnej porze. Tym razem musieliśmy się naprawdę wziąć do pracy, więc spędzaliśmy razem czas, gotowaliśmy, jedliśmy razem wszystkie posiłki i w międzyczasie nagrywaliśmy muzykę. To było bardzo intensywne przeżycie. Dogadujemy się świetnie, zawsze opowiadam przyjaciołom jak bardzo się cieszę z tego, że jestem w Deerhoof, ponieważ przypominamy prawdziwą rodzinę. I to od dwudziestu lat. Oczywiście Ed dołączył do nas trochę później, ale wszyscy znamy się od ponad dekady i wydaje mi się, że spędziłam więcej czasu z członkami naszego zespołu niż z kimkolwiek innym. To bardzo dziwne uczucie, ale my nadal się świetnie dogadujemy i lubimy nawzajem. To ekscytujące uczucie, że możemy w zaledwie dziesięć dni tworzyć razem muzykę, cała ta radość jest na tym albumie wyraźna. 

Ciężko mi uwierzyć, że Deerhoof ma już dwadzieścia lat, ponieważ Wasza muzyka nadal brzmi młodzieńczo, energicznie. Wiele zespołów po dwudziestu latach grania okazuje zmęczenie, grają wolniejsze tempa, przerzucają się na instrumenty akustyczne i tak dalej. Co daje Wam energię do kontynuowania utrzymując jednocześnie świeżość?

Myślę, że generalnie jesteśmy naprawdę dobrze dobrani, bardzo się lubimy jako przyjaciele. To bardzo istotne. Nie chcę grać z ludźmi, którzy nie są moimi dobrymi przyjaciółmi, nawet jeśli są świetnymi muzykami. Zaczynaliśmy jako grupa przyjaciół. Razem dorastaliśmy. Nasza kariera była trochę dziwna, ponieważ na początku byliśmy nieco powolni jako zespół, tak długo zwlekaliśmy z graniem po Europie. Byliśmy zapraszani ale nigdy nie czuliśmy "jesteśmy gotowi jechać do Europy, nawet jeśli będziemy musieli do tego dopłacać". Dlatego zostawaliśmy w USA. Kiedy zaczęliśmy działać jako zespół i na tym zarabiać poczuliśmy się pewniej i to dodało nam energii. Myślę, że nie przestaliśmy się ekscytować muzyką i to jest bardzo ważne.

Równie istotną rzeczą jest fakt, że nie mamy żadnych piosenek-przebojów. Wiesz, niektóre zespoły są bardzo popularne, mają masę hitów i publiczność przychodzi na ich występy by usłyszeć właśnie te najpopularniejsze kawałki. Ale my nie mamy żadnych przebojów i publiczność raczej oczekuje, że zagramy coś nowego. Czekają, aż zrobimy coś inaczej. To dodaje mi energii, ponieważ publiczność przychodzi do nas z taką ilością energii i oczekiwań. Często nawiązuję z nimi kontakt wzrokowy, dzielę z nimi tę ekscytację. Na scenie zawsze czujemy się szczęśliwi i pełni energii. Uwielbiam kontakt z publicznością. Nie mówię, że nasza publika jest najlepsza, ale na dobre wychodzi nam brak hitów i to, że ludzie nie są zawiedzeni i nie zabijają czasu przy barze oczekując bisów. Tak zwykle jest w przypadku zespołów rockowych, grają hity bisując. My tak nie robimy. 

Ale macie swoje przyzwyczajenia, na przykład przez kilka lat graliście „Basket Ball Get Your Groove Back” na bis. Czy dotarliście kiedykolwiek do punktu, w którym poczuliście, że gracie za dużo koncertów, że tracicie przyjemność grania i zmienia się to w rutynę?

Myślę, że zdarzało się nam to w przeszłości. Teraz staramy się organizować trasy w taki sposób, by nie tracić energii, o której wspominałam. Nasze trasy nigdy nie są dłuższe niż trzy tygodnie. Zdarzyła nam się kiedyś miesięczna trasa, która nas prawie zabiła. Teraz organizujemy się tak, by trwało to trzy tygodnie i moglibyśmy się szczęśliwie rozejść na lotnisku. 

