Ciężko na SWNY nie patrzeć jak na kontynuację działań Indigo Tree, zwłaszcza pod kątem ich ostatnich wystepów pod tym szyldem. O ile jednak tu dołącza do nich Adam Byczkowski z Kyst (którego praktycznie na płycie nie słyszę), a Peve Lety na pierwszy plan wysuwa swoje fantastyczne wokale, to rolę lidera zdecydowanie przejmuje Michał Kupicz. Nie tylko za sprawą świetnie dopracowanego brzmienia, co ma już zresztą w małym palcu, ale także, a raczej przede wszystkim, z powodu elektronicznych podkładów czy garści bitów, które serwuje (dość siermiężnych). Pojawia się pytanie o istotę tego wydawnictwa – na epce z powodzeniem można byłoby wyciąć z 3 utwory i zostawić świetne skądinąd Deers i Did you know, które z powodzeniem sprawdziłyby się jako dobry singiel. Reszta niestety świadczy zarówno o przypadkowości, szkicach, niedopracowaniu czy niezbyt trafnym połączeniu swobodnych gitar i bitów jak ciężkostrawny Restrain czy ledwo zarysowany Whisper. Liczę że do wprawka przed długogrającym albumem, który mam nadzieję że będzie bardziej sprecyzowany, domknięty, konkretny, a przede wszystkim – treściwy.
[Jakub Knera]