Długie oczekiwanie na nową płytę oraz trasę z okazji 30-lecia istnienia Neurosis miały skrócić i urozmaicić kolejne dwa wydawnictwa z udziałem Scotta Kelly'ego. Światło dzienne ujrzały: drugi studyjny krążek Corrections House oraz premierowy album grupy Mirrors For Psychic Warfare, którą Kelly współtworzy z Sanfordem Parkerem – również członkiem Corrections House.
Pozostając w głębokim uznaniu, czy wręcz uwielbieniu, do wszystkich dotychczasowych dokonań Scotta Kelly'ego, wpierw przyszło zmierzyć się z płytą kwartetu, zatytułowaną Know How To Carry A Whip. Zespół za sprawą przemyślanego wstępu stworzył idealny pomost do znakomitego debiutu Last City Zero. Skondensowany i bardzo brutalny „Crossing My One Good Finger”, jego kontrast w postaci spokojnego, ale równie apokaliptycznego w przekazie „Superglued Tooth”, a także złowieszczy „White Man's Gonna Lose” brzmią potężnie. Niestety, od pozycji numer cztery, zamiast rozwoju i intensyfikacji nowych wątków, Amerykanie serwują miałką plątaninę postindustrialnego, rockowego zgrzytu, przez co korzystne wrażenie z otwarcia szybko zanika. Skutecznie niszczy je zwłaszcza flegmatyczny, totalnie pogubiony i pozbawiony mocy „Hopeless Moronic”, akustyczna ballada z „zacięciem” w stylu Marilyna Mansona (!) pt. „Visions Divide” oraz przesadnie nawiązujący do złotych czasów czystego industriala, bardzo pospolity „The Hall Of Cost”. Co najwyżej średnie „When Push Comes To Shank” (fatalne wokale), propagandowy „I Was Never Good At Meth” oraz nieco banalny „Burn The Witness” ograbiają ostatecznie wydawnictwo z wpływów noise oraz hardcore, eliminując tym samym największe walory amerykańskiej supergrupy. Bez eksperymentalnej odwagi, atmosfery, budowy napięcia, za nadto przewidywalny Know How To Carry A Whip rozczarowuje tak mocno, jak w 2013 roku pozytywnie zaskoczył Last City Zero. Szkoda.
O tym, że pewnych wyjątkowych sytuacji i zestawień nie powinno się powtarzać ani powielać, przekonuje, niestety, również debiut Mirrors For Psychic Warfare. Połowa składu Corrections House zaprezentowała rzecz absolutnie wtórną, zawierająca echa i powtórzenia „macierzystej” kapeli, tyle że w formie light, wzbogacając je o dosłownie szczyptę klimatu oraz gitarowe motywy zasłyszane choćby w Shrinebuilder czy Neurosis. Album wypełnia pięć różnych i niepasujących do siebie pozycji, pochodzących z pięciu zupełnie różnych światów. Wydany jeszcze w lutym 2015 roku folkowo-industrialny „Oracles Hex” w linii prostej brzmi jak b-side Corrections House. Minimalistyczny, trwający piętnaście minut „A Thorn To See” (mówione partie Kelly'ego są co najmniej dziwnie) jest jak zapowiedź projektu spod znaku art-rock. Ciekawie wypadają, gdy słucha się ich z osobna: doomowo-dronowe plamy gitar w "CNN WTZ", potężne jęki w „I'll Try You All” oraz ambientowe zajawki w „43”. Razem, na jednym krążku, w dodatku ze wspomnianą powyżej parą, nie pasują zupełnie. Kompilacja przypadkowych utworów pretenduje do miana najbardziej niedopracowanego i nieprzemyślanego dzieła w dyskografii obu autorów.
Podsumowując oba albumy można odnieść wrażenie, że zabrakło koncepcji, chłodnego spojrzenia i chyba jednak czasu. Przedstawione płyty tylko wycinkami aktywują te receptory słuchu, które są zwykle mocniej rozbudzone gdy ma się do czynienia z katalogiem Neurot Recordings. Pozostaje mieć nadzieję, że liczba wpadek w tym obozie, zwłaszcza w perspektywie kolejnej produkcji Neurosis, została definitywnie wyczerpana.
[Dariusz Rybus]