Skoro przez lata śpiewak z gitarą kojarzył się z Kaczmarskim, Wysockim, albo, dla kontrastu, z harcerzem przy ognisku, to chyba nic dziwnego, że na rodzimy song-writing w rozumieniu anglosaskim przyszło nam czekać aż do dwudziestolecia transformacji. Płyty Twilite, Indigo Tree, muzyka Adama Repuchy czy solowe koncerty Michała Bieli z Kristen pokazują, że coś się zmienia. „Overshare” jest tego może i najbardziej barwną ilustracją. Zawrotne tempo, w jakim warszawski duet przepoczwarzył się w zespół i przeniósł z grania koncertów dla kilkunastu osób na festiwalowe sceny, nie zatracając przy tym urzekającej szczerości i naturalnego uroku, jest jak z amerykańskiego filmu. Paula i Karol tę bajkową przygodę uzupełniają teraz bardzo dobrą płytą, pokazującą, że ich piosenki cieszą i intrygują także w domowym zaciszu.
Album jest bardziej refleksyjny niż hurraoptymistyczne koncerty zespołu. Po części za sprawą zadumanych utworów jak Ontario, ale głównie dzięki okiełznaniu ekstatycznych scenicznych rozwiązań i rozbudowaniu palety brzmienia – ciągle pastelowego, lecz o lepiej widocznej fakturze. Pracując z gronem zaprzyjaźnionych muzyków, Paula i Karol doskonale wykorzystali doświadczenie starszych kolegów z Lado – instrumenty klawiszowe Piotra Zabrodzkiego czy gitary Raphaela Rogińskiego nadają muzyce cennej głębi. Jednak ani przez sekundę nie zapominamy, kto gra tu pierwsze skrzypce. I pierwszą gitarę – prostą, ale trafiającą, gdzie trzeba. Podobnie jak melodie prowadzone przez charakterystyczny dwugłos.
Oczywiście można powiedzieć, że Paula i Karol załapują się na wysoko jeszcze wzniesioną falę indie-folk-rockowego grania (harmonie wokalne i zdjęcie przy nich instrumentów w This Is Country! żywcem przywodzą na myśl Arcade Fire), ale co tam. Przez cały rok cieszyliśmy się ich ujmującymi koncertami i nie mogliśmy uwierzyć, że ich piosenki rezonują potem w głowie. Teraz dostajemy je w formie, która powinna wytrzymać upływ czasu. Czego chcieć więcej?
[Piotr Lewandowski]