Kiedy można by się już spodziewać, że The Dead C trochę odpuszczą, to oni na przekór – rozpędzają się jak nigdy wcześniej. Cztery lata temu fantastyczne Armed Courage. Trzy lata temu czteropłytowy kolos z nagraniami z koncertów, The Twelfth Spectacle. Dwa lata temu singiel Palisades, który dla odmiany przypomniał ich najstarszą twórczość – piosenkowe formy z DR 503. Michael Morley w zeszłym roku pod szyldem Gate nagrał jeden z najciekawszych albumów w karierze, a Bruce Russell wydał solidny krążek dla Feeding Tube. Przy tak podkręconym twórczym pędzie nie dziwi dwupłytowe Trouble, ale zdziwić może jakość tego materiału. Trouble, mimo że dwa razy dłuższe, spokojnie dorównuje Armed Courage.
Po premierze albumu jak grzyby po deszczu wyrosły entuzjastyczne porównania z Harsh 70's Reality. Poza faktem, że obydwa wydawnictwa to podwójne LP, albumów nie łączy jednak zbyt wiele. Trouble jest mniej „nośnikowe”, zdecydowanie bardziej spontaniczne i koncertowe. Wszystkie improwizacje nagrane zostały live jednego dnia w 2013 r., a zmiksowane dwa lata później. To również nowe podejście do estetyki. Ostatnimi czasy The Dead C polubili liczby, zwłaszcza liczbę 4. Najpierw cztery płyty The Twelfth Spectacle, teraz cztery strony płyt (utworów jest jednak pięć), nazwane jedynie za pomocą cyfr. Minimalistyczne, nawet jak The Dead C, opakowanie albumu pozostawia więc całą przestrzeń maksymalnie intensywnej muzyce.
The Dead C nie grają oczywiście niczego nowego, ale przepływ energii na Trouble jest powalający. Nie wszystkie kompozycje sprawiają zresztą wrażenie wyłącznie teksturowych. W podejściu numer 2 zawiązuje się powolny, drepczący jam, który miejscami jest prawie tonalny i prawie zaśpiewany. Bardo Pond w swoich najwspanialszych niedyspozycjach mogliby brzmieć właśnie ten sposób. Jeszcze bliżej struktury jest nr 5, w którym perkusja organizuje wokół siebie gitarowe wyładowania, miejscami formując złudzenie, ekhm, tradycyjnej, heavy-psychowej improwizacji. Wszystko to brzmi bardzo wyraziście, jak Apokalipsa muzyki rockowej oglądana z bliska. Kluczowymi aspektami w przypadku tak trudnych do uchwycenia żywiołów zawsze są jakość nagrania i masteringu – zwłaszcza oddanie przestrzeni i różnic dynamiki – oraz różnorodność samych przemian materii dźwiękowej. Trouble brzmi świetnie, przestrzennie i detalicznie i dla wielu to właśnie może być tour de force The Dead C. Wciągająca, destruktywna burza ognia, która przeobraża się w na tyle satysfakcjonujące kształty i bezkształty, że przerażająca długość albumu szybko okaże się przynajmniej w sam raz.
[Karol Paczkowski]