Paula i Karol, kiedyś duet, teraz już regularna grupa, premierę drugiej płyty uświetnili koncertem w dawnym Kinie Wars - w miejscu nietypowym, które zgotowało parę niespodzianek i sprawiło, że w trakcie koncertu najpierw można było sobie uświadomić, jak dużym zjawiskiem stał się ten zespół, a na koniec przypomnieć sobie jak zaczynał i w czym tkwi jego wyjątkowość. Ale po kolei. Kino Wars to ciekawa, wysoka sala na kilkaset osób, z dobrze widoczną sceną, ale nie stworzona z myślą o koncertach, więc akustyka pozostawiała sporo do życzenia - brzmieniu brakowało ciepła, za dużo było dudnienia, za mało środkowego pasma. Tryskający ze sceny entuzjazm zespołu pozwalał na to jednak przymknąć oko. Na początek usłyszeliśmy cztery utwory z "Whole Again", z często wykorzystywanym akordeonem i mocniej rockową sekcją rytmiczną, ciut bardziej refleksyjne, ale też nieco bardziej popowe niż starocie. Później, gdy pojawiły się utwory z pierwszej płyty i debiutanckiej epki, stało się jasne, że nieważne co dobrego i złego Paula i Karol nagrają w przyszłości, ich muzyka pozostanie soundtrackiem do tego momentu w najnowszej historii Warszawy, w którym uświadomiliśmy sobie, że to miasto może być ładne i przyjemne, otworzyliśmy się na nie, a ono na nas. I tak koncert rozwijał się przyjemnie, choć kiepska akustyka i wilgotny chłód wewnątrz sali wykluczały pełen zachwyt.
Aż tu nagle padł prąd. Światła prędko wróciły, lecz nagłośnienie nie. I wtedy nastąpił powrót do początków zespołu, o którego możliwość zresztą pytaliśmy go w wywiadzie po premierze "Overshare". Następne kilka utworów Paula i Karol zagrali tak, jak swoje pierwsze występy w duecie w różnych miejscach stolicy - akustycznie i bez mikrofonów, a że były to np. Calling czy Goodnight Warsaw, to zespół mógł liczyć na pomoc publiczności. Po kilkunastominutowej przerwie okazało się, że jednak nie ma co liczyć na prąd i ostatnie trzy utwory, w tym Can I Kick It? Tribe Called Quest grupa zagrała w hallu kina. Paradoksalnie, koncert na tym zyskał, bo choć fajnie zobaczyć PiK grających dla może najliczniejszej widowni dotychczas, z wizualizacjami itp., to jednak w spontaniczności, naturalności i umiejętności nawiązania bardzo bezpośredniego kontaktu ze słuchaczami tkwią największe atuty ich prostej przecież muzyki.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]