polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
A PERFECT CIRCLE eMOTIVe

A PERFECT CIRCLE
eMOTIVe

Grupa, która emocjonalną intensywność muzyki potrafiła doprowadzić w rejony dostępne niewielu, postanowiła zmienić profil i nadać rock'n'rollowi moc jego rewolucyjnych korzeni. A wszystko to wymierzone w przebrzydłego G.W. Bush'a i ekspansyjno-militarne działania jego administracji. Ponieważ A Perfect Circle nie mają w sobie raczej zacięcia do pisania kombat rocka, sięgnęli po kowery. Sądzę, że dodatkowym czynnikiem było krótki czas przygotowywania całego przedsięwzięcia - ostatni album grupy miał premierę we wrześniu ubiegłego roku. Jak deklarował Maynard James Keenan, "eMOTIVe" miał być kolekcją utworów o wojnie, pokoju, miłości i chciwości. Albumy z kowerami mają sens w dwóch przypadkach: gdy pokazują zespół w zasadniczo innych formach i estetyce niż mu właściwa, lub gdy prezentują, dzięki przetworzeniu przez wrażliwość muzyków, interpretacje diametralnie różne od pierwowzorów. W pozostałych przypadkach idea ta jest raczej jałowa. Patrząc na spis utworów, uderza znaczna ich dyspersja stylistyczna - oryginały były punkowe, hard-rockowe, bluesowe, a nawet folkowe. Całość dopełnia bardzo udany, marszowy remiks kawałka Pet z "Thirteenth Step" i delikatne interludium.

W rezultacie dostajemy aż dwanaście kompozycji. Pies jest jednak pogrzebany w kowerach. Mimo odważnych zapowiedzi, część z nich jest niestety pomyłkami, ponieważ nie przynoszą ani A Perfect Circle typowej, wysokiej formie, ani też nie inkorporują nowych elementów w ich muzykę. What's Going On Marvina Gaye'a i When The Levee Breaks rozpowszechnione dzięki Led Zeppelin, po prostu za żadne skarby świata nie chcą utkwić w pamięci. Pozostaje po nich niedosyt. Szkoda, bowiem początek płyty jest powalający i przynosi muzykę znacznie odmienną od znanej z albumów A Perfect Circle. Przecież Imagine Lennona wyszło im wspaniale, epicko i prawie patetycznie, dzięki czemu utwór porusza do głębi i wydaje się znacznie mniej utopijno-naiwny niż oryginał. Rewelacyjne są także Annihilation punkowego Crucifix i Peace, Love and Understanding - kruche, skupione i cudownie zwieńczone partiami smyczków. A co ważne, diametralnie inne od pierwowzorów, mamy więc dwie pieczenie na jednym ogniu. Fantastyczne jest też Gimmie Gimmie Gimmie z repertuaru Black Flag, będący najagresywniejszym momentem tej aż niespodziewanie wyciszonej płyty, oraz intrygujące połamaną rytmiką Let's Have the War. Zostaje jeszcze gratka dla fanów, czyli numer Depeche Mode brzmiący jak The Cure oraz miłe dla ucha Devo.

Co więc mi nie pasuje? Otóż zastrzeżenia mam trzy. Primo, zbyt nachalnie przekazywana jest idea przyświecająca nagraniu "eMOTIVe"- co wskazuje już koszmarna i tandetna okładka. Podobnie jest z częścią tekstów, nie można zachwycać się wokalem Maynarda, nie bacząc na ich łopatologię. Szczytem niepotrzebnego nadęcia jest wieńczący album, wykonany a capella utwór Joni Mitchell. Secundo, albumy z kowerami cechują się niespójnością, brakiem koherencji (vide: "Renegades" Rage Against the Machine). Niby każdy z utworów jest w porządku, ale całość przemija jakoś niepostrzeżenie i bez pogłębionej refleksji, reakcji. Podobnie jest i tutaj. Dlatego należy słuchać "eMOTIVe" z nieco innym nastawieniem, jako ciekawostki a nie pełnoprawnego albumu. I tertio, co wynika z powyższych, za długa jest ta płyta. Po odrzuceniu trzech, czterech numerów powstałaby wartościowa epka, pełna nowych dla A Perfect Circle zabaw z elektroniką, oszczędnymi aranżacjami i skupieniem. Epka pozbawiona słabych momentów i intrygująca nawet dla osób nie będących fanatycznymi fanami wokalu Maynarda. Niżej podpisany, nawet należąc do tych fanatyków, nie może zadowolić się staraniami jego i pozostałych muzyków, skoro chwilami nie wiadomo, po co dany utwór został nagrany. Dlatego pozostał niedosyt, "eMOTIVe" nie angażuje umysłu i serca tak mocno, jak poprzednie płyty zespołu. Chyba, że samemu okroicie nieco ten album, wtedy pozostanie świetny materiał na około pół godziny. Jednak robienie z tego pełnej płyty, to chyba bramka samobójcza. Ciekawostką dla fanów niech będzie, że trzy utwory zaśpiewał Billy Howerdell. Pozostaje napawać się tymi kilkoma wspaniałymi momentami i cieszyć się, że muzycy prawdopodobnie zbyt pospieszyli się z nagraniem. Oraz wierzyć, że społeczno-rewolucyjny wypad będzie raczej jednorazowym, ponieważ nie w takiej tematyce i emocjach czują się oni najlepiej.

[Piotr Lewandowski]

artykuły o Tool w popupmusic