Pojawili się zupełnie niespodziewanie i niewiadomo skąd, od razu zwracając na siebie uwagę. Z jednej strony muzyką, która na bieżąco nawąizuje do tego co dzieje się na Zachodzie (a co w Polsce jednak jest rzadkością), a z drugiej tekstami – osobliwymi, mocno osadzonymi w polskim kontekście, nie oczywistymi ale też nie banalnymi duet UL/KR z Gorzowa Wielkopolskiego podoba się nam zarówno w wersji studyjnej jak i koncertowej – zapraszamy do naszej rozmowy z Błażejem Królem i Maurycym Kiebzak-Górskim.
Skąd wzięło się UL/KR? Znaliście się przecież już wcześniej z innych kapel, a Ty Błażej, grałeś w Kawałku Kulki.
[Błażej] Tak, to był mój przewodni zespół, w którym najwięcej muzycznie się wypalałem – w pozytywnym i negatywnym sensie. Maurycy jest ode mnie młodszy i zaczął działać w późniejszym okresie. Połączyło nas podobne podejście do muzyki i bujanie się w jednak dość małym środowisku gorzowskim. Scena gorzowska jest dosyć dziwna – nie ma należytego oddźwięku, a raczej ma tylko osiedlowe odbicie w różnych miejscach w Polsce. Nie mamy o to żalu, bo bez odpowiedniego wniknięcia w „nas” i naszą „przestępczość” jest to trudne. Jeżeli tamtejsza muzyka byłaby „wodowana” to może miałoby to wydźwięk szerszy, mogłaby się z tego utworzyć scena muzyczna.
Oczywiście nie porównuję tego to yassowego środowiska muzy bydgoskiej czy gdańsko-sopockiego sceny, ale może gdybyśmy bardziej pocisnęli to byłoby o nas głośno, mamy tam w końcu fajne rzeczy do pokazania. Kawałek Kulki rozpadł się a ja miałem materiał, który chciałem grać i nagrać, więc zaczęliśmy z Maurycym wspólnie wokół niego kombinować i trafiliśmy na trop którym podążamy.
Przy okazji opisów UL/KR przewijają się takie składy jak Kamiński i Brożek, Anteny, Kreska – dla mnie kompletnie nieznane.
[Maurycy] I jeszcze Żółte Kalendarze.
[Błażej] Kamiński i Brożek to zespół imprezowy i okazjonalny. To takie przekorne działanie wobec bufonady, która nas obezwładnia a zarazem bucowanie i wariacje na tematy disco/dance/techno. Anteny to prog/yass/rock...coś nad czym trzyma piecze Bartosz Matuszewski i mam nadzieję, że uderzy z tym w szerszy obieg, bo to bardzo wartościowa muzyka!
Jak więc wyklarowało się UL/KR?
[Błażej] Najpierw graliśmy jako trio, bardziej w estetyce post-rockowej, bo jeszcze z perkusją, klawiszami i gitarą, czasem nawet zahaczało to o jakieś niebezpieczne emo. Potem to się zmieniło, ale emocje zostały bo były najważniejsze. W przypadku Kawałka Kulki byliśmy w momencie kiedy mogliśmy wypłynąć na szersze wody – mieliśmy w końcu dobrego producenta, Wojtka Kucharczyka, ale zawaliły się sprawy promocyjne i pchanie tego dalej przez nas. Założyliśmy wydawnictwo Kalikula rec ale gdzieś po drodze to wszystko siadło. Z UL/KR na początku to była zabawa dźwiękami, strukturami i napięciem, ale ze świadomością że może być to materiał dość ważny dla nas i dla odbiorców .
Skąd więc pomysł, żeby zrezygnować z perkusji?
[Maurycy] Jest łatwiej. Perkusista z góry narzuca charakter muzyki, nawet jeśli gra na elektronicznej perkusji. Bez niego granie jest bardziej płynne, a poza tym więcej zarabiamy na koncertach (śmiech).
[Błażej] Gorzów ma ograniczoną ilość – jeśli personalizujemy miejsce, z którego pochodzimy – muzyków. Albo jesteśmy w subkulturze hardcore/grind/metal, hip hopowej albo są tak młodzieżowe zespoły. Nie bardzo siedzimy z nimi na ławeczce i nie plotkujemy (śmiech). Jeśli np. w Warszawie jest pięciu perkusistów to u nas jest dwóch. Nie, w Warszawie jest ze stu dwudziestu perkusistów! Więc jeśli w Gorzowie pojawiają się konflikty z perkusistą to nie da się z nim grać (śmiech). Jeśli jeden perkusista przestaje grać, to nie występuje aż w trzech-pięciu zespołach.
