Po ponad dwudziestu latach kariery Neurosis można postawić tezę, że nie tylko wyznaczali oni muzyczny kierunek dla wielu naśladowców, ale również stali się ucieleśnieniem bezkompromisowej etyki artystycznej. Przeżycie ich koncertów jest ciągle tak silne, że wręcz trudno uwierzyć w to, że zespół ten gra tak długo. Scott Kelly, gitarzysta i wokalista zespołu, realizuje także projekt solowy, z którym niebawem zawita do Polski na dwa koncerty. Zapraszamy do lektury wywiadu, przeprowadzonego na początku roku, który będzie dla artysty intensywny, gdyż przynieść jego nową płytę solową oraz nowe albumu Neurosis i Shrinebuilder.
Miałem okazję widzieć twój występ z Neurosis kilka tygodni temu na festiwalu ATP, gdzie graliście dwa koncerty. Były niesamowite i zupełnie różne – pierwszy był dynamiczny i intensywny, drugi bardziej atmosferyczny. Czy mieliście na nie jakiś specjalny pomysł?
Nie, nieszczególnie. Zagraliśmy tak, jak zwykle. Wspólnie wymyśliliśmy ideę występu, biorąc pod uwagę klimat emocjonalny wieczoru, przestrzeni. I tak ustaliliśmy set, kolejność piosenek, jakie zagramy i pozwoliliśmy zadziałać całej reszcie. Mamy podobne podejście za każdym razem – gramy każdy koncert, jakby był ostatnim. W ten sposób gramy przez większość kariery. Pierwsze kilka lat uczyliśmy się tego, by w pewnym momencie zrozumieć wartość tego, że mamy możliwość być razem na scenie i grać naszą muzykę. Ale przez ostatnich 20 lat zawsze gramy z tą intensywnością.
Mi bardzo podobało się to, że te dwa koncerty pozwoliły spojrzeć na Waszą muzykę niejako z dwóch perspektyw. Czy byliście zaskoczeni, gdy zostaliście zaproszeni przez Godspeed You! Black Emperor na ten festiwal?
Tak, zaskoczyło nas to i było dla nas prawdziwym zaszczytem dostać możliwość zagrania na festiwalu pod kuratelą GY!BE. Bardzo lubimy i szanujemy ten zespół. Nie znaliśmy się przez festiwalem, ale tam się zaprzyjaźniliśmy. To było świetne doświadczenie.
W przeszłości na Roadburn też pełniliście rolę kuratora. Czy kuratorski element, taki sposób gromadzenia zespołów, jest odświeżający, zwłaszcza teraz gdy mamy nadmiar muzyki i festiwali?
Tak, myślę, że to świetny pomysł, postawić zespół na czele organizacji. Sami kilka razy organizowaliśmy własny festiwal w San Francisco, jakieś dziesięć lat temu. To były cztery noce koncertów, zapraszaliśmy różnych artystów. Sami występowaliśmy z Neurosis, Tribes of Neurot, Steve i ja graliśmy z solowymi projektami. Wtedy de facto organizowaliśmy cały festiwal. Jest o wiele przyjemniej współpracować z taką organizacją jak Roadburn czy ATP. Oni mają całą infrastrukturę, w zasadzie zajmują się wszystkimi naprawdę trudnymi kwestiami, czyli sprawami organizacyjnymi, tobie zaś pozwalają wybrać zespoły, skupić się na muzyce i imprezie. To jest naprawdę super i czekam na kolejny Roadburn, gdzie kuratorem jednego dnia będzie Sunn0))), choć jeszcze nie wiem, czy będę mógł tam być w tym roku.
Niebawem zagrasz trasę solo po Europie. Mam wrażenie, że Twoja pierwsza płyta i pierwsza część drugiej brzmią jak akustycznie zagrane Neurosis, ale druga część „The Wake” brzmi już inaczej, jak odrębny, solowy projekt. Jak traktujesz ideę solowego grania? Czy próbujesz przekazać tę samą energię w innym środowisku dźwiękowym, czy raczej odkrywasz zupełnie inne inspiracje?