Zgodzę się, że nie macie hitów, których publiczność oczekuje na koncertach. Trudno także byłoby wymienić Wasze najistotniejsze albumy. Reveille lub Milkman były w pewnym sensie przełomowe, ale nikt słuchający Deerhoof nie będzie zestawiał Waszych ostatnich nagrań z takimi starszymi albumami. Czy można powiedzieć, że nigdy nie skupialiście się na tworzeniu arcydzieł, ale raczej na płynnym rozwoju?

Wcześniej miewaliśmy sesje nagraniowe trwające cztery lub trzy miesiące, tak jak było w przypadku Runners Four. Wchodziliśmy do studia każdego dnia, pięć dni w tygodniu z myślą o nagraniu możliwie najlepszego albumu. Każdy z nas wtedy też pracował. Ale teraz, zwłaszcza na tym albumie, jesteśmy bardziej zrelaksowani. Starzejemy się, rozluźniamy. Może kiedy byłam młodsza przejmowałam się stworzeniem czegoś wspaniałego. Teraz oczywiście też chciałabym zrobić coś wspaniałego, ale jestem tak bardzo wdzięczna, że możemy grać razem przez dwadzieścia lat, że raczej nie czuję już żadnej presji jeśli chodzi o nagranie dobrego albumu. Po prostu porzucam swoje ego. Myślę, że młodzi ludzie nastawiają się bardzo na "Chciałbym, żeby mój bas brzmiał bardziej tak, lub tak". Ale po tych wszystkich latach nauczyłam się ufać, że to co na albumie się znajdzie, takie właśnie powinno być. Nie musimy specjalnie szaleć z edytowaniem naszych nagrań. Doceniamy po prostu moment, w którym jesteśmy razem. Myślę, że to słychać na tym albumie, to bardzo naturalne. Niektóre kawałki nagraliśmy po zaledwie kilku podejściach, nagraliśmy ze trzy piosenki w przeciągu jednego dnia. Bardzo szybko. To naprawdę podkreśla, jak dobrą mamy ze sobą komunikację. Nie chodzi o indywidualną technikę muzyczną, ale dla mnie cała rzecz polega na graniu z innymi i łączeniu się z nimi w sensie psychologicznym. Ta więź jest tak wspaniała, że tego nie da się podrobić. To bardzo silna więź. 

Na Waszym nowym albumie jest pewnego typu prostota. Dwie poprzednie płyty były bardzo eklektyczne, zwłaszcza Deerhoof vs. Evil było niezwykle różnorodne, z wieloma typami piosenek, nietypowymi aranżami, dziwnymi dźwiękami gitarowymi. Nowy album zdaje się mieć bardziej bezpośredni, nawet w pewnym sensie punkowy klimat. Czy jest to rezultat nagrywania przez dziesięć dni w piwnicy, czy obraliście sobie tę prostotę za cel?

Masz rację, Deerhoof vs. Evil jest taki skomplikowany. Naprawdę uwielbiam ten album, jest na nim tyle struktur i różnych dźwięków, ale miałam problem z nauczeniem się tych piosenek, po tym jak je napisaliśmy. W niektórych partiach jest tyle warstw, że nie potrafiłam grać na basie i jednocześnie śpiewać, ponieważ rytm był tak skomplikowany i nie bardzo wychodziła mi koordynacja. Przy najnowszym albumie powiedziałam: "hej, chciałabym umieć zaśpiewać i zagrać każdą z tych piosenek". Więc mamy melodie, które potrafię zaśpiewać i zagrać jednocześnie. Cały czas to sprawdzaliśmy przy pisaniu piosenek – grałam linie basowe, przy których mogłam śpiewać. Dlatego wszystko jest tu mniej skomplikowane, ponieważ łatwiej wtedy grać na żywo. Chcieliśmy brzmieć bardziej punk rockowo i nagrywanie w piwnicy było w tej mierze bardzo fajne. Przed nagrywaniem ruszyliśmy w trasę po USA i zagraliśmy koncert w piwnicy, co nie zdarzyło nam się od ponad dekady. Zawsze gramy w klubach i tym podobnych... Ale zagraliśmy w takiej piwnicy, przyszło dużo studentów i wszyscy świetnie się bawili. Pomyśleliśmy: "wow, to są nasze korzenie, możemy tak grać". Myślałam, że nie potrafię śpiewać bez monitorów (głośników zwróconych w stronę zespołu – red.), ale okazało się, że jednak potrafię. To było dla nas dobre wyzwanie – wrócić do punk rocka, bo tak zaczynaliśmy, byliśmy bardzo DIY. 

