Ofensywy oficyny Pink Punk ciąg dalszy. Tym razem czas na debiutancki album Woody Alien, duetu o sporym już jednak doświadczeniu. Marcin Piekoszewski i Zbigniew Jasiński to muzycy Plum (nie tylko, lecz głównie), dla których Woody Alien jest już od kilku lat sposobem na eksplorację rejonów bardziej drapieżnych, oszczędnych w środkach i dzikich niż ukazywane w Plum - tak przynajmniej sugeruje "Piss and Shit and a Diamond of Perception". O ile Plum może przywodzić na myśl Primus, to Woody Alien w basowo-perkusyjnych spazmach idzie o krok dalej i angażując sporą dawkę agresji dociera w okolice, gdzie jazz-core a la NoMeansNo spotyka się z surowym noise'm. Zdecydowanie więcej tutaj punkowego wygaru, konsekwentnego drążenia siły przesterowanego, charczącego basu i rytmicznych kanonad punktowanych drapiącym wokalem niż autotelicznych eksperymentów The Ruins. Doskonale świadczy o tym także sięgnięcie po wrzaskliwy wokal, unikający za wszelką cenę melodii i niestety chwilami słabo słyszalny.
Największym atutem albumu jest wierność wypracowanemu brzmieniu i potężna dawka spontanicznej energii tryskającej z basowo-perkusyjnego walca, którą Woody Alien stara się z minimalistycznej konwencji wycisnąć do ostatniej kropli. I trzeba przyznać, że mu się to udaje, choć czasami prostota pomysłów jest aż zdumiewająca, szczególnie w galopującym Sidewalk, czy kończącym tę zabawę Wooden Spoon, ewidentnie odwołującym się do wczesnych, agresywnych dokonań NoMeansNo (istny miód dla uszów fana braci Wrong). Woody Alien pozostawia w głośnikach jeszcze wiele wolnego miejsca, jedynie sporadycznie burczące linie basu przeradzają się w dźwiękową plamę, przeważnie będąc zwięzłe, gęste i drapieżne. A ponieważ nieco patetyczne zwolnienia tempa w puszczającym oko do Helmet Just Smile okazuje się być cięższe, a równie energiczne, ponadto kilkukrotnie piosenki otrzymują drugie dno dzięki feeriom perkusji "Piss and Shit and a Diamond of Perception" po prostu wciąga swoim zaangażowaniem i siłą. W rezultacie Woody Alien oscyluje między jazz-core'm NoMeansNo, Sabot czy Victims Family rozszerzonego o punkową werwę, a noisem eksplorowanym obecnie na przykład przez Boredoms czy Lightning Bolt, choć w wykonaniu WA - w wyraźnie lżejszej wersji. A że zespół przed zarejestrowaniem płyty zagrał sporo koncertów, brzmi bardzo swobodnie, wie co chce osiągnąć i konsekwentnie swój cel realizuje. I ja w to wchodzę.
[Piotr Lewandowski]