Jego płyty ukazują się w jednym katalogu z płytami takich artystów jak Merzbow, Kid606, Barn Owl czy Nadja. Jest współautorem muzyki do najnowszej gry komputerowej z serii Sims, a Jim Jarmusch zaprasza go na festiwale. Jego elegancka marynarka kłóci się z punkowymi ćwiekami jak tradycja z awangardą. Do Polski zawita jesienią. A właśnie, zapomniałem: gra na lutni. Jozef van Wissem.
O ile wiem lutnia jest instrumentem zapomnianym od epoki Baroku. Co czyni ją atrakcyjną w XXI wieku i jak w ogóle ją odkryłeś?
Kiedy zacząłem grać na lutni, była ona dla mnie atrakcyjna przede wszystkim dlatego, że uważano ją za niemodną i przestarzałą. Równie atrakcyjne jest jej odkurzenie, wyjęcie z muzeum, aby przemówiła do nowego rodzaju publiczności. Nie do specjalistów w dziedzinie muzyki dawnej. Poza tym do gry na lutni potrzeba opanowania techniki i choć nie chcę tego za bardzo fetyszyzować, to właśnie popchnęło mnie do nauki. Uważam za ważne pokazywanie lutni ludziom, którzy nie mieli by możliwości jej zobaczyć, usłyszeć. Gram dużo koncertów, po których ludzie podchodzą i pytają o instrument. Jest więc w tym również aspekt edukacyjny.
Mam pewien problem z utartą manierą grania na lutni, więc robię wszystko, aby od tego uciec, np. nie trzymając jej w tradycyjny sposób lub używając dodatkowo field-recordingu. Albo przestaję grać na minutę podczas koncertu. Staram się również występować i nagrywać z różnymi artystami, aby uczynić lutnię bardziej współczesną. Keiji Haino, Richard Bishop, Elliot Sharp, Smegma, James Blackshaw, Gary Lucas and Tetuzi Akiyama – wszyscy bardzo się różnią. Niedługo ukaże się nowa płyta zatytułowana The Joy That Never Ends, na której udziela się francuska artystka Jean Madic (alias Vanishing Twins - wykonała również projekt okładki i nakręciła klip do jednego z utworów). Na płycie tej gościnnie wystąpił również Jim Jarmusch.
No właśnie... Kiedy zobaczyłem zdjęcie, na którym siedzisz pod plakatem z filmu „Inaczej niż w raju” pomyślałem, że jesteś fanem Jima Jarmuscha. Jak doszło do tego, że sławny reżyser gra na gitarze na Twojej najnowszej płycie?
Pewnego słonecznego popołudnia, idąc ulicami Nowego Jorku spotkałem Jima Jarsmuscha i dałem mu swoją płytę. Po jakimś czasie zgłosił się po wszystkie moje nagrania. I tak stał się moim fanem, podobnie jak ja byłem i jestem fanem jego filmów od dawien dawna. Przyjaźnimy się od sześciu lat, Jim zapraszał mnie na nowojorskie All Tomorrow's Party i w końcu zaczęliśmy razem grać i nagrywać. Oczywiście, zaznajomiłem go z lutnią.
Współpracujesz z różnymi artystami jak Maurizio Bianchi czy wspomniany Tetuzi Akiyama. Jak odnajdujesz wspólny, muzyczny język z takimi muzykami?
Poprosiłem Maurizio Bianchi o przetworzenie mojego klasycznego nagrania A Rose By Any Other Name i powiedziałem, żeby dowoli manipulował materiałem. Odesłał mi klimatyczne, drone'owe nagranie. Z Tetuzim Akiyamą spotkaliśmy się w tokijskim hotelu, gdzie grałem mu swoje kawałki. Spytał czy mogę grać mniej nut. Wyszły z tego bardzo przestrzenne kompozycje.
Wydaje się, że znalazłeś ścieżkę łączącą tradycję ze sztuką współczesną: gra na lutni i awangardowe wynalazki jak cut-up, field-recording. Jestem bardzo ciekawy co Cię ukształtowało jako muzyka.
Muzykę klasyczną grałem od jedenastego roku życia. Podobnie muzykę współczesną. Na początku słuchałem Bacha, ale grałem też współczesną klasykę gitarową. Słuchałem też eksperymentalnego rocka i zespołów jak Joy Division, Coil, Throbbing Gristle, Laibach. W każdym bądź razie, gdy uczono mnie grać na gitarze klasycznej, wykorzystywano transkrypcje muzyki lutniowej zatytułowaną Muzyka czasów Szekspirowskich, więc właściwie moje przygoda z lutnią zaczęła się wcześnie. Więc kiedy przeprowadziłem się do Nowego Jorku postanowiłem studiować lutnię u Patrickiem O'Brian'em (lutnista, pedagog, nie mylić z gitarzystą Cannibal Corpse – przyp. A.M.).
Rzecz w tym, żeby nie kopiować obcych wzorów, a przywoływać miejsce i historię miejsca, z którego się pochodzi. Wierzę w to, że w tylko w tym przypadku rodzi się coś oryginalnego. Moja historia jest historią Zachodu.
Co wyróżnia Cię spośród współczesnych kompozytorów i muzyków grających na lutni?
Uwielbiam grać wielowarstwowe lustrzane melodie, wszystkie są palindromami. Bardzo ciężko jest napisać dobrą melodię. Właściwie najtrudniejsze jest napisanie dobrej, prostej melodii. Łatwiej jest grać wiele nut i improwizować. Francuski filozof Gilles Deleuze w 1969 roku powiedział, ze repetycja jest transgresją. Rozwlekające się w czasie powtarzanie kilku nut jest dla mnie o wiele bardziej interesujące niż improwizacja. Większość klasycznych lutnistów nie słucha muzyki eksperymentalnej Harry'ego Parcha czy Mortona Feldmana, masz szczęście jeśli słuchają Stinga. Więc jeśli zazwyczaj komponują coś na lutnię, jest to słabe.
Jestem ciekaw jak przyciągasz uwagę publiczności, która – umówmy się – żyjąc w erze cyfrowej jest przyzwyczajona do szybkiego dostępu do konsumowanych dóbr (nawet jeśli mówimy o sztuce). A Twoja muzyka wymaga raczej wyciszenia i kontemplacji.
Myślę, że repetytywny sposób mojej gry przyciąga uwagę słuchaczy, których zatyka, gdyż powtórzenia się nie kończą, a trwają. Także skupienie pojawia się w czasie samego procesu słuchania.
Wraz z Jamesem Blackshaw'em masz projekt Brethern of The Free Spirit. Czy religia, czy mówiąc szerzej – duchowość, ma jakikolwiek wpływ na Twoją twórczość? Pytam, ponieważ za tym średniowiecznym bractwem stoi specjalny rodzaj duchowości...
Czytam wiele książek związanych z duchowością Zachodu, wiele książek historycznych. To mnie na pewno inspiruje. Wiele tekstów traktuje o podróży Duszy ku Bogu. Staram się używać i adaptować te teksty tak, aby zbiegały się z moją pracą z lutnią. Interesują mnie również wizualne aspekty katolicyzmu, w którym się wychowałem. Rysunki i szkice z tamtych czasów, np. Dürera, zdobią okładki moich płyt.
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Zamierzam wydać trochę płyt w moim labelu Incunabulum i zagrać jeszcze kilka tras.
Czego się spodziewasz po jesiennej wizycie w Polsce?
Słyszałem wiele dobrego o Polskiej scenie muzycznej. Chcę się w niej zanurzyć i sprzedać jej kopniaka rockiem z mojej lutni!
[Adam Moryc]