polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Dälek Absence

Dälek
Absence

W szóstym wieku przed Chrystusem grecki myśliciel Parmenides deliberował nad dwoistością świata, który wydał mu się podzielony na antynomie: światło-ciemność, delikatność-szorstkość, ciepło-zimno, byt-niebyt. Jeden biegun był pozytywny (światło, delikatność, ciepło, byt), drugi negatywny. Taki podział nie jest zbyt oryginalny i może wydać się dziecinnie banalny. Z rozmyślań Parmenidesa powstała jednak jakaś wartość dodana, ponieważ zadumał się on także nad dychotomią ciężkość-lekkość. Która z nich jest pozytywna? Parmenides odpowiadał, że lekkość i wydaje mi się, że gros fanów hip-hopu zgodziłaby się z nim. Jeżeli spojrzymy na dominujące przejawy tego nurtu, to właśnie zwiewność tej muzyki rzuca się w oczy. Oczywiście, przy odrobinie starań odkryć możemy artystów hip-hopowych, których muzyka nie jest lekka, ani w odbiorze, ani w brzmieniu. Szczególnym przypadkiem jest pochodzące z New Jersey trio Dälek, którego muzyka pozornie Däleka jest od hip-hopowej stylistyki, jednak gdy wejrzymy pod jej powierzchnię, jest hip-hopem z krwi i kości. Dlatego jeżeli jesteście wyznawcami zasady Parmenidesa, kontakt z Dälek może być rodzajem przejeżdżającego po was walca drogowego. Czego się jednak spodziewać po zespole, który jest na tyle odważny, by wydawać swoje płyty w Ipecacu, na tyle ciężki, by otwierać koncerty Isis, Dilinger Escape Plan albo Tomahawk, na tyle otwarty na kooperacje, by nagrać splity z legendą krautrocka Faustem, mistrzem cybernetycznego hałasu Kidem 606 i szwajcarską, psychodeliczną trupą muzyczno-teatralną Velma? Wydaje się, że jedynie dobrych płyt. A najnowsza propozycja Dälek, zatytułowana "Absence", to po prostu majstersztyk, płyta na miarę czasów, w jakich przyszło nam żyć i wyzwań, które one stawiają.

Swollen Tongue Burns

"Absence" jest trzecią nagraną samodzielnie pozycją w dorobku Dälek. Nazwa zespołu jest zarazem ksywką jej lidera, wokalisty, który w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych rozpoczął po rozpadzie swojej wcześniejszej kapeli próby tworzenia muzyki samodzielnie. Był więc i producentem i MC, gdy skorzystał z propozycji nagrywania w studio swojego kumpla ze szkoły Oktopusa. Prędko okazało się, że obaj panowie mimo odmiennych korzeni muzycznych, świetnie się ze sobą dogadują, bowiem przepełnia ich ta sama muzyczna energia. W ten sposób Oktopus objął obowiązki producenta i Dälek przestał być solowym projektem. W takim składzie panowie nagrali debiutancką epkę "Negro Necro Nekros", która ukazała się podziemnej wytwórni Gern Blandsten Records. Pięć numerów składa się na trzydzieści kilka minut muzyki, a im dalej się w nie zagłębiamy, tym bardziej stajemy się pewni, że nie mamy do czynienia ze zwykłym hip-hopem. Epka przyniosła to, co później jedynie ulegnie intensyfikacji, czyli mroczne nawijki Däleka i pełne zgrzytów, hałasu i atakującej rytmiki podkłady. Muzycy dokooptowali do składu DJ Reka i ruszyli w trasę koncertową.

