polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
The Dead C vs Rangda The Dead C vs Rangda

The Dead C vs Rangda
The Dead C vs Rangda

Dziwaczny archiwalno-nowonagraniowy split. Po stronie A cztery nagrania The Dead C z roku 1989, jeszcze z sesji Eusa Kills. Słuchając nagrań młodszego Dead C nasuwa się pytanie - jakim cudem ten materiał nie trafił na żaden z albumów? Kawałek otwierający (zatytułowany "Eusa Kills" bene nota) jest jednym z najlepszych i najbliższych podejść zespołu do piosenki rockowej. Potworny fuzz, zrezygnowane wokale i ten nieuchwytny klimat zawarty na każdym niemal albumie TDC. Na następującym "Tomorrow" pojawia się bas (!) co jest, o ile się nie mylę, ewenementem w dorobku zespołu. To znów skutkuje brzmieniem, które w latach późniejszych eskplorowały The Bad Trips i El Jesus De Magico. Oba dalsze utwory to kolejne rozdziały w niekończącej się sadze o epickiej bitwie zespołu z tradycyjną strukturą i brzmieniem muzyki gitarowej. Jak napisał kiedyś recenzent Dusted: "zwykle przegrywają, ale jak wspaniała jest ta porażka!".

Strona B natomiast to siedemnaście minut zespołu Rangda - projektu Chrisa Corsano, Richarda Bishopa i Bena Chasny. Są to potężne nazwiska, można zgadywać, że ambicje były porównywalne. Sama muzyka jest jednak bardziej interesującym popisem konstrukcji kilkunastominutowych tekstur bliższych czysto brzmiącemu i precyzyjnemu post-rockowi, niż obłokom chaotycznego nowozelandzkiego fuzzu. Budowanie splitu na tego typu dysonansach jest zabiegiem ciekawym, ale w większości odtworzeń przesłuchuję po prostu stronę Dead C pozostawiając odwrót płyty nietknięty. Pomimo, że jest to powodowane osobistymi preferencjami, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że całość sprawiałaby lepsze wrażenie jako dwa oddzielne albumy, niż opisywany split. LP z archiwaliami Dead C (zwłaszcza tej jakości) byłoby doskonale przyjęte przez fanów, tymczasem muzycy Rangda z pewnością mieliby szersze pole do popisu dysponując czasem dłuższym niż 20 minut.

[Marek J Sawicki]