Graliśmy z Jackiem z Kawałka Kulki, ale że zacytuje grafomana .”najpierw z rąk nam wyleciało zaraz potem z głowy”, ale dalej się przyjaźnimy. W ostatnie wakacje zaczęliśmy nagrywać z Maurycym we dwójkę. Patrzeliśmy na wcześniej powstałe konstrukcje, ale zaranżowaliśmy utwory już inaczej. Dlatego też podczas koncertów nasze kompozycje dosyć mocno rozbudowujemy, zmieniamy cały czas, walczymy z dramaturgią i strukturą występów na żywo.
Nagraliście album, który trwa nieco ponad 20 minut. Brakuje Wam pomysłów?
[Błażej] Wolimy niedosyt, tak samo jest podczas koncertów. Nie jesteśmy zespołem jak np. Kult, nie gramy trzech godzin. Wiele osób mówi „za krótka”płyta, koncerty „za krótkie”, ale my chcemy żeby koncert stanowił 20-30 minut esencji. Taki idealny trip jest dziwny, ale nie męczy i nie kończy się zdychaniem czy zamułką.
[Maurycy] Nie robimy nawet przerw między kawałkami, bo niby po co?
[Błażej] Nie lubię po prostu zbyt długich koncertów, nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem na całym koncercie.
Czyli za każdym razem gracie inaczej?
[Maurycy] Tak. Da się te utwory zagrać tak samo jak na płycie, ale naturalnie wypływa to, że gramy inaczej. Mamy jakieś elementy zaczepienia, ale to się zmienia.
[Błażej] Improwizacja to dość przekorna materia. Z jednej strony możemy sobie na nią pozwolić bo mamy jakąś wiedzę i technikę, ale z drugiej strony nie oddajemy się jej za bardzo, bo może okazać się zgubna i dlatego trzymamy się określonych struktur.
Skoro mówimy o Gorzowie – jak postrzegacie to miasto pod kątem muzycznym? Wasz zespół jest sporym zaskoczeniem, pojawił się zupełnie niespodziewanie i od razu został dostrzeżony.
[Błażej] Wiedziałem, że tak będzie, mówiąc nieskromnie. Czułem i czuje że robimy coś niezłego – tworzymy dobre kompozycje, brzmi to dziwacznie i chce się tego słuchać. Ale z drugiej strony nie robimy tego żeby się dopasować, tylko tak wychodzi. Oczywiście, śledzimy nowości, ale ciężko powiedzieć dlaczego tak się stało z nasza muzyką – może było na to zapotrzebowanie? Fajnie, że ludzie nie odrzucają naszej koncertowej interpretacji a zarazem jarają się klimatem z albumu, możemy grać i to pokazywać. Ważne są też teksty, które są na tyle niebezpośrednie, że każdy znajduje coś dla siebie.
[Maurycy] UL/KR To muzyczna interpretacja tekstów.
[Błażej] Tekst jest dla mnie bardzo ważny. Nie uważam się poetę, ale znam wartość tego co robię, mam tez świadomość grafomaństwa w swoich tekstach ale nie wyobrażam sobie pisania i śpiewania w innym języku. Kiedy za dziecka czy nawet teraz słucham Sonic Youth albo Pixies czy też setki innych zespołów, nigdy nie rozumiałem o czym śpiewali. Są jakieś takie podprogowe rzeczy, że nie znasz języka, ale Ci się to podoba. Jest taki polski zespół We Call It A Sound – napisałem do nich, że fajnie grają, łapie to i ściska, ale za nic nie rozumiem o czym śpiewają. Kupuje od jutra Easy English i zaczynam naukę (śmiech).
[Maurycy] Może powinieneś zacząć śpiewać po angielsku, szwedzku?
Myślę że to zły pomysł. W Polsce jest bardzo mało wykonawców, którzy mają odwagę śpiewać po polsku. W naszym języku ciężej jest napisać tekst, po angielsku czasem zwracasz na niego uwagę za którymś razem, a poza tym banalne słowa brzmią nieźle.