Podobnie jak i sposób wydania Waszego albumu jest bardzo DIY. Zamiast po jednej wytwórni przydzielonej na USA, Europę i Japonię wybraliście kilka labeli dla poszczególnych krajów i regionów. Jak dużo wysiłku to kosztowało? Czy wszyscy się tym zajmowaliście?

Tak, bierzemy w tym udział. Od dłuższego czasu rozmawialiśmy z różnorakimi wytwórniami w różnych krajach. Podróżowaliśmy po Europie tyle razy, że znamy już lokalnych ludzi, zaprzyjaźniliśmy się z nimi i zbieraliśmy w ten sposób informacje o różnych labelach. Cały czas rozmawiamy na skype i piszemy do siebie maile. Zajmuję się japońskim labelem, ponieważ jestem z Japonii. Znaleźliśmy ludzi, którzy są bardzo zainteresowani wydawaniem naszych albumów i którzy są naszymi przyjaciółmi. To naturalne, ponieważ ich znamy. Mamy nadzieję, że ten system zadziała. 

Od kiedy każde z was mieszka w innym mieście, zaczęliście więcej grywać w projektach pobocznych. Słyszałem, że założyłaś zespół z jedną z dziewczyn z Nisennenmondai.

O tak, już od dłuższego czasu. Gram z perkusistką, Sayaką. Jest niesamowita. Poprosiłam ją, by ze mną zagrała, ponieważ jej styl jest bardzo odmienny od stylu Grega. Jest taka mechaniczna. Chciałam zagrać z innym perkusistą, ale też mieć przyjaciółkę, z którą mogłabym trochę poprzebywać. Byłam w kwietniu w Japonii, wtedy pisałyśmy i ćwiczyłyśmy nasze piosenki, a później chodziłyśmy na drinki. Tak, fajnie mieć dziewczynę w zespole, to było moje marzenie. 

Gracie jako duet?

Nie, jest jeszcze gitarzysta, Ken Takehisa z zespołu o nazwie Kirihito. Jest świetny, kiedy byłam mała to właśnie on był moim bohaterem. To, że chce ze mną grać, jest dla mnie spełnieniem marzeń. Piszemy piosenki, ale czeka nas jeszcze trochę drogi. To trudne, ponieważ mogę z nimi grać tylko kiedy jestem w Japonii, czyli dwa razy w roku, a oni też są cały czas zajęci. To bardzo powolny proces, ale mam nadzieję, że kiedyś wreszcie pojedziemy razem w trasę. 

Czy są jakieś japońskie zespoły, które nie są znane w Europie i chciałabyś je polecić?

Tenniscoats, może ich znasz? Gram też w zespole z jedną z dziewczyn z Tenniscoats imieniem Saya, zespół nazywa się One One. Zrobiliśmy raz trasę po Europie, graliśmy też w Australii i Japonii. 

Kiedy grasz z Deerhoof w Japonii, czy jesteście tam postrzegani jako amerykański zespół?

Ludzie na pewno wiedzą, że w tej mierze jesteśmy zespołem mieszanym, ponieważ na nasze koncerty przychodzi dużo japońskich dziewczyn, a to w Japonii rzadkie. Myślę, że one mnie podziwiają, wiesz - Japonka, która opuściła swój kraj, by grać w zespole i teraz czasem występuje w Japonii. Poznałam tyle Japońskich dziewczyn-muzyków, które bardzo chcą mówić po angielsku jak Ty i ja, to ich wielkie marzenie. To fajne, ponieważ mamy zwykle przeważająco męską publiczność, ale na koncertach w Japonii pojawia się tak dużo dziewczyn. Jedziemy w dwutygodniową trasę po Japonii pod koniec tego roku. Pojawimy się na południowej wyspie, gdzie zawsze chciałam zagrać. Zagraniczne zespoły rzadko pojawiają się w tej części kraju, to dla mnie bardzo ekscytujące. 

Jakie są ostatnio twoje ulubione albumy? Słuchasz nowej muzyki czy nie za bardzo?

Nie wiem, nie słuchałam zbyt wielu nowych albumów. Przesłuchałam nowego Aphex Twina i myślę, że jest w porządku. Słuchałam go w młodości i to jest dla mnie trochę sentymentalne, usłyszeć go po powrocie. Ale nie znam zbyt dużo nowej muzyki. Słucham Hound Dog Taylora, ale to stara rzecz, słucham dużo starych płyt. Nie słyszałam wielu nowych rzeczy.