W roku dwutysięcznym po koncercie w Pensylwanii Rek zgodził się, by na jego adapterach pokazał swoje umiejętności pewien młody, niezmiernie się o to dopraszający, człowiek. Była to chyba błędna z jego punktu widzenia decyzja, ponieważ DJ Still momentalnie oczarował Däleka i Oktopusa, którzy znaleźli w nim didżeja nie tylko obdarzonego talentem do gramofonowych wyczynów, ale także podzielającego ich wizję muzyki, jej brzmienia. To właśnie Stillowi zespół zawdzięcza potraktowania adapterów nie jako narzędzia odtwarzania podkładów, lecz jako źródło zakłóceń i destrukcji, dodające siły i wyrazu bitom generowanym przez sampler i laptop Oktopusa. W ten sposób skład Dälek został uformowany, a co ciekawe każdy z muzyków należy do innej grupy etnicznej. Wokalista jest Latynosem, w żyłach Oktopusa płynie indiańska krew a Still to Murzyn. Już same korzenie czynią z nich trio wręcz zrodzone do kontestacji otaczającej ich amerykańskiej rzeczywistości i tradycji. Nie pozostało nic innego, jak rozwijać swoją muzykę i czekać na uśmiech losu. Z pomocą przyszły kontakty personalne. W międzyczasie Dälek nagrali split z Techno Animal, a podczas festiwalu w Szwajcarii, gdzie występował także Fantomas, muzycy Techno Animal poznali Dälek z Mike'm Pattonem. Sam Dälek twierdzi, że był tak onieśmielony spotkaniem Buzza Osborne i Dave'a Lombardo, że jedynie do Pattona był w stanie się odezwać. W każdym razie, po zagraniu kilku koncertów wraz z Lovage, projektem Pattona, producenta Dana the Automatora, Kida Koali i wokalistki Elysian Fields Jennifer Charles, Dälek zostali zaproszeni na europejską trasę Tomahawka.

Nie jest zaskoczeniem, że kolejnym krokiem była propozycja wydania płyty w Ipecacu. "From the Filthy Tongues of Gods and Griots" ujrzało światło dzienne w roku 2002 i zdecydowanie poszerzyło spektrum muzyki oferowanej przez tę wytwórnię. Mimo, że momentalnie rozpoznać można podobieństwa do debiutanckiej epki, album jest zdecydowanie lepszy, dojrzalszy i różnorodny. Z jednej strony znajdują się na nim prawie przebojowe momenty jak "Trampled Brethren" albo melancholijne "Forever Close My Eyes", z drugiej dwunastominutowe "Black Smoke Rises" jest kompozycją po prostu psychodeliczną. Całości dopełniają próby z muzyką indiańską, które dodają dodatkowego wymiaru sonicznemu i ciężkiemu brzmieniu całości, ukoronowanemu wieńczącym płytę, potężnym "Classical Homicide". Pojawia się także gitara elektryczna i żywa perkusja. "From the Filthy Tongues of Gods and Griots" to album mroczny, momentami przygnębiający, a szczere i bezlitosne teksty Däleka nie pozostawiają złudzeń co do inspirującej go złości i agresji. Z drugiej strony, część liryki jest wręcz tajemnicza, poetycka. Dlatego, mimo ewidentnych różnic stylistycznych i brzmieniowych, Dälek postawił się w jednym szeregu z klasykami gatunku rodzaju Public Enemy. Obie formacje łączy nacisk na tekst, przekaz i moc muzyki, a nie na techniczne popisy i ozdobniki.

Speak Volumes

W środowiskach stricte hip-hopowych Dälek sławy nie zdobył, wystarczy jednak wspomnieć, że The Roots także dopiero po kilku latach zostało przez hip-hopowców obdarzone estymą, a De La Soul na początkach kariery w ogóle nie było uznawane za przedstawicieli tego gatunku. Skoro The Roots przebijało się grając ze składami jazzowymi, to Dälek występował z Isis, Dilinger Escape Plan oraz Melvins. Po premierze "From the Filthy." zespół odbył także samodzielną europejską trasę, trzykrotnie występując w Polsce. Najpierw w grudniu 2002 zagrał w Szczecinie i w Warszawie, a potem w lipcu 2003 ponownie w Szczecinie. Miałem przyjemność zobaczyć ich na koncercie w warszawskim CDQ, gdzie niestety nie było możliwe docenienie w pełni potężnego brzmienia zespołu - ich wysublimowany hałas zamienił się raczej w miażdżący walec. Jednak charyzma sceniczna solidnych gabarytów Däleka, jego przepełnione pasją rymy graniczące z krzykiem, potężne podkłady Oktopusa i popisy Stilla, będące według mnie gramofoniarską awangardą, zrekompensowały techniczne niedostatki. Szkoda jedynie, że klub świecił pustkami, ponieważ muzykom na pewno grałoby się lepiej, gdyby ich pasja przepływała na zasłuchany w niej tłumek. Dlatego nie mogłem się doczekać ich występu na festiwalu w Dour, gdzie perfekcyjne nagłośnienie umożliwiłoby niezakłócony odbiór ich muzyki. Niestety techniczny chochlik w postaci awarii kabli sprawił, że Dälek zagrał jedynie kilka numerów. Występ ten był jednak symptomatyczny pod innym względem. Zespół dzielił scenę ze składami, którym znacznie bliżej było do bounce'jącego rapu, niż hip-hopu, więc jego pojawienie się na scenie i rąbnięcie mrocznym brzmieniem wprowadziło sporą konsternację u jednych i zarazem zachwyt, wśród tych, którzy nie zjawili się tam przypadkiem.