Pewnie masz rację, w pierwszym momencie rzeczywiście bardzo przypominało to akustyczne Neurosis. Jestem samoukiem, było to dla mnie trudne nauczyć się tradycyjnych piosenkowych struktur. Nigdy tak do końca nie umiałem robić tradycyjnej folkowej muzyki, nawet jeśli chciałem. Musiałem znaleźć dla niej nową przestrzeń we własnym mózgu. Początkowo rozdzielenie tych rzeczy było nieostre. Im bardziej się nad tym skupiałem, tym lepiej potrafiłem je rozróżniać, dostrzegać różne sposoby ekspresji w innym świetle. Zacząłem zajmować się akustycznymi piosenkami chyba już 13 lat temu, przez długi czas bez mówienia o tym nikomu, dopiero później zacząłem je nagrywać. Z perspektywy czasu widzę, że gitara akustyczna lepiej wyraża pewne akordy, tak jak gitara elektryczna lepiej się nadaje do innych i naturalnie ciążę w stronę jednych lub drugich. Zdecydowanie obie rzeczy muszą się przenikać, ale moim zdaniem obecnie raczej słychać moje solowe, akustyczne granie w Neurosis, niż na odwrót. Zwłaszcza, w wolniejszych fragmentach. Niektóre fragmenty Neurosis mają w sobie dużo piękna, przesycone są folkiem. Niemniej jednak, wątki country western, wpływy bluesowe, które pojawiają się w moim solowym graniu, są raczej wyizolowane, nie dostrzegam ich w Neurosis czy Shrinebuilder. Ale to pewien proces, musi być ciągłość.
Ostatnie kilka lat przyniosło powrót do folku w Ameryce, całą scenę freak-folkową itp. Interesuje Cię ten nurt, czy raczej są Ci bliższe starsze nagrania, czy to z nagrań Alana Lomaxa czy wczesne płyty Boba Dylana?
Raczej interesuje mnie stara muzyka, ale jestem trochę odcięty od nowych zjawisk. Nie mieszkam w mieście, więc raczej nie chodzę na koncerty, niezbyt orientuję się w nowościach. Ale okazjonalnie docieram do rzeczy takich jak Jay Munly, współczesny muzyk z Denver. Moje bezpośrednie wpływy to zdecydowanie Hank Williams, Robert Johnson i tym podobni. Taką muzykę słyszę w głowie, nawet jeśli rezultat jasno na to nie wskazuje – przenikają się z innymi inspiracjami, z tym jaki jestem. Mam sporo nowego materiału, który będę grał na nadchodzącej trasie. Myślę, że nowe piosenki są bardziej skupione na takiej tradycyjnej muzyce.
Wspomniałeś o Williamsie i Johnsonie. Mam wrażenie, że oni robili muzykę, bo mieli taką potrzebę, nie byli muzykami we współczesnym, profesjonalnym rozumieniu słowa. Za to jest w nich rodzaj surowej energii i bardzo naturalna potrzeba ekspresji, co sprawia, że ich muzyka jest bardzo autentyczna. Czy są to wartości, jakich poszukujesz w muzyce innych ludzi?
Zdecydowanie. Nie obchodzi mnie, czy z tego żyją, czy nie. My sami nie żyjemy muzyki, mamy normalne prace. Liczy się serce. Gdy zaczynaliśmy grać z Neurosis, chodziło tylko o wewnętrzną potrzebę, o determinację. Myślę, że to jest najważniejsze, nic innego się nie liczy. Gdy napotykam na jakąś muzykę, to w sumie ona nie musi mi się podobać, ale chcę zobaczyć i usłyszeć coś prawdziwego. Wtedy raczej ją szanuję niż lubię, ale o to chodzi. W taki sposób traktuję od samego początku nasz zespół.
Powiedziałeś, że wszyscy macie regularne prace i nie żyjecie z grania w zespole. Przez całą karierę Neurosis pozostaliście niezależni i wydawaliście płyty we własnej wytwórni. Rynek muzyczny bardzo się zmienił w przeciągu ostatnich 20 lat. W latach 90-tych masa zespołów opuściła niezależne wytwórnie dla tych wielkich, czasem wychodziło im to na dobre, czasem nie – na przykład zespół Tad ze Seattle praktycznie zniknął po tym, jak podpisał kontrakt z majorsem. Dziś to wygląda inaczej. Czy kiedykolwiek musieliście stawić opór chęci lub presji na przejście do dużej wytwórni, rozważaliście to? Czy zawsze bezkompromisowość była dla Was łatwa?