English Version

To celebrate the release of a new Deerhoof album we talk to Satomi Matsuzaki, Deerhoof’s vocalist and bassist. The album, titled La Isla Bonita, will be released in November, in Europe by few different labels, including Warsaw based Lado ABC.

Your previous two albums were very eclectic and full of experiments with song forms, whereas the new one really rocks. What caused you to make it so punchy?

We recorded this upcoming record La Isla Bonita in Portland. John lives there and he has a basement where we practiced and also recorded. We stayed there together for 10 days and recorded all the instruments together. It worked well because we had to focus, we had to finish the recordings in 10 days. It was different to when we used to live in San Francisco together, because then we had so much time, we could meet each other anytime we want. This time we really had to whip ourselves. So we've spent time together, we cooked together, we ate breakfasts, lunches, dinners together and in between we made music and recorded together. It was a very intense experience. We get along very well, I'm always telling my friends that I'm so happy to be in Deerhoof, because we are like a real family. And it's been 20 years. Of course Ed joined later, but we know each other for more than 10 years, and I feel that I spend more time with my bandmates than with any other people. It's a very strange feeling but we still get along so well and like each other. The feeling of excitement that we can stay only 10 days together and try to create music together, all this happiness really came out very well on this upcoming album.

For me it's weird to think of Deerhoof as a band that plays for 20 years, because your music is still very youthful, energetic. Most bands sound bit tired after 20 years, slow down the tempos, go acoustic or whatever. What gives you this energy to push it forward and keep fresh for so long?

In general I think that we have a good combination of people, we like each other as friends. That's very important. I don't want to play with people who aren't my good friends, even if they play really well. We kind of started as friends. We grew up together. In a way we are awkward, because in the beginning we were slow as a band, we hesitated to go to Europe for so long. We got invited but we never really felt like “well, we are ready to go to Europe and even lose money”. So we just stayed in the US for a while. Once we started to function as a band and make income out of it, we felt more confident that we can do this and we can stay energetic. I just feel that I haven't lost the excitement for music and that's very important.

The big thing is also that we don't have any hit songs. You know how it is when some bands are big and have hit songs, the audience is coming to their gigs to listen to these specific songs. But we don't have any hit songs and the audience expect us to play something new. They're looking forward to us doing something different. That connection makes me feel really energised. Because the audience comes with so much energy and expectations, I make eye contact from the stage, I feel that excitement and we always feel so happy and energetic on stage. I really love the feeling of connection with the audience. I'm not saying that our audience is the best, but I think it works well that we don't have hit songs and people are not disappointed and killing time at the bar until encore. That's what rock bands usually do, they play hit songs when they do encore. We don't do so.

But you also have your some sort of routines, for example for a couple of years you were playing “Basket Ball Get Your Groove Back” as an encore. Have you ever reached a point when you felt that there is too much touring, that you are losing the fun of it and getting into routine?

I think it happened in the past. Now we are trying to organize tours in a way that we don't lose the energy we are talking about. Our tours are never longer than 3 weeks. In the past we had a month long tour that killed us at the end. Now we're always organizing tours that end in 3 weeks so we never lose the energy and split happy at the airport.

I agree that you don’t have any huge hits that audience expects at shows. It’s also tough to say if any of Deerhoof albums are most important. Reveille or Milkman were sort breakthrough albums but no one seriously into Deerhoof really compares your later work with a single particular album from the past. Is it right to say that you have never been focused on creating masterpieces but rather on the flow of things?

In the past we did some recording sessions that lasted for 4 or 3 months, like the Runners Four. We were going to studio every single day, 5 days a week, and we wanted to make the best album. I mean we worked that time too. But now, especially for this album, I think we are more relaxed. We are getting older, we are more relaxed as humans. Maybe when I was younger I was struggling that I want to do something great. Now of course I still want to do something great, but I am so grateful that we can play music together after 20 years that I think we don't have to feel any pressure to make a good album anymore. You just let your ego go. I think young people tend to really push their ego, like “I want my bass sound in a more this way or that way”. But after all those years I trust that whatever that comes out is what it is. We don't have to go crazy on editing music and stuff like that. We just appreciate the moment that we are together. I think that really comes out of this album, it's really natural. We did some of the songs in just few takes, we recorded like 3 songs a day. That's so fast. That really proves our communication. It's not about individual musical techniques, but to me it's about playing music with others and connecting psychologically. This connection is so great, it's something that nobody can imitate. We have such a strong connection.