Na kolejny album trzeba było poczekać trzy lata, jednak Dälek w tym czasie nie próżnował, angażując się w kooperacje, o których wspomniałem we wstępie. Najbardziej zwięzłą w formie był wspólny singiel ze szwajcarską grupą Velma, polegający na wzajemnym zremiksowaniu jednego utworu. Rezultat jest naprawdę ciekawy, ponieważ zestawienie wibrującej złością siły Dälek z onirycznymi gitarami Velmy i wspaniałym, delikatnym wokalem jej lidera Christophe'a Jacquet wykreowało synergię między tymi odległymi uczuciami i stylistykami. Kolejną gratką jest epka "Ruin It" nagrana z Kid 606. Przez pół godziny doświadczamy stopniowego nasilania się hałasu i konwulsji typowych dla Kida, który remiksując utwór Dälek ukazuje nam go w różnorakim nasileniu. Zainteresowanych dłuższą recenzją odsyłam do trzeciego numeru Popupa. Wreszcie, jak powiedzieliby Anglicy, last but not least, latem ubiegłego roku ukazał się split z Faustem - "Derbe Respect, Adler", której recenzję możecie przeczytać w numerze piątym. Teoretycznie jest to epka, ale trwająca czterdzieści pięć minut, więc praktycznie pełnoprawny album. Ciekawostką jest, jak nawiązanym został kontakt między amerykańskim hip-hopowcami, a niemieckimi eksperymentatorami, którzy mogliby być ojcami członków Dälek. W utworze "Classical Homicide" pada: "How many MCs know who Faust is?", a że ponadto spodobał się on niemieckim muzykom, więc zaprosili oni Dälek do współpracy. Kontakt z Faustem musiał naprawdę sporo nauczyć członków Dälek, skoro sam lider twierdzi: "oni są najlepszym przykładem zespołu, który robi dokładnie to, co uważa za słuszne, nie tylko muzycznie, ale też generalnie w życiu. Płyty, które nagrywają obecnie, są tak samo mocne, jak materiał z lat siedemdziesiątych. Gdybyśmy potrafili pokierować swoją karierą tak jak Faust albo Melvins - te dwa zespoły są dla nas wzorem - i tak długo nagrywali tak dobrą muzykę, byłbym niezwykle, ale to niezwykle zadowolony".

These Bloodshot Eyes Surmise That Most Meaning Is Lost

Wydaje mi się, że "Absence" jest krokiem w stronę realizacji powyższego marzenia. Jeżeli poprzednie albumy Dälek były mocne i intensywne, to najnowszy ukazuje ich najsilniejsze strony w zintensyfikowanej postaci. Właściwie nie ma tutaj chwil wyciszenia, melodyjnych prób, które pojawiały się na "From Filthy.", jest za to ogromna pasja i złość, które nie są czczym, jałowym napuszaniem się w pustosłowiu, lecz stanową ogromną inspirację i wypadają szczerze. Głos i teksty są równie uderzające i dobitne, a co nie da się wyrazić słowami, przekazuje muzyka. "Absence" pełne jest długich, prawie monumentalnych partii instrumentalnych, podczas których bezlitosne uderzenia bębnów, basowych przestrzeni, sonicznych zgrzytów i agresywnych skreczy walą się na nas z głośników niczym nawałnica. Nie dziwi mnie więc wyznanie, że "Loveless" My Bloody Valentine jest jedną z ich ulubionych płyt. Co więcej, jeżeli kojarzycie hip-hop, z kolesiami wyrzucającymi z siebie z prędkością karabinu słowa, wśród których niełatwo znaleźć, sens, sięgnijcie po "Absence" by pozbyć się tej mylnej asocjacji. Dälek waży słowa bardzo uważnie, dlatego uderza nas ich moc, a nie ilość, a jego patetyczny ton przywodzi na myśl Saula Williamsa. Żelazna konsekwencja, z jaką Dälek zanurza się za każdym kolejnym utworem coraz to głębiej w mroczne labirynty złości i hałasu sprawia, że "Absence" wciąga i nie pozwala się od niej oderwać. Jest to jedna z tych płyt, po których nie można po prostu wstać, zrobić sobie herbatę i spojrzeć na poruszane kwestie bez refleksji nad siłą przekazu muzyki. Doprawdy, potężne brzmienie albumu powoduje, że zaczynam zastanawiać się, jak brzmiałby "Maxinquaye" Tricky'ego gdyby nagrało je Ministry, albo "Goo" Sonic Youth zrobione przez KRS-One wspólnie z Public Enemy. Jeżeli Afrika Bambatta w poszukiwaniu tłustych sampli sięgał po Kraftwerk, to Dälek, Oktopus i Still postawili się swym wielowarstwowym, przytłaczającym brzmieniem w tym samym, pierwszym szeregu hip-hopowego nowatorstwa. A jak inaczej nazwać instrumentalne interludia, niż krautrockowymi zagraniami w stylu Can?