[Błażej] Kiedy byłem gówniarzem udawałem, że gram i śpiewam jakieś wyimaginowane teksty, naśladując angielskich wykonawców. Więc to chyba jest takie naturalne że próbujesz naśladować wzorce i języki które, nie wiem, fascynują cię?
Pamiętasz ścieżkę dźwiękową z „Króla Lwa”? Ona była w całości przełożona na język polski i to było dla mnie zajebiste. Teraz tego nie słyszę, piosenki z bajek Disneya są wykonywane po angielsku. Kiedyś brzmiało to zupełnie inaczej. Teksty muszą mieć moc – mogę śpiewać „your my heart, your my soul”, ale tak śpiewają wszyscy. Ja wolę na imprezie o czwartej rano posłuchać czegoś po polsku, wolę zaśpiewać „w wielkiej dżungli, ogromnej dżungli, lew stary mocno śpi”.
Raz słuchałem płyty Niwea na słuchawkach – nie ruszam jej więcej, ale ten jeden raz odpłynąłem! Jest jak dobry film moralnego niepokoju, zajebista. To niesamowity klimat, co potęgowało moje chodzenie w deszczu po Wieprzycach, gdzie co chwila szczekały na mnie psy, było szaro i jakoś tak źle. Niesamowite wydawnictwo. Po znajomości podoba mi się jeszcze twórczość Bartka Chmielewskiego z Muzyki Końca Lata – jest to infantylne, smutnawe i może trochę pedofilskie, ale chwyta za serce. Lubię ekstremalne rzeczy ale też kocham proste emocje.
Zastanawiam się nad tymi polskimi zespołami, które nie boją się śpiewać po Polsku. Niwea, Napszykłat, Pustki – te grupy mają silnie wyrobiony, charakterystyczny styl. Nie dość że mówią po polsku to ogniskują się mocno wokół polskiego kontekstu. W Waszym przypadku może być podobnie – jak jesteś z Polski to od razu to rozumiesz i wiesz o co chodzi kiedy słyszysz "alkohole typu strong". Czy ludzie w Polsce boją się śpiewać w rodzimym języku?
[Maurycy] Myślę, że wszystkie zespoły, które po angielsku śpiewają w Polsce, powinny wyjechać do Wielkiej Brytanii (śmiech).
[Błażej] Z tekstami w wydawnictwach polskich jest ciężka sprawa. Mazzoll nagrał kiedyś płytę „Single 3” i tam była „Pieśń o smutnym Rumunie” z niesamowitą dawką emocji. To bardzo dobry kawałek. Wolę język polski, bo psuje mi odbiór to, gdy nie wiem o czym ktoś śpiewa. Wiem, że to może wyłącznie kwestia tego ze nie znam na wystarczającym poziomie języka angielskiego ale też kontekst i klimat jest dla mnie mało czytelny u wykonawców zagranicznych.
Tym bardziej, że mówicie o ponurych tematach, nie tryskacie optymizmem.
[Błażej] Bo najlepsze rzeczy są smutne. Oczywiście lubię posłuchać weselszych jak Modern Talking, Manu Chao albo Kamila Bednarka.. (śmiech)
[Maurycy] Manu Chao jest smutne.
[Błażej] Smutne? Nie, wesołe jest!
Ale tworzycie obraz polskich podwórek, zaplecza, drugiej sceny. Opowiadacie o drugiej stronie tego co widać na reprezentacyjnych ulicach, niekoniecznie rzeczach ładnych, a nawet brzydkich i nieprzyjemnych. UL/KR to wieczorowa sytuacja, w której wychodzisz z piwem na ciemną ulicę.
[Błażej] Tak jest! Nie jestem literatem i się nim nie czuję. Z polskiego nigdy nie byłem dobry i nie czuję się w nim dobrze, ale staram się łapać pewne „rzeczy” które raczej kłują niż gilgoczą
[Maurycy] To jest opis zdarzeń.
[Błażej] Właśnie nie! Nie ukrywam tego, że często czytając książki, oglądając filmy wypisuję sobie fragmenty, części mowy, spisuję i potem składam to, co spisałem, w moje historie. Nie tworzę nigdy w myśl zasady „żona zabrała mi syna – zarapuję o tym”. Jesteśmy raczej szczęśliwymi dzieciakami i bardziej obserwujemy siebie, mamy się za szczęściarzy, którzy kreują pewne stany.
[Jakub Knera]