There is some kind of simplicity in your new album. Your previous two records were quite eclectic, especially Deerhoof vs. Evil was all over the place, with very different types of songs, strange arrangements, weird guitar sounds. The new album has more direct, even some kind of punky feeling. Is this just a result of recording in 10 days in the basement, or was this simplicity an aim to be reached?

You're right, Deerhoof vs. Evil is so complicated. I really love that album, it has so many detailed constructions and different sounds, but I kind of struggled to learn those songs after we made it. There were so many layers that in some parts I couldn't play bass and sing at the same time, because rhythmically it was so awkward to do it and the body coordination didn't quite follow. For this album I said “hey, I want to be able to sing and play every song on it”. So we had melodies that I can sing and that I can play at the same time. We were testing out while making up songs, I was making bass lines that I can play while singing. So that's why it's more simple, because it's easier for the live shows. We wanted to sound more punk rock and recording it in a basement was really cool. Before the recordings we toured in the US and we played a basement show, which we haven't done for more than 10 years. We always play at some rock venues and stuff. But we've played at this basement, all the university kids came and they loved the show. We thought like “wow, these are our roots, we can do this”. I thought that I couldn't sing without a monitor but it turned out I could. It was a good challenge to go back, to be punk rock, because that's where we started, we were very DIY.

Also the way of releasing this album is quite DIY. Instead of having one label for the US, one for Europe, and one for Japan, you have several labels for particular countries or regions. How much of an effort does it require? Are all of you involved in it as well?

Yeah, we’re all involved. We’ve been talking about having different labels in different countries for a while. We were touring in Europe so many times that we already know local people, we are friends with all those people and we kind of gathered all the information about the labels. All together we skype and we e-mail each other all the time. I'm dealing with a Japanese label, because I'm from Japan. We've found people who were very interested in releasing our album and they're all friends. It's kind of natural, because we know all these people. We hope it's gonna work.

Since you all have been living in different cities, a number of side-projects has emerged. I’ve heard that you have a band with one of the girls from Nisennenmondai.

Oh yeah, it's on the way for a long time. I play with the drummer, Sayaka. She's an amazing drummer. I asked her to be in my band because her style is so different than Greg's. She's so mechanical. I thought I want to play with different kind of drummer, and also a girl with who I can hang out with. I was in Japan in April and we were making and practicing songs together, and then having a drink afterwards. Yeah, I enjoy having a girl in a band, that's my dream.

Do you play as a duo?

No, there is a guitar player, Ken Takehisa from a band called Kirihito. He's a great guitar player and he was my hero when I was young, so for me it's a dream come true that he wants to play with me. We are making songs, but it's still on the way. It's hard because I can only play with them whenever I go back to Japan, which is about twice a year, and they’re busy too. It's a very slow process but hopefully it will really start and we can tour together sometime in the future.

Are there any Japanese bands that are not really known in Europe and that you can recommend?

Tenniscoats, do you know them? I also have a band with one girl from Tenniscoats, Saya, called One One. We did tour in Europe once, we also played in Australia and Japan.

When you play with Deerhoof in Japan are you perceived as an American band there?

People definitely know that we are a mixed band, because many Japanese girls come to see us play in Japan and I think it's rare. I'm so happy, I think those girls look up for me, you know, a Japanese woman who left her country and joined a band in America and now tours in Japan. I've met so many Japanese girl-musicians who really want to speak English like you and me, I think that's something they dream about. That's cool, because usually we have rather male audience, but in Japan there are so many girls in the audience. We are going to tour in Japan for two weeks later this year. We're going to the southern island of Japan where I always wanted to go. It's so rare for foreign bands to go to that part of the country, it's really exciting for me.

What are your favourite albums recently? Do you listen to some recently released music or not really?

I don't know, I haven't listen to many new albums recently. I listened to the new Aphex Twin and it’s ok. I used to listen to Aphex Twin when I was young so it's kind of sentimental for me to hear him coming back. But I don't know much new music. I listen to Hound Dog Taylor, but that's so old, I listen to old records, I haven't heard the newest releases, not much.

[Piotr Lewandowski]