Podwójnych albumów nie wydaje się przypadkiem. Podobnie, bez sensownego powodu nie ma co się mierzyć z muzyką klasyczną, w szczególności z twórczością artysty, który w zbiorowej świadomości jest synonimem dziedzictwa narodowego. Levity mają jednak świetny sposób na oba wyzwania – „Chopin Shuffle” bazuje na 24 preludiach z op. 28 w oryginalnej kolejności, jednak podjętych w ryzykowny, wręcz psotny sposób. Jego podstawowym aksjomatem jest zapomnieć o Chopinie i stworzyć własny utwór. W tym aspekcie Levity są charakterystyczni dla swojego pokolenia, dla którego sampling, remiks i muzyczne kolaże są chlebem powszednim. Ich metoda polega jednak na zastosowaniu tej wolności, frywolnej chwilami, z fantazją, elegancją i wrażliwością oraz w ramach żywego instrumentarium i grania. Efekt jest piorunujący.
Genezę i metodę tworzenia albumu panowie przedstawiają w wywiadzie, który publikujemy w niniejszym numerze, więc skupmy się na owocach. Oba dyski, choć utwory ułożono z zachowaniem sekwencji preludiów, wyraźnie się różnią. Pierwszy uderza dynamiką, feerią barw, błyskotliwymi wycieczkami w stronę popu, jazgotliwymi spięciami, drugi zaś jest generalnie spokojniejszy, bardziej refleksyjny, wolniejszy w tempach. Co do zasady, nie są to rzeczy nowe w muzyce Levity, o czym panowie przypominają otwierając płytę klarownym nawiązaniem do debiutu – pełnego rockowej i drum’n’basowej perkusji oraz zapadających w pamięć, nieco filmowych tematów. Jednak na „Chopin Shuffle” to iskrzenie na styku jazzowej improwizacji oraz popkulturowego idiomu nabiera niespotykanej wcześniej intensywności, kumulującej się w fantastycznym, przebojowym „Sans Voix” z Gabą Kulką, śpiewającą po angielsku z francusku. Równie przewrotny i chwytliwy jest utwór „Ciepło” z monodeklamacją Grzegorza Uzdańskiego, zaś szóste preludium z gitarą Raphaela Rogińskiego ukazuje drugi kraniec spektrum tych bezkompromisowych interpretacji.
Najczęstszym gościem na płycie jest jednak Toshinori Kondo, którego przepuszczone przez efekty frazy doskonale korespondują z grą tria. Przy tym, Kondo raczej wkomponowuje się w wizję Levity niż ją kreuje. Jego manipulacje brzmieniem instrumentu rezonują z wieloaspektowym brzmieniem grupy, przeplatającym akustyczne i elektroniczne instrumentarium o wielu odcieniach. Wymownie, na drugim dysku Kondo bliższy jest Hasselowi lub Molvaerowi, niż przetworzonym brzmieniom w pierwszej odsłonie albumu.
Otrzymujemy album pełen wewnętrznych napięć, fascynujący i przynoszący wiele radości. Na „Chopin Shuffle” Levity odrzucają konwenanse nawiązań do muzyki klasycznej i omijają wynikające z nich niebezpieczeństwa szerokim łukiem. Udaje im się to dzięki świadomości, że sukces mogą odnieść traktując źródłowy materiał tylko i wyłącznie jako punkt wyjścia, na dodatek otwierający nowe możliwości. Do odważnych świat należy – przed nami doskonała, komunikatywna muzyka.
[Piotr Lewandowski]