Podjęliśmy decyzję pozostania niezależnymi dzięki temu, że mieliśmy przez cały czas otwarte umysły. W latach 90-tych, po tym jak wybiła się Nirvana, wiadomo, pojawiały się rekiny i chciały podpisywać na prawo i lewo kontrakty z zespołami, nas również próbowano zwerbować. Zjedliśmy kilka obiadów z przedstawicielami większych wytwórni, odwiedziliśmy chyba każdą z nich, korzystaliśmy z darmowych lotów i kolacji, poznaliśmy tych ludzi, posiedzieliśmy w ich biurach, nawet przejrzeliśmy kilka ofert, ale zawsze byliśmy szczerzy i jaśnie w kwestii tego, czego chcemy – była to przede wszystkim wolność, chcieliśmy być absolutnie wolni w tym, co chcemy robić. Chcieliśmy też dość wysokich wynagrodzeń, choćby po to, by czuć, że wytwórnia traktuje nas poważnie. Nie ma innego powodu wejścia w taki układ niż uzyskanie finansowego bezpieczeństwa. Więc skoro nie mogliśmy dostać na piśmie, że będziemy mogli robić wszystko co chcemy – pisać piosenki, jakie chcemy, projektować okładki jakie chcemy, grać koncerty gdzie i z kim chcemy. Ale oczywiście nie dostaliśmy takich warunków od nikogo. Wtedy jeszcze nie byłem na tyle bystry, czy też mądry, by zrozumieć dlaczego, teraz to rozumiem. Niby dlaczego wytwórnia miałaby coś takiego robić? Ci ludzi muszą mieć kontrolę, byłoby głupotą dać komuś milion dolarów i pozwolić, by robił co chce. Tak to nie działa.
W tym samym czasie mieliśmy kilka propozycji większych tras koncertowych. Spędziliśmy pół roku na trasie z Panterą, którzy byli naszymi przyjaciółmi i zaprosili nas na trasę. Wzięliśmy też udział w jednej edycji Ozzfest, zjechaliśmy całe Stany. Musieliśmy zobaczyć, jak działa biznes i pod koniec było dla nas jasne, że żadna wolność nie idzie z tym w parze. Jeśli mamy się czymś zajmować, musimy być naprawdę wolni od nacisków i ograniczeń, nikt nie może nam mówić, co mamy robić. Nawet przez chwilę. Nie możemy spędzać dnia na martwieniu się, czy dany utwór będzie ok., czy nie będziemy musieli czegoś skrócić albo wyciąć, czy potem nie trzeba będzie zatrudnić producenta z dużym nazwiskiem, by nasza płyta lepiej się sprzedała i inne takie bzdury. To nie dla nas. My chcemy po prostu grać muzykę. Więc było nam łatwo zdecydować, że pozostaniemy niezależni. Nawet jeśli przystaliby na nasze warunki, prawdopodobnie nadal powiedzielibyśmy nie, bo w ogóle im nie ufam. Ale faktycznie, przez krótki moment prawie udawaliśmy, że prawie w tym uczestniczymy. Na tym Ozzfeście byliśmy jedynym zespołem, który podróżował vanem. Zabawne czasy. Ale dobrze było się tego wszystkiego dowiedzieć samemu, przekonać na własne oczy.
Myślę, że łatwo znaleźliście wspólny język ze Stevem Albini, z którym nagraliście ostatnich kilka albumów. Podkreślałeś znaczenie wolności i kontroli. Praca z Albini’m im sprzyja?
Tak, zdecydowanie. Bardzo mu ufamy, Steve to człowiek wielkiej prawości, co nam bardzo służy. Nigdy nie mówi nam, co mamy robić, z Albini’m nagrywasz dokładnie to, z czym do niego przyszedłeś. Nie wyraża opinii nie pytany, a choć jeśli go poprosić o uwagi, to przeważnie je ma… Uważamy go za bardzo dobrego gościa.
Wspomniałeś, że masz już nowy materiał solowy. Na koncertach graliście też nowe piosenki Neurosis. Czy możemy spodziewać się nowych płyt w tym roku?
Wszystkie trzy główne moje projekty – solo, Neurosis, Shrinebuilder – są na etapie pisania nowego materiału. Nie wiem, czy wydamy nowe płyty w tym roku, ale bardzo chciałbym je wszystkie trzy nagrać. Być może dwa ukażą się w tym roku, a jeden na początku przyszłego.
Dzięki za rozmowę.
[Piotr Lewandowski]