Who trades his culture for dollars, a fool or a scholar?

Przejmujące nawałnice brzmienia towarzyszą tekstom znacznie bardziej bezpośrednim niż w przeszłości. Mamy do czynienia głównie z poetyką ulicy, Dälek nie rozczula się jednak nad ciężką dolą chłopaków z jego osiedla. Wiele uwagi poświęcił niezbyt zdrowej kondycji współczesnego hip-hopu, który oddalił się od swych korzeni, misji i społecznego umiejscowienia. Powyższy cytat oddaje mniej więcej, o co chodzi. W ten sposób Dälek znajduje wspólny język z wieloma innymi artystami współczesnego hip-hopowego podziemia, mimo ewidentnych różnic brzmieniowych w stosunku do pozycji z Quannum, Stones Throw, Def Jux czy Anticon.

Jednak wyobraźnia artysty obejmuje znacznie szersze obszary, niż problemy sceny hip-hopowej, które dla osoby postronnej mogą być nieistotne. Warto wsłuchać się w lirykę, co ułatwia umieszczenie tekstów na stronie internetowej zespołu. Jak już wspomniałem, każdy z członków zespołu wywodzi się z innej nacji, więc często poruszanym zagadnieniem jest rasizm. Człowiek z uwagą i wrażliwością obserwujący otaczający go świat nie może bagatelizować polityki, szczególnie w Stanach. Dälek nie należy jednak do armii pobieżnych krytyków administracji Busha, próbujących na płytkiej argumentacji i sloganach zbić kapitał wśród kontestatorów. Nic w tym rodzaju, jeżeli już zajmują go takie kwestie, to albo stara się odnaleźć korzenie obecnej spirali strachu ("It all reverts to Reagan"), a w kontekście Iraku skupił się na położeniu tamtejszej klasy niższej, bowiem jak wiadomo biednym wiatr zawsze wieje w oczy. W pamięć zapada także "Ever Somber", gdzie teksty i muzyka rzeczywiście stają się coraz mroczniejsze, "Eyes to Form Shadows", przynoszące najwięcej poetyki i kulminujące się świetnymi frazami odnoszącymi się do wydarzeń z jedenastego września i złudzeń, którym kres one położyły. Zagadnieniem, któremu Dälek zawsze poświęcał sporo miejsca, jest jego sprzeciw przeciwko zinstytucjonalizowanym formom religii. "Opiate the Masses" (jeżeli warto pamiętać jakieś cytaty z Marksa, to na pewno ten), jest spektakularnym finałem albumu, umiejscawiającym kwestie zorganizowanych religii w kontekście niezdolności, lub niechęci administracji Busha do odseparowania jej od państwa. A propos, ten utwór jest godnym zakończeniem tak mocnej i dobrej płyty.

In Midst of Struggle

Jak więc wytłumaczyć piękno "Absence", skoro nastrój oscyluje pomiędzy ponurym a przytłaczającym, brzmienie pomiędzy potężnym a hałaśliwym, teksty pomiędzy dobitnymi a prowokującymi i na dodatek całość spina złość? Jest to bowiem według mnie płyta piękna, z tym, że jej piękno nie jest ani lekkie w odbiorze, ani w formie. Po prostu, trio z New Jersey doskonale opanowało swój warsztat, używając środków artystycznych w celu uzyskania określonego efektu i przemyślanej impresji. Słowa są ważne, lecz sposób ich przekazania i zanurzenie w muzyce sprawia, że Dälek przemawia do nas jako jedność, całość i to w spektakularny sposób. Jakiś czas temu Kid 606 postanowił wykazać, jak bardzo mylili się Einsturzende Neubauten mówiąc: "Silence is Sexy". Jego kumple z Dälek przyłożyli wspaniałą cegiełkę do budowli symbolizującej piękno hałasu. A biedny Parmenides kręci się w grobie jak wrzeciono, ze swoją teorią o wyższości lekkości nad ciężkością.

[Piotr Lewandowski]